Nie marzył o tym nikt
Film, wyreżyserowany przez Marca Webba, przedstawia kolejne nowe wyobrażenie klasycznego filmu Disneya z 1937 roku, po Królewnie Śnieżce z 2012 oraz Śnieżce i Łowcy, również z 2012. W spokojnym królestwie przychodzi na świat córka króla i królowej. Ponieważ urodziła się podczas burzy śnieżnej, nadają jej imię Śnieżka. Po śmierci żony król, przedstawiany jako ideał cnót, szybko żeni się z nową kobietą w królestwie, ponieważ ta jest nieziemsko piękna. Ona oczywiście z czasem pokazuje swoje prawdziwe oblicze jako Zła Królowa i wysyła króla do obrony poddanych przed wyimaginowanym atakiem z południa. Za jej rządów mieszkańcy zaczynają ubierać się w ponure kolory, co – w razie niejasności – symbolizuje, że jest im źle. Królestwo popada w nędzę, co bardziej słychać, niż widać, a Śnieżka zostaje zredukowana do roli służącej. Królowa, mająca obsesję na punkcie bycia najpiękniejszą, staje się zazdrosna, gdy jej Magiczne Lustro oświadcza, że piękno Śnieżki przewyższa jej własne. Rozkazuje Myśliwemu zabić Śnieżkę, ale ten ją oszczędza, bo dała mu jabłko. Śnieżka szuka schronienia w lesie, gdzie spotyka siedmiu krasnoludków, teraz stworzonych przez CGI. Brakuje im niestety ciepła i osobowości, które uczyniły je niezapomnianymi w wersji animowanej. Między innymi brakowało mi oznak, że Gburek ma też miękką stronę i słabość do Śnieżki, przez co jego łzy przy końcu filmu wydają się bezpodstawne. Z drugiej strony, do pewnego stopnia podobał mi się zabieg z Gapciem i rozwój jego postaci. Później królewna sprzymierza się z przywódcą bandytów, a nie, moment, z przywódcą grupy walczącej w imieniu króla, o imieniu Jonatan. Poznali się oni wcześniej w zamku, gdy jakże szlachetny chłopak kradł ziemniaki z kuchni. Śnieżka uwolniła go po tym, jak został przyłapany – połączyło ich wymowne spojrzenie, co oczywiście znaczy, że będzie z tego „miłość”. Zamiast księcia z bajki otrzymujemy więc Jonatana, przywódcę bandytów, co wydaje się bardziej dziwnym, zbędnym zabiegiem niż naturalną ewolucją historii. Mamy oczywiście najsłynniejszą scenę, w której Śnieżka je zatrute jabłko – motyw ten jest nam wręcz do znudzenia zaznaczany na każdym kroku – oraz zostaje uratowana pocałunkiem prawdziwej miłości. Razem z Jonatanem, jego bandą i krasnoludkami obalają Złą Królową nie przez walkę, a raczej przez dobro Śnieżki. Film kończy się wielką imprezą w miasteczku, gdzie wszyscy śpiewają i tańczą ubrani na biało, bo teraz jest im lepiej, a poza tym to ślub.
Mamy suknię Śnieżki w domu…
Jedna z ikon kostiumografii, odpowiedzialna za takie cuda jak suknia Kopciuszka z 2015 roku, Sandy Powell, zaprojektowała również kostiumy do Śnieżki. Gdy świat obiegły pierwsze zdjęcia z planu, w internecie wybuchła burza na temat stroju Królewny. I niestety muszę przyznać, że mnie nie zachwycił na tyle, by go bronić. Kolor spódnicy jest wręcz neonowy, z kolei materiał bardzo lekki, co sprawia, że góra wydaje się ciężka i przytłaczająca. Jeśli chodzi o włosy Rachel – dla mnie tak 50/50. Gdy były ulizane i bez objętości, faktycznie przypominała czarny charakter z pierwszej części Shreka. Były jednak momenty, kiedy były puszyste, bardziej naturalne i żywe, co dodawało bohaterce tego uroku i wdzięku klasycznej Śnieżki. Była niestety jeszcze jedna rzecz, która bardzo rzucała mi się w oczy, a mianowicie szminka Rachel, czy w zasadzie kolor jej ust. Produkt, którego użyto w filmie, wydaje mi się zbyt różowy, wręcz malinowy – co gryzło się z jej strojem, a poza tym często znikał między scenami: raz był widoczny, a raz nie. Jeśli chodzi o pozostałe postacie, kostiumy Złej Królowej były bardzo… kostiumowe – chwilami wyglądały wręcz tanio, zwłaszcza jej korona ze szkła i te plastikowe kamienie szlachetne, którymi była obwieszona.
Piosenki swoje nuć…
W tej adaptacji postanowiono stworzyć kompletnie nowe piosenki, zamiast używać tych z oryginału – z wyjątkiem Hej-ho oraz Przy pracy gwiżdż jak kos, które dalej występują również w adaptacji. W pełni rozumiem ten zabieg – utwory z klasyka zupełnie by nie pasowały do nowej fabuły ani do odmienionej głównej bohaterki. Same piosenki są naprawdę w porządku, ale bez fajerwerków – żadna z nich nie utknęła mi w głowie na tyle, by słuchać jej poza filmem. Zarówno utwory w wykonaniu anglojęzycznej obsady, jak i ich polskie wersje, są naprawdę przyzwoite – z małymi wyjątkami. Trzeba przyznać, że Gal Gadot piosenkarką nie jest, zwłaszcza postawiona obok wybitnej Rachel. Aczkolwiek nasza Ewa Prus (w polskiej wersji językowej odpowiada za śpiew Złej Królowej) brzmi znakomicie. A tłumaczenie Princess Problems na Problemiki odrobinę mnie irytowało – ale może to kwestia mojej prywatnej awersji do zdrobnień.
Za możliwość obejrzenia filmu Śnieżka dziękujemy sieci kin Cinema City.