Piekielny chłopiec kontra zło
Główną antagonistką najnowszego Hellboya jest Nimue, znana jako Królowa Krwi – żyjąca przed wiekami potężna czarodziejka, której celem było zawładnięcie światem. Jej plan został zniweczony przez króla Artura i jego armię, a sama Nimue skończyła pocięta na siedem kawałków, następnie ukrytych w pilnie strzeżonych skrzyniach. Setki lat później, dzięki dawnym sprzymierzeńcom, czarodziejka odzyskuje swoją formę i moc, aby wykorzystać ją w jedynym celu – do ponownej próby podbicia świata żywych. To właśnie z nią nasz łowca potworów mierzy się w morderczej walce, w której może poświęcić o wiele więcej, niż mu się wydaje.

www.imdb.com
Przesada, ignorancja i niedopatrzenia
Napisać, że film jest rozczarowaniem, to jakby nie napisać nic. Producenci najwidoczniej poczuli się zbyt pewni siebie, reklamując swoje najnowsze dzieło, ponieważ widzowie nie dostali nawet okruchów tego, na co liczyli. Można by po kolei wskazywać błędy, jakie popełnił Hellboy, jednak nie byłoby miejsca na wymienienie każdego z nich. Jest to produkcja przede wszystkim wypełniona niepotrzebną ilością krwi i rozerwanych ciał, które są wrzucane, gdzie tylko się da. Oczywiście nie ma nic złego w samym ukazywaniu przemocy na ekranie (zwłaszcza, że same komiksy o Hellboyu czasami bywały brutalne), jednak wciskanie na siłę scen odcinania kończyn, aby tylko zapełnić lukę w scenariuszu, nie jest kreatywnym posunięciem. Nie wspominając już o fakcie, że niektóre ze wspomnianych scen wyglądają sztucznie, żeby nie powiedzieć śmiesznie – jak na przykład moment, w którym jeden z głównych złych ciska o ścianę wnętrznościami swoich ofiar.
Kolejną fatalną decyzją jest ingerencja w język, jakim posługują się bohaterowie. Nie chodzi tu nawet o dziwnie brzmiący slang, co o rzucanie przekleństwami na lewo i prawo, aż do znudzenia. Być może na początku nie sprawia to większego problemu, jednak po pewnym czasie widz ma dość bluzgów, niepotrzebnie dodawanych, gdzie tylko się da. Prawdopodobnie twórcy chcieli tym samym pograć sobie z konwencją kina dla dorosłych (skoro pozwoliła im na to kategoria wiekowa), lecz grają oni jedynie na nerwach. Dzięki przekleństwom postacie wcale nie stają się bardziej przebojowe – tak naprawdę nic się z nimi nie dzieje, także równie dobrze mogłyby mówić w normalny sposób.

www.imdb.com
Skoro o bohaterach mowa, nie można pominąć faktu, jak kiepsko są oni napisani. Na pierwszy plan wychodzi tytułowy diabeł, który został fatalnie potraktowany przez scenarzystów. W filmie Neila Marshalla jest to zaledwie głupkowaty osiłek, który nadaje się jedynie do rozłupywania łbów swoich wrogów. Hellboy jest tak płytki i nieciekawy, że aż zniechęca do kibicowania mu w potyczkach. Nawet sarkastyczne komentarze padające z jego ust są wyjątkowo sztampowe i wcale nie ubogacają jego nudnej osobowości. Niewiele lepiej wyglądają pozostali bohaterowie, którzy w większości nagle pojawiają się, aby zaraz zniknąć. Parę z nich ma wprawdzie pewną szczątkową historię, jednak od razu się o tym zapomina.
Gorzej być nie może
Powyższe mankamenty dałoby się znieść, gdyby sama fabuła była wciągająca. Niestety, również tutaj film zawodzi na całej linii. Scenarzyści próbowali połączyć kilka historii z komiksów, jednak wyszło im to na tyle nieudolnie, że ciężko jest je śledzić w skupieniu. Z jednej strony widz dostaje główny wątek z czarodziejką na czele, a z drugiej losowo dobrane, przeplatające się ze sobą epizody, które tak naprawdę nijak mają się do rdzenia opowieści. Przez te chaotyczne zabiegi film bardziej przypomina kiepsko pozszywanego potwora Frankensteina niż gotowy, poprawnie stworzony produkt. Zresztą nawet gdyby pominąć kwestię dziwnie posklejanych historii, główny wątek sam w sobie prezentuje się na tyle ubogo, że żadne próby ratunku go nie obronią. Długa konfrontacja Hellboya z Nimue jest najzwyczajniej w świecie banalna i nie zaskakuje absolutnie niczym, może jedynie ziejącą z ekranu nudą.
Na tym wszystkim cierpi klimat Hellboya, który miał być ciężki i mroczny, a w rezultacie momentami przypomina autoparodię. Jeśli zestawić film z adaptacją z 2004 roku w reżyserii Guillermo del Toro, prezentuje się on nadzwyczaj mizernie. Pomimo krytyki i nielicznych kontrowersji wersja del Toro przynajmniej miała to, czego dzieło Neila Marshalla nie posiada w żadnym stopniu, czyli swobodę i pomysłowość. Bo w tym przypadku właśnie to było kluczem do serca widza – zabawa z konwencją i nie obciążanie fabuły dodatkowym patosem.

www.imdb.com
Piekielnie zły
Jak to niestety bywa – miało być dobrze, a wyszło gorzej niż źle. W erze adaptacji komiksów, które mają realne szanse na sukces (czego przykładem są chociażby Avengers), twórcy filmowi są w stanie postarać się o wiele mocniej. Niestety w przypadku Hellboya zwyciężył brak zdrowego rozsądku i zbyt wygórowane oczekiwania. Szkoda, ponieważ seria o diable polującym na bestie ma ogromny potencjał i mogłaby odświeżyć filmowy świat zdominowany przez pięknych, wymuskanych superbohaterów.