Początki
Święta już za nami, więc dziś będzie nieco mniej moich wynurzeń, a więcej konkretów. W tym miejscu zwykle staram się napisać kilka słów o autorze, odnosząc się do jego wcześniejszych gier, jednakże tym razem nie za bardzo jest o czym wspominać. Gra jest reskinem innej produkcji, osadzonej w Starożytnym Rzymie, której jednak nie znam, ani na szybko nie udało mi się znaleźć kogoś, kto by w nią zagrał. Czysta karta.
Kolorowych jarmarków
W pudełku znajdziemy:
– 96 kart (portali, nagród oraz pomocy);
– 23 żetony animusów;
– 48 kryształów;
– woreczek oraz instrukcję.
Warstwa graficzna produktu przyciągnęła moją uwagę od razu. Rzuciłem okiem na BoardGameGeeka i już wiedziałem, że chcę to zrecenzować. Ilustracje na kartach są śliczne, bajkowe, bardzo w moim guście. Do reszty też trudno się przyczepić – karty są duże (to może nieco utrudnić koszulkowanie), żetony solidne, kryształki ładne – wszystko w jak najlepszym porządku. Instrukcja także jest napisana zrozumiale i wystarczy ją raz przeczytać, by nie mieć większych wątpliwości w trakcie rozgrywki.
Bingo!
A jak w to się gra? Na początku rozgrywki każdy z uczestników dostaje 7 kryształów, a także 6 kart, z których wybiera 3. Na tychże znajdują się symbole odpowiadające żetonom animusów znajdującym się w woreczku. Rozgrywka toczy się w turach – w każdej pierwszy gracz wyciąga jeden żeton i kładzie na stole. Jeśli jego symbol odpowiada jednemu z tych na kartach, to można umieścić na nim jeden ze swoich kryształów; gdy zasłoni się wszystkie, to wykrzykuje się na głos zaklęcie i otwiera portal, uruchamiając jakiś efekt – od punktowania na koniec gry przez efekty stałe do wykorzystania w trakcie trwania rozgrywki. Jeśli portal został otwarty, to dobiera się jedną z dziesięciu wyłożonych na stole kart i zastępuje ją kolejną z talii.
Taki ciąg wydarzeń powtarza się do momentu wyciągnięcia żetonu jokera, po czym wszystkie żetony wracają do woreczka i zostaje on przekazany kolejnemu graczowi.
Ostatnią rzeczą, o której warto wspomnieć, są karty bonusowe, czyli dodatkowy sposób na zdobywanie punktów, stanowiący element wyścigu na zebranie zestawów kart (choć można by to urozmaicić!). Rozgrywka się kończy, gdy na koniec tury jeden z graczy ma 7 otwartych drzwi (co oczywiście łatwo można zmienić, regulując czas rozgrywki, domyślnie około 20-25 minut).
Wrażenia?
Muszę przyznać, że pierwsza rozgrywka nie przypadła mi do gustu – raczej odradzam zgodny z instrukcją wariant bez początkowego draftu kart. Losowość sprawiła, że praktycznie nie miałem co zrobić. I tutaj dochodzimy do największego mankamentu – zdarzają się właśnie takie momenty. Oczywiście całe clou gry polega na tym, by do tego nie dopuścić, jednakże może tak się stać. Z tym problemem świetnie poradzono sobie w Ecos (o nim jeszcze za chwilę). Implementacja jakiejś tarczy osłonowej dla pechowego dociągu na pewno by grze nie zaszkodziła.
Drugim minusem są problemy z balansem. Miałem wrażenie, że nie wszystko tutaj gra i sprawdzając wątek na forum, udało mi się faktycznie znaleźć, iż niektóre karty o takim samym koszcie potrafią mocno różnić się zyskiem z ich ułożenia. Do poprawy. Gdy spędziłem przy niej jednak trochę czasu, to zaczęła mi się podobać – jest bardzo prosta, czytelna i ładnie wygląda na stole. Jest tutaj trochę kombinowania, ale nie na tyle, by palić styki. Podejrzewam, że bardzo dobrze pasuje jako gra wprowadzająca do hobby i jako tytuł przed wypróbowaniem Ecos: First Continent – gry większej, dalece bardziej złożonej, ale opartej na dokładnie takiej samej mechanice (nie wyszła ona jeszcze po polsku, a jest zależna językowo, ale jestem pewien, że to tylko kwestia czasu, bo jest świetna).