Ostatnio dużo mówi się o tym, że nastolatkowie mają telefony niemalże przyrośnięte do rąk. Młodzież nie potrafi funkcjonować bez internetu, gier i aplikacji mobilnych. Podobno stanowi to niemały problem społeczny. Ekipa odpowiedzialna za scenariusz do animacji Emotki. Film (ang. The Emoji Movie) postanowiła zrobić sobie z tego żarty.
Witajcie w Textopolis!
Myślę, że każdy z nas posiada telefon komórkowy i korzysta z niego dziesiątki razy dziennie. Wyobraźcie sobie, że wasz smartfon to swego rodzaju wszechświat, a każda aplikacja jest planetą zamieszkaną na przykład przez internetowe trolle, wirusy czy memy. Emotki. Film opowiada historię emotikona minki o imieniu Minek (oryginalnie, co?), który istnieje tylko po to, by w obrazkowy sposób przedstawić w wiadomości tekstowej znudzenie. Odpowiedzialni za scenariusz produkcji Eric Siegel, Tony Leondis i Mike White wspólnie uradzili, że trzeba skomplikować życie protagonisty. Uczynili go zatem anomalią, emotikonem, który potrafi wyrażać więcej niż jedną emocję, co w świecie mobilnym jest niedopuszczalne. Minek, ścigany przez antywirusowe boty, przemierza wszechświat (czyli telefon swojego właściciela) aplikacja po aplikacji, by zostać przeprogramowanym do normalnego stanu.
Czasem opinie krytyków na Rotten Tomatoes się sprawdzają…
Przed seansem celowo nie sprawdziłam ocen animacji w internecie. Wolałam iść z czystą głową, nie wiedząc o niej nic więcej niż to, że opowiada o, jak to określa slogan reklamowy, sekretnym świecie naszych telefonów. Już samo to sformułowanie sprawia, że w głowie rozbrzmiewa mi alarm, a wszelkie lampki bezpieczeństwa świecą ostrą czerwienią.
Jeśli chcecie się wybrać na ten film, sprawdźcie najpierw oceny we wszystkich znanych wam serwisach, przeczytajcie każdą recenzję, na jaką się natkniecie, a potem przemyślcie tę kwestię ponownie.
Animacja nie przyciąga ani ładną grafiką, ani dobrym scenariuszem. Żarty są drewniane, a fabuła obraża inteligencję widza. Podczas seansu miałam wręcz wrażenie, że mózg zaraz ucieknie mi z krzykiem przez ucho, a infantylne sceny i oklepane slogany przyprawiały mnie o torsje. Gwoździem do trumny tego kinowego koszmaru jest fakt, że żadne z dzieci obecnych na sali kinowej nie zaśmiało się ani razu.
Dla kogo w takim razie jest ten film?
Według oficjalnych danych Emotki. Film to animacja przeznaczona dla widzów od piętnastego roku życia. Podczas seansu przedpremierowego na sali kinowej towarzyszyły mi w znacznej większości dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Dość przerażające zjawisko, bo to w żadnym wypadku nie jest obraz przeznaczony dla tak młodych odbiorców. Rodzice zwijali się w fotelach w kłębki i zasypiali (jeden pan nawet zaczął chrapać), a maluchy marudziły, że się nudzą i chcą już do domu. Co ciekawe na seans nie przyszła ani jedna osoba z docelowej grupy wiekowej. Widać młodzież potrafi korzystać z aplikacji w swoich smartfonach i sprawdzać, co warto zobaczyć w kinie, a co nie.
Podsumowanie
Emotki. Film to najgorsza animacja, jaką widziałam w życiu. Myślę, że w Polsce nie bez powodu zdecydowano się na zatrudnienie gwiazd You Tube’a do dubbingowania postaci. Dzięki temu można umieścić intrygujący slogan na plakacie. O dziwo udźwiękowienie wyszło dobrze. Aczkolwiek jest to jedyna, choć wątpliwa, zaleta obrazu. W końcu w oryginalnej wersji językowej głosu postaciom użyczali między innymi James Corden, Jennifer Coolidge (tak, to ta, co grała mamę Stiflera w American Pie), Christina Aguilera czy Patrick Steward (nawet nie potrafię sobie wyobrazić, ile mu zapłacili, żeby podkładał głos emotikonowi kupie…).
Patrick Steward musi musi miec mase rachunkow do poplacenia…
Obawiałem się, że to może być strasznie nijakie, ale chyba nie spodziewałem się takiej masakry o.O