Po sukcesie, jaki odniósł Joker Todda Phillipsa, wielu spodziewało się, że Warner Bros. i DC Comics pójdą właśnie tą drogą, opierając kolejne puzzle swojego uniwersum na podobnych filmach – ponurych, zmuszających do myślenia narracjach – oraz wnikliwych analizach – zwykle w różnym stopniu złamanych mentalnie – bohaterów (albo przynajmniej ostentacyjnie je za takowe przebierać). Nic z tego – Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) [recenzja powstała przed 11 lutego, kiedy to Warner Bros. podjęło decyzję o zmianie tytułu filmu – przyp. red.] to radosna nawalanka podlana pop-feministycznym sosikiem. Tylko tyle i aż tyle.
Pączuś zawiódł…
Umówmy się: rozstania nie są przyjemne. Bolą, smucą, wybijają z dziennego rytmu. Można się domyślić, że uczucia te będą dużo intensywniejsze, jeśli twoją drugą połówką była wpływowa postać trzymająca w ryzach cały przestępczy półświatek ogromnej metropolii. Wówczas jedną z poważniejszych konsekwencji zakończenia związku jest utrata immunitetu, dotąd chroniącego cię przed przykrymi skutkami twoich wybryków. A pewna Harley Quinn (Margot Robbie) zdążyła sobie nagrabić… Nie dziwne zatem, że gdy wieść o jej triumfalnym powrocie na „wolny rynek” roznosi się po mieście, z zakamarków Gotham City wypełzają wszyscy, którym niewinna arlekinka zdążyła zaleźć za skórę. Wśród nich jest niejaki Roman Sionis (Ewan McGregor), ekscentryczny bogacz z fetyszem skórowania. Wyjściem z patowej sytuacji okazuje się dla kobiety pewien bezcenny diament, skradziony przez dziewczynkę o wyjątkowo lepkich dłoniach. Pozornie banalne zadanie (tu wstaw dowolny żart o zabieraniu dziecku lizaka) nieoczekiwanie się komplikuje.

Źródło: spidersweb.pl
…więc biorę sprawy w swoje ręce
Samej Harley Quinn nie trzeba przedstawiać nikomu, kto miał choćby pobieżny kontakt z historiami serwowanymi przez DC. Tym, którzy z jakiegoś powodu nie poznali dotąd księżniczki chaosu, opowie o sobie sama zainteresowana. Film otwiera animowana sekwencja, w telegraficznym skrócie streszczająca dotychczasowe poczynania głównej bohaterki. Na tym jednak nie koniec – Quinn śmiało chwyta lejce i to właśnie ona będzie naszą przewodniczką po chaotycznym, brutalnym Gotham City. Dzięki temu rozwiązany zostaje problem ekspozycji, której – z oczywistych względów – trzeba było zawrzeć tu bardzo dużo. Jest to przy tym wycieczka nielinearna i nieuporządkowana – niewiarygodna narratorka skacze między wątkami, anegdotycznie opowiadając o kolejnych pojawiających się na ekranie twarzach, ich motywacjach i powiązaniach. To równie sprytne, co wtórne (uśmiechająca się wprost do obiektywu Harley ma w sobie wiele z Deadpoola i wykreowanej przez Phoebe Waller-Bridge Fleabag), pozwala jednak na zachowanie iluzji utrzymywania historii w ryzach.
Kryje się tu jeszcze jeden chochlik – swoją uwagę protagonistka rozkłada nierównomiernie. O ile całkiem solidnie przedstawieni zostają Sionis/Czarna Maska i detektyw Renee Montoya (Rosie Perez), o tyle nieproporcjonalnie mniej dowiadujemy się chociażby o tajemniczej Łowczyni (Mary Elisabeth Winstead) czy Czarnym Kanarku (Jurnee Smollett-Bell), której historia wydaje się wybrzmiewać w niemalże samych niedopowiedzeniach. A szkoda.

Źródło: nytimes.com
Raz kijem, raz młotem
Sama opowieść jest przy tym prosta, zdecydowanie pretekstowa i prowadzi od jednej jatki do kolejnego mordobicia, co samo w sobie nie jest problemem – wszak zarówno choreografia scen walki, jak zdjęcia Matthew Libatique’a, niezmiernie cieszą oko (wiele ujęć doskonale sprawdziłoby się zresztą jako pełnostronicowe kadry bądź rozkładówki komiksu). Sama Margot Robbie (będąca również producentką filmu) ewidentnie bawi się świetnie, waląc młotkiem w łeb patriarchatu, a bejsbolem w toksyczną męskość. Same autorki natomiast – reżyserka Cathy Yan i scenarzystka Christina Hodson – mają ambicję wybicia się ponad zwykłe kino rozrywkowe. Nie sposób odmówić paniom dobrych intencji, jest to jednak przekaz zbyt grubo ciosany, by mógł zostać wzięty za poważny głos w dyskusji. Nieopierzone wciąż twórczynie (dorobek artystyczny obu przedstawia się raczej skromnie) nie do końca panują nad tematycznym miszmaszem, przeplatając trafne obserwacje niesmacznymi gagami i humorem – całkiem dosłownie – toaletowym.
Podążając tym tropem interpretacyjnym, jasne staje się również, dlaczego nie uświadczymy tu ani jednej w pełni pozytywnie nakreślonej postaci męskiej (Bruce, pupil Harley, się nie liczy). Przerysowani, bezrefleksyjni, żądni krwi, karykaturalnie wręcz głupi – tacy właśnie są faceci oczami leczącej złamane serce narratorki. Nie jest to wizja wyważona, ale czy Harleen Quinzel nie byłaby przypadkiem ostatnią osobą, po której powinniśmy się tego spodziewać?

Źródło: pinkvilla.com
Bezwstydne baby górą!
Przez lata filmy spod szyldu DC kojarzyły się ze smutnymi, posągowymi herosami o niezachwianym kompasie moralnym, trzymającymi na barkach ciężar całego wszechświata. Ptaki nocy przełamują ten trend, a bezczelna, szczera do bólu i piekielnie charyzmatyczna Harley Quinn może okazać się lekiem na wiele problemów wciąż przecież szukającego swojego głosu uniwersum. W filmie nie uświadczymy ani Snyderowskiego patosu, ani przeżutego do granic możliwości motywu ratowania ludzkości przed kolejną zagładą. Nie jest to również, broń Thorze, nic wybitnego – ot, niezbyt skomplikowana, absurdalna, nieco wariacka, za to całkiem odświeżająca historyjka. A jednak, przymknąwszy oko na parę głupot, bawiłam się dzięki niej świetnie.
Na film Harley Quinn: Ptaki nocy zapraszamy do sieci kin Cinema City.