All work and no play make Charlie a dull boy
Charles Condomine (Dan Stevens) jest poczytnym autorem powieści kryminalnych. Dotychczasowe sukcesy zapewniły mu pełny portfel, umiarkowaną rozpoznawalność i możliwość wiedzenia dostatniego życia bez większych trosk, za to z piękną żoną – Ruth (Isla Fischer). Przepustką do prawdziwej sławy, blichtru salonów i nieprzyzwoicie wielkich pieniędzy ma być jednak scenariusz filmowej ekranizacji jednej z jego powieści, zamówiony przez wpływowego hollywoodzkiego producenta (zupełnym przypadkiem będącego jednocześnie teściem naszego pisarzyny). Psikus w tym, że kreatywne źródełko wyschło lata temu, wraz z tragicznym wypadkiem i przedwczesną śmiercią muzy pisarza – byłej żony, Elviry (Leslie Mann).
Terminy gonią, a wena uparcie nie przychodzi, Charles chwyta się więc brzytwy i zaprasza do domu skompromitowaną medium, madame Arcati (Judi Dench), celem przeprowadzenia prywatnego seansu spirytystycznego. Niespodziewanie objawia się duch nieodżałowanej miłości pisarza. Jak szybko się przekonuje, zjawie tęskno było do ziemskich wygód i przyjemności – nie w smak jej jednak ponowny ożenek ukochanego mężczyzny. Wracać w zaświaty natomiast nie zamierza…

Źródło: theguardian.com
Książka była lepsza
Gdyby opierać się wyłącznie na pierwszym wrażeniu, można by uznać, że oto czeka nas lekka, frywolna farsa opakowana w stylowe pozłotko wprost z epoki międzywojnia. I faktycznie, gdyby skupić się wyłącznie na tym aspekcie, warto na chwilę zawiesić oko na modernistycznych lokacjach à la Bauhaus (choć nie wszyscy są pod wrażeniem aranżacji wnętrz willi młodego małżeństwa), kolorowych sukienkach, szykownie skrojonych garniturach i plenerach żywcem przeniesionych z płócien Degasa czy Maneta, przedstawiających zbytki ówczesnej socjety. Nie uświadczymy tu co prawda przepychu rodem z przyjęć wielkiego Gatsby’ego – wszak ryczące dwudziestki już dawno za nami, zresztą grono towarzyskie naszego bohatera wydaje się ograniczać do członków najbliższej rodziny i zaprzyjaźnionego małżeństwa lekarzy. Raz na jakiś czas w tle przygrywa generyczny szlagier z epoki, przez większość czasu jednak obrazowi nie towarzyszy muzyka. Gdybym chciała być złośliwa, wnioskowałabym, że kosztów wykupienia licencji większych przebojów najzwyczajniej nie ujęto w projektowanym budżecie.
I o ile takie techniczne drobnostki można jeszcze zrzucić na karb księgowych, przymykając na nie litościwe oko, o tyle inaczej ma się sprawa scenariusza. Ten jest bowiem cienki niczym trzecia herbata zaparzona z używanej wcześniej saszetki. Trio scenarzystów oparło historię na sztuce Noela Cowarda pt. Blithe Spirit z 1941 roku (jeśli wierzyć archiwaliom, całkiem ciepło przyjętej przez bywalców West Endu) i jej rychłej, wiernej ekranizacji Davida Leana z 1945 r. (tu również musimy posiłkować się artykułami sprzed lat, jako że filmu nie sposób znaleźć w legalnych źródłach). Adaptacja Edwarda Halla pozbawiona jest lekkości, dowcipu i polotu literackiego pierwowzoru. Widzowie nie uświadczą zbyt wielu slapstickowych gagów, cięte dialogi płynące z kart sztuki Cowarda zastępują natomiast miałkie sentymenty i prostackie insynuacje. Może autorom też przydałaby się muza z zaświatów?

Źródło: nytimes.com
Wszystkie drogi prowadzą do kosza z filmami za piątaka
Ogólnoświatowa pandemia znacząco utrudniła życie w zasadzie wszystkich, których dotknęły kolejne odsłony lockdownu i inne niedogodności. Ucierpiał także przemysł filmowy – duże premiery wydawały się coraz odleglejsze, a kina pozostawały zamknięte z niewielkimi przerwami przez ponad rok. Jak wywołałem byłą żonę pierwotnie miał zagościć na wielkich ekranach jeszcze w maju 2020 r., jednak z oczywistych względów – nie zagościł. Ostatecznie prawa do emisji w Wielkiej Brytanii wykupiła stacja Sky, która w styczniu 2021 udostępniła film na swojej platformie VOD. Niedługo później trafił też na nośniki domowe. I wydaje się, że właśnie taka forma jest dla tej produkcji najodpowiedniejsza – wśród podobnych sobie nijakich przeciętniaków, włączonych przypadkiem i obejrzanych jednym okiem, choć w gruncie rzeczy zupełnie zbędnych. Pewnych duchów lepiej po prostu nie wywoływać.
Na film Jak wywołałem byłą żonę zapraszamy do sieci kin Cinema City!
Dawno nie widziałam filmu w kinie na którym bym zasnęła. Tym razem się udało To moja recenzja komedii która kompletnie nie śmieszy.