Gra pierwotnie nazwana Ion Maiden zmieniła nazwę pod wpływem znanego zespołu metalowego.
Bombshell
Build Engine jest silnikiem, na którym stworzono bardzo cenione strzelanki typu FPS tj. Duke Nukem 3D lub Shadow Warrior. Technologia przestała być używana dwadzieścia lat temu. W tym roku jednak powraca za sprawą gry Ion Fury. W 2019 roku twórcy postanowili wykorzystać starą technologie w sposób jakiego jeszcze nie widzieliśmy. Na początku gry możemy zaobserwować upadający wieżowiec. Większej destrukcji środowiska w produkcjach opartych o Build Engine jeszcze nie było. Dużym osiągnięciem jest również wymuszenie dobrego działania tak wiekowego silnika w wysokich rozdzielczościach (4K) oraz na monitorach o częstotliwości odświeżania 144Hz. Bohaterką produkcji jest Shelly „Bombshell” Harrison, która pierwotnie miała być częścią marki Duke Nukem. Prawa własności zmieniły jednak właściciela, więc zamiast tego dostaliśmy jego kobiecą wersję. Fabuła na pewno nie stanowi wielkiego motoru napędowego gry. Zły doktor wypuszcza na ulice przedstawicieli kultu lubującego się w cybernetyce, a bohaterka jest jedyną nadzieją na ich powstrzymanie. Niemal wszystko do złudzenia przypomina kultową grę o przygodach Księcia.
Powiew nostalgii
W grze zajmujemy się zatem strzelaniem do wszystkiego co się rusza, oraz przemierzaniem rozbudowanych lokacji, często kryjących masę sekretów do znalezienia. Musimy dokładnie celować we wrogów myszką, w związku z czym granie tylko na klawiaturze, jak to miało miejsce w Duke Nukem 3D, jest niemożliwe. Do zamkniętych drzwi musimy znaleźć karty dostępu o odpowiednim kolorze, aby móc przejść dalej. Podczas rozgrywki nie doświadczymy scenek przerywnikowych, a od czasu do czasu pojawiają się oskryptowane wydarzenia np. wybuchające mosty. Nie oznacza to, że Ion Fury jest kalką Duke Nukem 3D. W pewnych momentach można powracać do wcześniej ukończonych poziomów, a plansze z podsumowaniem naszych dokonań możemy ujrzeć dopiero po skończonym rozdziale. Gra prezentuje się bardzo ładnie, jest wymagającym shooterem dla fanów retro, których na pewno ucieszy też możliwość zapisywania i wczytywania jej jednym przyciskiem. Ion Fury nie należy do gier łatwych – często zdarzało mi się biegać po mapie na granicy śmierci. Dlatego warto często korzystać z możliwości zapisu w dowolnym momencie.
Co nie zagrało?
Ion Fury oddaje hołd starszym produkcjom, jednak pojawiło się nieco zgrzytów. Wachlarz dostępnych broni jest bardzo ograniczony: rewolwer, strzelba i karabin. Później dochodzi jeszcze kusza. Zabrakło nieco szalonych pomysłów na eliminowanie wrogów, które urozmaiciły by rozgrywkę. Podobnie jest w przypadku przeciwników, przez większość gry rozprawiamy się z tymi samymi wrogami. Poziomy są dobrze zaprojektowane, rozbudowane, a jednak monotonne. Pojawia się również typowy dla retro shooterów poziom w kanałach, które są najdłuższym oraz najgorszym etapem w całej grze.
Podsumowanie
W Ion Fury czuć klimat starszych produkcji korzystających z technologii Build Engine. Mimo małego zróżnicowania arsenału, strzelanie do hord przeciwników potrafi być satysfakcjonujące. Zabrakło bardziej zróżnicowanych wrogów i bossów, a cześć poziomów jest nudna. Mimo tego bawiłem się całkiem nieźle. Polecam w szczególności fanom staroszkolnych gier FPS. Nie jest to hołd do końca udany, ale mimo tego całkiem kompetentny.