Właśnie ukazał się trzeci numer Gorzowskiego Magazynu Fantastycznego „LandsbergON”. Tym razem jego tematem przewodnim są horrory. Sprawdźmy więc, czy jest się czego bać.
Naczelny zaprasza
Od wydania poprzedniego numeru „LandsbergON” minęło ponad pół roku. Śledząc informacje na facebookowej stronie Stowarzyszenia NOVUM, wydawnictwa magazynu, dowiedziałem się, że pojawiły się problemy finansowe i kwartalnik będzie musiał zmienić się w półrocznik. Najważniejsze było jednak to, że kolejny numer w ogóle się ukaże. Poprzednie wydania przypadły mi do gustu, a i sam pomysł oraz inicjatywa warte były uznania i kontynuacji. Wreszcie doczekałem się trzeciego numeru, za którego czytanie zabrałem się natychmiast. Już we wstępie redaktor naczelny „LandsbergON”, Mariusz Sobkowiak, wprowadza nas w klimat grozy, informując, że będzie się czego bać i czytamy magazyn na własną odpowiedzialność. Jeśli więc będziemy później bali się wyjść w nocy do łazienki, to już tylko nasza wina. Żeby nie być gołosłownym, pan Mariusz jako pierwszy prezentuje nam swoje opowiadanie zatytułowane Z Bogiem. Nie chcę nikomu odbierać przyjemności czytania, ale jako dziennikarz potrafiłem wczuć się w rolę głównego bohatera i ciarki przeszły mi po plecach. Przy okazji historia byłaby świetnym wstępem do jakiegoś filmu albo gry. Naczelny świetnie spełnił swoją rolę i zachęcił do dalszej lektury trzeciego numeru.
Trzymamy poziom
Po tak mocnym wstępie poprzeczka dla pozostałych tekstów była ustawiona naprawdę wysoko, ale autorzy kolejnych opowiadań sprostali temu zadaniu. Łukasz Piotrowski napisał dla nas Dziwadło, znakomity slasher opowiadający o zemście pewnej dręczonej przez rówieśników dziewczyny. I jeśli myślicie, że bohaterka postanowiła sama złapać za nóż, siekierę czy maczetę, to grubo się mylicie. Jej odwet był znacznie bardziej okrutny. Ale nie sposób było też jej nie kibicować, a po wszystkim nie uśmiechnąć się i nie pomyśleć: „Zasłużyli!”.
Świetny pomysł miał także Karol „Trapi” Wojdyło. W swojej Żałobie pokazał, że nie zawsze muszą nas straszyć duchy, potwory czy nawet seryjni mordercy. Po przeczytaniu opowiadania aż włosy stają dęba, kiedy przemyśl się, co musieli czuć obaj bohaterowie wspomnianej historii.
Z kolei pani G. Kwaśniewska w bardzo sprytny sposób przekazała nam z kolei fragment przeszłości Gorzowa. O miejskim kacie, który szukał… żony jest z pewnością najmniej strasznym opowiadaniem w tym numerze „LandsbergON”, ale ukazuje dzieje tego miasta i zachęca do dalszego wyszukiwania ciekawostek na jego temat.
Na koniec zostaje nam Lokal samotnych autorstwa Sebastiana Siudy. Nieco psychodeliczne opowiadanie, utrzymane w mrocznym klimacie, które nie tylko mocno działa na wyobraźnię, ale i nakłania do zastanawiania się, jak potoczyły się dalsze losy bohatera oraz czy przedstawiona historia zdarzyła się naprawdę, czy też może była wytworem jego wyobraźni.
Straszą nie tylko słowami
„LandsbergON” nie zmienił swej formuły i prócz opowiadań znajdziemy w nim także zdjęcia oraz obrazy promujące lokalnych artystów. A trzeba przyznać, że ci mają talent. Dominika Saj to znakomita charakteryzatorka, która przemieniła Grzegorza Piotra Czeczotta w demona. Efekt jest piorunujący. Myślę, że gdyby model wystąpił w takim stroju na Pyrkonie czy innym konwencie i wziął udział w konkursie cosplay, to miałby spore szanse na wygraną. Swoje fotografie i grafiki przedstawili także Beata Patrycja Klara oraz Edwin Bortkiewicz. Oboje mają zupełnie odmienne style, ale też potrafią przykuć uwagę i wzbudzić dreszczyk emocji. Najbardziej jednak podobały mi się zdjęcia Marcina Skiby, który w sumie pokazał niby proste i codzienne rzeczy jak trumna, stary wiatrak czy człowieka na polu. Uchwycone w odpowiedni potrafią zafascynować i sprawić, że ogarnie nas strach.
I znowu trzeba czekać
Dodam jeszcze, że trzeci numer „LandsbergON” zawiera także wywiad z Jackiem Radzymińskim, autorem strony Mówi Wieko. Jest to fanpage dotyczący zjawisk nadprzyrodzonych oraz antropologii śmierci. Pan Radzymiński o swojej pasji opowiada niezwykle zachęcająco i ciekawie, dzieląc się kilkoma ciekawostkami. Z chęcią więc odwiedziłem jego stronę, choć tak naprawdę moja sympatię kupił już na wstępie, wspominając serial Czy boisz się ciemności? (Nostalgeek pozdrawia!). Niestety po raz kolejny czasopismo kończy się zbyt szybko. 22 strony ze świetnymi opowiadaniami sprawiają, że czas płynie miło, ale znów pozostaje niedosyt. Teraz trzeba czekać do kolejnego numeru, który, mam nadzieję, dorówna poprzednikom.