Wszystko zaczyna się od pogrzebu…
Tamto lato dla członków rodzin Savage’ów i McCrayów będzie pamiętne do końca życia. Najpierw zmarła matrona pierwszego z rodów. Na jej pogrzeb zjechała większość członków obu familii. Tam odnowili z dawna pogrzebane więzi i postanowili, że po pochówku pojadą na wakacje do swoich posiadłości na maleńkim skrawku ziemi zwanym Beldame, gdzie od lat stoją trzy domy. Jeden należący do Savage’ów, jeden do McCrayów i ten trzeci, którego z roku na rok, co raz bardziej pochłania wydma. Nikt nie zaprząta sobie nim głowy, wszyscy doń przywykli i właściwie uznali, że tak musi być. Jedynie młoda India McCray, będąca w Beldame pierwszy raz, pragnie odkryć tajemnicę trzeciego domu. Jej zainteresowanie z jednej strony budzi przeciw rodziny, a z drugiej ze snu wyrywa coś, co nie powinno zostać zbudzone. Tak oto z pozoru duszne i leniwe lato zamienia się koszmar, z którego każdy chciałby się wybudzić.
…przechodzi w wakacje i…
Żywiołaki to dość specyficzna książka. Jak napisałem we wstępie, należy do utworów z pogranicza thrillera i horroru. Mamy tu tajemnicę do rozwiązania oraz nadnaturalne byty, które nie chcą by ich sekret się wydał. Mamy też świetny język i fenomenalnie napisane postacie. Warsztat autora to jeden z lepszych, z jakimi miałem do czynienia. Kuleje co prawda sam główny wątek, ale cała reszta palce lizać. McDowell poza głównym nieznanym (trochę tracącym Lovecraftem) wplótł do powieści wątki chorób psychicznych, alkoholizmu czy problemów w życiu rodzinnym. Pokazuje, co prawda w trochę uproszczony sposób, jak osoby mierzące się z takimi perypetiami mogą się zachowywać. Unaocznia również, że żałoba nie zawsze występuje po śmierci najbliższych, a jeśli nawet, to nie zawsze ma podobny wydźwięk u każdego. Żywiołaki to powieść próbująca odnaleźć się na różnych polach. Widać wyraźnie, że autor chciał zawrzeć jak najwięcej trudnych tematów w całej objętości swojego utworu. Napisał fenomenalne postacie i każdej z nich przypisał inny problem. Duża Barbara jest alkoholiczką, Luker to narkoman mierzący się z samotnym ojcostwem, a Dauphin zmaga się z syndromem odtrącenia przez własna matkę. Reszta bohaterów też ma swoje demony, z którymi się zmaga. Także można stwierdzić, że zabieg jaki dokonał pisarz udał się w zupełności. Co prawda ucierpiała na tym główna nić fabularna, ale skoro taki był cel, to wszystko w porządku.
…kończy się horrorem.
Vesper, ty cudowna kreaturo chciałoby się rzec. To wydawnictwo to chyba jedyne obecnie na rynku, które nawet ze szrotu książkowego wydobędzie perłę, oszlifuje ją i poda jak najlepsze danie. Żywiołaki nie są szrotem, ale wpisują się w ogólną tendencję wydawnictwa do tworzenia fenomenalnej oprawy każdej swojej książki. Tu się nie ma naprawdę, do czego przyczepić. Obłędne ilustracje, świetny papier i doskonałe tłumaczenie, a i zakładka w gratisie. Po prostu arcymistrzostwo wydawnicze. Nie ma co.
Czy zatem polecam recenzowaną pozycję? Jak najbardziej. Widać, że McDowell miał pomysł na tą książkę i dowiózł go do końca. Nic tu nie kuleje, jedynie ten wątek główny mógłby być nieco bardziej wyeksponowany, ale nie jest to jakaś duża wada. Z czystym sercem daję dychę.