Nowy film Davida Lowery’ego okazał się zupełnie inny od tego, czego się po nim spodziewałam. Nie jest to żaden horror o duchu, który szuka zemsty albo pragnie skomunikować się ze swoimi bliskimi. Daleko tej produkcji do miana strasznej, prędzej można uznać ją za dramat. Kogo dramat? – zapytacie. Zaraz odpowiem wam na to pytanie.
Sielanka nie trwa długo
Film rozpoczyna się nader sielankowo – mamy młode małżeństwo, które niedawno sprowadziło się do niewielkiego domku i wiedzie w nim normalne życie, widzimy ich trudy i znoje, para bardzo się kocha. Reżyser skąpi nam informacji o swoich bohaterach – pokazuje tylko, że wiele dla siebie znaczą. Spokojna opowieść o rodzinnym szczęściu i miłości? Nic z tych rzeczy. Niebawem dochodzi bowiem do wypadku samochodowego, w którym ginie bohater obrazu.
I w tym momencie rozpoczyna się właściwa fabuła A Ghost Story. W tym wypadku śmierć nie stanowi końca, a początek – mąż, znany jako C, staje się bowiem duchem – obserwuje swoją żyjącą żonę, dopóki ta mieszka w ich domu. Przychodzi jednak moment, kiedy bohaterka, zwana M, postanawia opuścić domostwo – za dużo wspomnień. Na jej miejsce wprowadzają się nowi lokatorzy, których losy śledzi główny bohater produkcji, czyli duch.
Duchem być…
Tak, protagonistą opowieści jest właśnie duch, stąd tytuł filmu Lowery’ego. Tym razem nie mamy tutaj ukrytego dna, to rzeczywiście historia o nadnaturalnym bycie. Warto także nadmienić, że reżyser nie zastosował w swoim obrazie zbyt wielu efektów specjalnych. Jego duch to ubrana w prześcieradło postać. Czy coś takiego może w ogóle kogoś zainteresować? Tak, w końcu mamy spojrzenie na kwestię bycia duchem z zupełnie innej perspektywy.
Problem polega jednak na tym, że to bardzo specyficzna produkcja. Już sam pomysł na przedstawienie ducha jako osoby ubranej w prześcieradło może świadczyć o tym, że nie jest to typowe ghost story. A przynajmniej nie takie, do jakiego przyzwyczaiły nas media. W końcu mamy ducha i mamy jego historię – dosłownie, od poczęcia do śmierci.
Obserwujemy, jak mija czas, w nawiedzonym domu pojawiają się nowi lokatorzy, na których nasz bohater reaguje w odmienny sposób. Przygląda się, wydawałoby się, z zainteresowaniem, ale czasami potrafi dać upust swojej wściekłości. Wtedy biedni lokatorzy jego domu mogą zaobserwować mrugające światła czy latające szklanki.
Fabularnie niewiele się dzieje, duch obserwuje sobie żyjących. Do tego reżyser ograniczył ilość dialogów do niezbędnego minimum, czasami przez dobrych kilkadziesiąt minut nie pada ani jedno słowo. Wyrazy są niepotrzebne, widz i tak wie, o co chodzi w całej tej historii. A chodzi o wiele.
Lowery stawia na obrazowość, serwuje nam bardzo wolne przejścia pomiędzy poszczególnymi sekwencjami, a sama opowieść obfituje w sceny, w których niewiele się dzieje. Mamy chociażby rzut na piękny domek o poranku, cała scena trwa kilkanaście sekund, albo na szpitalne łóżko, gdzie spoczywają zwłoki C, także widzimy to przez dłuższą chwilę. Takich scenek pojawia się całkiem sporo – chwila refleksji, zastanowienia?
A Ghost Story to, jak już wspominałam, film inny niż wszystkie. Tu nie chodzi o akcję, dylematy moralne bohaterów czy przedstawienie kolejnego złego ducha. Nadnaturalny bohater produkcji nie jest zły, nie chce nikogo skrzywdzić, nawet jak ma gorszy dzień. Niestety obraz trudno nazwać wciągającym, nie każdy się nim zachwyci.
Lowery zrobił coś swojego, coś innego. Czy warto obejrzeć ten film? Na pewno nie wtedy, kiedy oczekujecie trzymającej w napięciu produkcji, w której trup ściele się gęsto, a kolejni bohaterowie giną szybciej niż motyle. To nie jest taki obraz, to coś ambitniejszego, dlatego warto zastanowić się kilka razy, zanim zdecydujecie się na seans.