Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak mocno przeżywałam to, co dzieje się na ekranie. Starałam się chłonąć wszystko, każdą najdrobniejszą chwilę i byłam niepocieszona , że nie mogę zatrzymać poszczególnych scen i poprzyglądać się im przez dłuższą chwilę. Dzieło Wesa Andersona na długo zapadnie w mojej pamięci.
Ciemność, cisza i skupienie
Gdy na sali kinowej zgasły światła, wszystko ucichło. Razem ze mną w środku znajdowało się jeszcze sześć lub siedem osób. Każdy szelest, szept, a nawet głośniejszy oddech były wyraźnie słyszalne podczas wyświetlania reklam, ale wszystko ucichło w momencie, gdy na ekranie pojawiło się logo studia filmowego Indian Paintbrush. Już wtedy wiedziałam, że się nie zawiodę. To przeczucie uderzyło mnie z taką siłą, że mogłam tylko siedzieć i obserwować w skupieniu.
Wierzcie mi lub nie, ale nikt nie rozmawiał i nie wymieniał się podczas seansu swoimi spostrzeżeniami. Chwała widzom, że nic nie jedli, bo zakłóciłoby to odbiór całości. Każdy wyraźnie się skupiał, śmiejąc się tylko od czasu do czasu, ponieważ w Wyspie Psów nie brakuje sporej dawki humoru i nieco prześmiewczego podejścia do japońskiej kultury (oczywiście jest to bardziej puszczanie oka do widzów, nie obrażanie). Bywały również momenty, w których słyszałam pociąganie nosem (swoje również) i cichy dźwięk otwieranej paczki chusteczek higienicznych. To było cudowne przeżycie.
Psy i dzieci kochają za bardzo
Cała fabuła opiera się na kontrastujących ze sobą nienawiści i miłości. Żeby tego było mało – dwójki spokrewnionych ze sobą osób. Młody chłopiec, dwunastoletni Atari Kobayashi, chce odzyskać swojego wiernego przyjaciela – psa Ciapka (Spots). Jego oraz tysiące czworonogów na wyspę śmieci, zesłał wuj bohatera – burmistrz miasta Megasaki, miłośnik kotów. Dlaczego psiaki spotkał taki los? Wiele z nich zaczęło zapadać na tajemniczą chorobę, tzw. psią grypę, która stała się niebezpieczna również dla ludzi. To był pretekst, którego potrzebował burmistrz Kobayashi. Film prześmiewczo obrazuje rządy tyrana, który nagina rzeczywistość, by dopasowała się do jego wizji świata. Głuchy na głosy sprzeciwu mieszkańców i naukowców, którzy poświęcają swój czas i zdrowie, by znaleźć lekarstwo na psią dolegliwość. Robi wszystko, by ludzie szli za nim: oszukuje, ukrywa prawdę i podjudza do nienawiści wobec najlepszych przyjaciół człowieka. Bitwa, jaką toczy z przygarniętym przez siebie Atarim jest jedyna w swoim rodzaju. To starcie dwóch silnych charakterów, które musi zakończyć się jednoznacznym zwycięstwem.
Wyjątkowość, która zachwyca
Sam fakt, że Wyspa Psów jest filmem stworzonym techniką poklatkową zasługuje na uznanie. Niezwykłe jest również to, jak zgrabnie umieszczono w niej animację 2D, która pojawia się na ekranie… Kto wie, może ma nam to dać do zrozumienia, że w mediach wszystko jest wyidealizowane, przekształcone i gładkie? Każdy element dzieła daje do myślenia. Może i jest to doszukiwanie się smaczków na siłę, ale nie mogę się oprzeć temu wrażeniu. Oprawa dźwiękowa jest równie magiczna, minimalistyczna, ale potrafi wprowadzić widza w pożądany nastrój. Wszyscy bohaterowie zapadają w pamięć – zarówno ci ludzcy, jak i psi. Niektórzy pojawiają się tylko w paru ujęciach, a jednak są na tyle charakterystyczni, by nie wyparować z naszych umysłów zbyt szybko. Uwagę zwraca fakt, że ludzie mówią po japońsku, psy zaś są anglojęzyczne – dzięki temu wczuwamy się bardziej w klimat, a ważniejsze kwestie są objaśniane przez osoby postronne jak np. prezenterkę telewizyjną, która tłumaczy na angielski przemówienie burmistrza. Moim zdaniem fabularnie jest to majstersztyk. Nie ma tu niewyjaśnionych wątków ani luk – wszystko jest doskonale wyważone i uzasadnione, z oglądającego nie robi się idioty oraz nie ma mowy o sztucznym zapychaniu niepotrzebnymi scenkami.
Naprawdę ciężko mi znaleźć słabe strony – może dlatego, że kocham psy albo że animację poklatkową uważam za piękne zjawisko.. Nie narzekam nawet na to, że dzieło „mogłoby być dłuższe”. Myślę, że te niecałe dwie godziny wystarczyły, by z rozmachem opowiedzieć wzruszającą historię o miłości i oddaniu.
Zapraszamy na seanse do Cinema City!