Po przeczytaniu Władcy Pierścieni J.R.R. Tolkiena odruchowo poszukiwałam podobnie napisanych powieści. Niestety, w większości przypadków słowo „podobnie” sprowadzało się do „niedostatecznie dobrze”. W końcu więc porzuciłam nadzieję na znalezienie utworu, który wprowadziłby atmosferę porównywalną z tą wykreowaną przez angielskiego profesora. I nagle, po wielu latach, wpadła mi w ręce Belgariada.
Onieśmielające pierwsze wrażenie
Nie będę ukrywać, że pierwsze spojrzenie na tę książkę napełniło mnie swoistym przerażeniem. Trzymałam przecież w dłoniach opasłe tomiszcze, składające się z ponad 1200 stron. Kiedy jednak rozpoczęłam lekturę, początkowa niepewność natychmiast ustąpiła. O czym jest ta powieść? Belgariada to historia Gariona – młodego chłopaka wychowującego się na niczym niewyróżniającej się farmie. Jego rodzice nie żyją, a jedynym znanym mu członkiem rodziny jest ciotka Pol, potrafiąca wyczarowywać niezwykłe potrawy. Życie Gariona mogłoby upływać spokojnie na zabawach z rówieśnikami, pracy, a później zaowocowałoby zapewne małżeństwem z towarzyszką z dzieciństwa o imieniu Zubrette. Jak łatwo można się jednak domyślić, nie wszystko idzie zawsze tak, jakby się tego chciało. Okazuje się, że ciocia Pol wcale nie jest zwyczajną kucharką, a jej przeszłość stanowi dla chłopaka wielką niewiadomą. Kiedy więc kobieta musi wyruszyć w drogę wraz z tajemniczym Belgarathem, Garion wyjeżdża z nimi i w ten sposób przekreśla swoje szanse na spokojną przyszłość u boku Zubrette. W czasie wyprawy bohaterowie spotykają na swojej drodze kolejne osoby, które dołączają do nich i tworzą drużynę rodem z przepowiedni. Ich misja nie jest wcale łatwa, a od jej sukcesu bądź porażki zależą dalsze losy świata.
Bogactwo charakterów
David Eddings z pewnością nie postawił przed sobą łatwego zadania. Wprowadzając dużą liczbę bohaterów, musiał każdemu z nich poświęcić ogromną uwagę. Zaniedbanie którejkolwiek z postaci mogłoby się wiązać z utratą jej autentyczności, co z pewnością odbiłoby się na opiniach o książce. Autorowi udało się jednak podołać trudnemu zadaniu i sprawić, że czytelnik może obserwować barwny wachlarz różnorodnych charakterów i osobowości. Eddings zadbał, by drużyna, mimo powagi podjętej misji, nie cechowała się zbyt dużą dozą patosu. Niektórzy bohaterowie byli więc przebiegli, nie wylewali za kołnierz i lubili żarty, a inni z kolei wykazywali się niezwykłą mądrością i rozwagą. Każdy z nich miał własne powody, dla których zachowywał się w dany sposób i wszystkie te motywy były jasne również dla czytelnika, dzięki poznaniu doświadczenia życiowego i przeszłości postaci. Autor nie zapomniał też o ciągłym rozwoju protagonistów, dzięki czemu można było obserwować zachodzące w nich zmiany.
Podsumowanie
Cała historia została nakreślona w niezwykle przemyślany sposób. Eddings wyposażył ją w ogromną liczbę pomniejszych konfliktów i trudności, jakie napotykali na swej drodze bohaterowie. Wszystko to eksplodowało w końcu zręcznie w starciu finałowym. Autorowi z pewnością nie można odmówić talentu literackiego. Stworzył wspaniałą opowieść, w której obserwuje się stopniowe przemiany bohaterów, krwawe potyczki, krótsze i dłuższe chwile szczęścia. Nigdy też do końca nie wiadomo, gdzie czai się zagrożenie. Mimo onieśmielającej z początku liczby stron, powieść Eddingsa czyta się niezwykle szybko. Gdy ją kończyłam, naprawdę mogłam stwierdzić, że nareszcie znalazłam coś na miarę Tolkiena. I podobnie jak w przypadku Władcy Pierścieni, do Belgariady również z całą pewnością jeszcze wrócę.