Świat Akwilonu stale się rozrasta, dochodzi coraz więcej nowych historii. Czasem niestety opowieści są do siebie w pewnym stopniu podobne. Czy komiks poświęcony zielonoskórym, autorstwa Oliviera Peru, odpowiadającego do tej pory jedynie za serię poświęconą Białym Elfom okaże się oryginalny i wciągający?
Fiasko i blamaż!
W rozmaitych światach fantasy, najwięcej uwagi poświęca się z reguły i tak ludziom, ewentualnie elfom lub krasnoludom. To są najpopularniejsze trzy rasy. Właśnie dlatego tak bardzo doceniam, że w Świecie Akwilonu, wprowadzono serię poświęconą Zielonoskórym. Jej największym mankamentem jest fakt, że każdy protagonista to antybohater. Czasami, jak w przypadku Gri’ima można było mówić o odcieniach szarości. Z Pechem, czyli bohaterem piątej części Orków i Goblinów jest podobnie. Mamy do czynienia z uzdolnionym, sprytnym, morderczym zabijaką, który niestety ma… a jakże, pecha. Wielkie rodzinne fatum prześladuje jego przodków i niestety jego też. Jeśli ktoś ma się poślizgnąć w kluczowym momencie, to będzie to właśnie Pech. Bardzo chciałem dorwać ten tom, ponieważ liczyłem, na ciekawsze podejście do tematu i odejście od poważnych tonów. Aż chciałoby się, aby w historii poświęconej największemu pechowcowi z Akwilonu postawić przede wszystkim na humor – najlepiej czarny. Niestety tak się jednak nie stało. Aczkolwiek, choć poczułem lekki zawód, to od Peru otrzymałem i tak świetną historię z jednym niespodziewanym i… Zabawnym motywem.
I kolejny Zielonoskóry dał znów plamę.
Uwaga będzie mały spojler. Z jednej strony też nie chciałbym tego zdradzać, ale z drugiej strony, dzieje się to już na samym początku. Zatem wyobraźcie sobie, że nasz protagonista widzi ducha swojego pechowego dziadka ze strzałą w głowie (uciekał i jakąś zbłąkana strzała, go trafiła – czysty pech). I relacja pomiędzy nimi, to jest czyste złoto, raz nawet parsknąłem śmiechem. Aż szkoda, że główna oś fabularna jest tak bardzo na serio. Bo mamy psychola, rządzącego małym królestwem i przeprowadzającego szalone eksperymenty. A Pech cóż, postanawia się na nim zemścić za śmierć swoich towarzyszy. Jak mogłoby się wydawać trochę zgrany schemat, ale jednak dzięki duchowi „dziadula”, charyzmie głównego bohatera i akcji pędzącej na złamanie karku, ten tom wchodzi gładko. Nadal z serii Orkowie i gobliny moim numerem jeden jest tom drugi pt. Myth, ale Pech stoi tuż za nim. Z tego powodu będę wyczekiwał z niecierpliwością osiemnastej części Elfów, ponieważ zostało zapowiedziane, że tam powróci nasz zielonoskóry protagonista.
Czy warto zmierzyć się ze swoim fatum?
Cała seria Świata Akwilonu trzyma dość podobny poziom czy dotyczy to jakości wydania, czy też oprawy graficznej. I choć z kreską Stefano Martino mam do czynienia po raz pierwszy, to już od pierwszego kadru dostrzegłem, że ma on talent. Najbardziej spodobało mi się nadanie innych kolorów wspomnieniom, przez co przypominały zdjęcia robione w styli sepii. Jak przy okazji innych tomów Świata Akwilonu polecam zapoznać się z tym uniwersum. A przede wszystkim zachęcam do Orków i goblinów, bo tak rzadko czyni się z nich pełnoprawnych, wielowymiarowych bohaterów. A Pech, jest doprawdy ciekawym i charyzmatycznym bohaterem. A ze swoim „dziadulem” tworzy znakomity duet.