Dziewiąty tom przygód Kapitana Ameryki to zbiór czterech opowieści, różniących się jednak poziomem. Czy warto więc sięgnąć po ten album? Przekonajcie się!
Bucky!
Komiks rozpoczyna historia ukazana pierwotnie w albumie Captain America and Bucky, zatytułowana Historia życia Bucky’ego Barnesa. Jest to świetny start naszej przygody, a jednocześnie najlepsza opowieść w całym tomie. Jak nietrudno się domyślić, skupia się ona na pomocniku Steve’a Rogersa i jest przedstawiona właśnie z jego perspektywy. Możemy więc zobaczyć, jak prezentowała się przeszłość Bucky’ego od momentu, gdy był jeszcze dzieckiem, aż po moment, kiedy działał już jako Zimowy Żołnierz. Świetnie ukazano jego więź z Kapitanem Ameryką i przemyślenia już po tym, co zrobili mu Sowieci. Jest tu dużo dramaturgii i akcji. Scenarzysta Ed Brubaker przy okazji stworzył sobie podwaliny do serii Zimowy Żołnierz, którą miał okazję napisać nieco później. Na pochwałę zasługuje także oprawa graficzna. Rysownik Chris Samnee znakomicie połączył bardziej nowoczesny styl komiksowy z tym, co widzieliśmy w przeszłości. Wszak cofamy się tu do samych początków superbohaterskiego duetu – nadano tu odpowiedni klimat, przez co całość jest jeszcze bardziej wciągająca i przyjemna w odbiorze.
Inny Kapitan Ameryka
Druga historia to Stare rany – w dużej mierze także skupiająca się na przeszłości, ale nie tylko. Mamy okazję poznać Williama Naslunda oraz Freda Davisa, ludzi zastępujących Kapitana Amerykę i Bucky’ego po tym, jak ci rzekomo polegli w misji. Rząd uznał, że strata takich bohaterów osłabiłaby morale, więc trzeba było podmienić duet i to w taki sposób, by społeczeństwo się nie zorientowało. Śledzimy więc ich losy z czasów II wojny światowej i lat 50. na zasadzie retrospekcji opowiadanej przez wspomnianego Davisa. Jednocześnie w teraźniejszości Steve Rogers ma nie lada problem z cyborgami, a do pomocy rusza mu właśnie wiekowy już były zastępca Bucky’ego. Sama historia ma dwie strony medalu. Z jednej strony jest to gratka dla fanów chcących zagłębić się w przeszłość Kapitana Ameryki. Ta zostaje pokazana w naprawdę interesujący sposób. Teraźniejszość jednak okazuje się mocno zagmatwana i trzeba naprawdę dobrze się wczytać, by się nie pogubić. Akcja też rozkręca się dość wolno, by na końcu zbyt mocno przyspieszyć, jakby autor nagle zorientował się, że musi ją zakończyć na kilku stronach. Trochę szkoda, bo skoro dostaliśmy zawiłą intrygę, to wypadało dać jej lepsze zakończenie. Natomiast co do szaty graficznej, to znów mamy tu mieszankę starszego i nowocześniejszego stylu, tym razem zaserwowaną przez Jamesa Asmusa, która zdecydowanie może się podobać.
Zaskoczenie?
Dalej przechodzimy już do serii Captain America i historii Wstrząs dla systemu. Tu już całkiem odcinamy się od przeszłości i śledzimy losy Steve’a Rogersa w chwili obecnej. Dostajemy również powrót Scourge’a, jednego z dobrze znanych „złoli” z uniwersum Marvela. Jest on kontrolowany przez człowieka chcącego obalić system sprawiedliwości, umożliwiający przestępcom powrót do społeczeństwa poprzez resocjalizację. Jest tu naprawdę sporo mordobicia, a na końcu dostajemy także scenę niezwykle dramatyczną. Twórca stara się także snuć intrygę i dać nam sensacyjny zwrot akcji, ale to nie do końca wychodzi. Sam spisek nie jest jakoś mocno wciągający, a zakończenie ponownie następuje trochę zbyt szybko. Najgorsza jest natomiast próba zaskoczenia odbiorcy tym, kto za wszystkim stoi. Miłośnicy Kapitana Ameryki, dobrze znający jego historię, mogą być zaskoczeni. Niestety, osoby mniej śledzące przeszłość superbohatera, będą pewnie musiały przeszukiwać Internet, by dowiedzieć się, kim jest aktualny przeciwnik Rogersa. Lepsze od scenariusza są tu rysunki, bardzo dobrze oddające tempo akcji i kolejne pojedynki pomiędzy postaciami.
