„Zawsze są przynajmniej trzy. Może być więcej, ale nigdy mniej.” – cytat z okładki
Panie Czarowne to dość osobliwa lektura. Nie ze względu na warsztat autora, ale ze względu na fabułę i miejsce akcji. Zawsze wiedziałem, że Kuba lubi osadzać swoje książki w alternatywnych liniach czasowych. Niezbyt odbiegających od naszej, ale jednak innych. Tak też jest i w tym przypadku, ale jednak ta alternatywność czasu akcji wydaje się bardzo znikoma, ulotna. Przyznam, iż jest to perfekcyjne zagranie, zwłaszcza, że autor wybrał bardzo intrygujące miejsce akcji, a mianowicie – swoje rodzinne Głuchołazy. To właśnie tam żyją, według autora, owe Panie Czarowne, Trójnia wiedźm strzegących od lat tego małego miasteczka na Opolszczyźnie. W książce tej Głuchołazy są miejscem magicznym, ukrytym przed obcymi spojrzeniami oraz uciekającym z pamięci każdego, kto z nich wyjedzie. Zasługa to niezwykle potężnego zaklęcia, które zostało nałożone po słynnych polowaniach na czarownice. Zginęły wtedy dwadzieścia dwie osoby, i to ich ofiara rozpostarła nad miastem ochronny całun, tak by kolejne wiedźmy i wiedzący mogli żyć w spokoju i bezpiecznie. Jednak dziś, w XXI wieku, nad miasteczkiem zawisły czarne chmury. Oto Zakon św. Huberta postanowił rozprawić się raz na zawsze z dawnym błędem, miejscem gdzie zamiast spalić wiedźmy, po prostu je powieszono. Ponadto inwestycje pewnej bogatej mieszkanki w turystykę sprawiają, że zaklęcie zaczyna słabnąć. Czy w obecności tak licznych zagrożeń oraz nadejścia nowego Panie Czarowne wytrzymają, czy ulegną, a wtedy przyszłość Głuchołaz nie będzie tak magiczna? Tego dowiecie się, czytając niniejszą książkę.
Ćwiek warsztatem i wiedzą stoi
Odkąd po raz pierwszy zetknąłem się z prozą Jakuba, wiedziałem, że trafiłem na autora nietuzinkowego, obdarzonego nie tylko świetnym piórem, ale też rozległą wiedzą oraz umiejętnościami, by z niej odpowiednio skorzystać. Przykładem tego może być chociażby wspomniany cykl Kłamcy, gdzie Ćwiek umieścił i połączył ze sobą różne systemy wierzeń. W Paniach Czarownych zaś pisarz nie dość, że wykorzystał wiedzę o swoim rodzinnym mieście, to jeszcze splótł to z faktem, że w części mitologii wiedźmy pojawiają się trójkami. Mamy trzy Norny z mitologii nordyckiej, trzy Mojry (Parki) z grecko-rzymskich mitów. Były trzy siostry Gorgony z najsłynniejszą Meduzą i trzy Gracje, a także trzy Graje. Motyw trzech wiedźm to nie tylko mitologia, ale i film, gdzie wymienić można Trylogię Trzech Matek Dario Argento. Ćwiek w zręczny sposób wyodrębnił sam motyw i poddał go właściwej obróbce tak, by pasował do jego wizji. I tak zamiast Argentowskich Matek Łez, Ciemności i Westchnień mamy trzy: psotną dziewkę, chutliwą matkę i groźną staruchę. Zabieg ten zaskoczył aż za mocno. Przykrył nawet fenomenalnie skrojoną fabułę i bardzo wyraziste i żywe postacie. Wątki magii i nieznanego zostały bardzo umiejętnie wplecione. Nie są zbyt nachalne, ale jak już się pojawią, to robią rzeczy. Ćwiek udowadnia, że jest nadal w pisarskiej formie. Napisał książkę niezwykłą i naprawdę wciągającą. Z całego serca polecam.
Na osobne słowa uznania zasługuje też wydawnictwo SQN. Wyraźnie widać, że współpraca z Ćwiekiem idzie im doskonale, gdyż nie zaobserwowałem w tekście jakiegoś spadku formy. Mam wrażenie, że im dłużej Jakub jest na rynku, tym jego książki coraz bardziej porywają nowych i starych czytelników.