Media to zguba ludzkości!
Ostatnia opowieść to Nowe porządki. Wracamy tu do wątku podjętego jeszcze w 8. tomie Kapitana Ameryki, gdzie Baron Zemo, Viper i Brawo zawiązują sojusz mający na celu pozbycie się naszego superbohatera. U boku Steve’a znów stają Falcon, Dum Dum czy Agentka 13, ale ich misja jest niezwykle trudna. Poza atakami Dyskordian na USA, Hydra za pomocą mediów miesza w głowach społeczeństwu, które zaczyna wszczynać zamieszki i stara się pozbyć się superbohaterów, z Kapitanem Ameryką na czele. Walka z cywilami jest niezwykle trudna, gdyż Rogers i reszta doskonale wiedzą, że są oni sterowani i nie chcą im zrobić krzywdy. Muszę przyznać, że ten wątek jest naprawdę ciekawy. Bo jak walczyć z groźnym i rozwścieczonym tłumem chcącym nas zabić tak, by jednak nikogo nie zranić? Plan „złoli” jest przemyślany i świetnie realizowany, niestety znów zawodzi zakończenie. Brakuje tu wyjaśnień, logiki, a wszystko znów dzieje się zbyt szybko w porównaniu do całego rozwinięcia wątku. I o ile ten sam problem dotyczył już poprzednich opowiadań, to tu czuję największe rozczarowanie. Było czuć wielki potencjał na coś unikatowego, a zostało to zaprzepaszczone. Szkoda.
Posłowie
Album kończy się spotkaniem Steve’a Rogersa z Williamem Burnsidem, kolejnym człowiekiem, który nosił kostium Kapitana Ameryki. Jest to kilkustronicowa historyjka, w której superbohater opowiada nieco o swej przeszłości, motywach działania czy rozterkach. Jest to swoisty hołd od autora, Eda Brubakera, który tym samym zakończył swoją przygodę z cała serią. Najciekawszym fragmentem jest moment, w którym Kapitan czyta pierwszy komiks o sobie samym i wspomina chociażby Jacka Kirby’ego. Tym samym Egmontowi należy się duży plus, że umieścił opowiastkę w albumie. Prócz niej znajdziemy także list od scenarzysty i jego podziękowania dla czytelników i współpracowników. To naprawdę dobry dodatek do całości.
Koniec?
Gdybym dostawał grosz za każdym razem, kiedy Egmont stwierdza, że to już ostatni tom serii Kapitan Ameryka to miałbym już… 3 grosze! Może niezbyt wiele, ale biorąc pod uwagę, że to dziewiąty tom, wynik nie wydaje się taki zły. Początkowo całość miała zamykać się w czterech tomach, później w ośmiu, a teraz okazuje się, że w dziewięciu. Czy tym razem faktycznie skończyliśmy? Cóż, pewne jest, że pracę z superbohaterem zakończył Ed Brubaker, ale jak wiemy, w Marvelu Steve Rogers nadal ma się dobrze, być może doczekamy się zatem kontynuacji od innego scenarzysty. A jak ostatecznie prezentuje się Kapitan Ameryka. Stare rany, nowe porządki? Ma z pewnością świetny start, ale kolejne historie nie utrzymują poziomu. Mankamentem są tu zakończenia, tworzone w sposób niechlujny i zbyt szybki. Zdecydowanie należało im poświęcić więcej czasu i może zamiast czterech historii zrobić trzy? Być może wówczas intrygi uknute przez tych złych wypadałaby lepiej. Możemy mieć nadzieję, że autor poprawi się w Zimowym Żołnierzu.