Transformersi, choć zazwyczaj kojarzeni byli z rozrywką dla chłopców, skradli moje serce już za dzieciaka, sprawiając, że podchodzę do nich z sentymentem. Nie są to opowieści o skomplikowanej fabule, lecz nie na tym one bazują. Sięgając po DVD najnowszej części, nastawiona byłam na czyste guilty pleasure.
Jest dobrze
Film wydaje się w porządku. Niedorzeczność głównego wątku była rażąca, ale jako widz postanowiłam zgodzić się na nagłe zmiany frontów przez bohaterów. Jest kilka takich produkcji, gdzie to od odbiorcy zależy, jak się będzie bawić na seansie, to znaczy czy pozwoli on sobie na przełączenie się w tryb nieco naiwnego konsumenta, którego cieszyć będzie ten prosty, ale kolorowy spektakl. Nie czarujmy się, ilość wpakowanej w każdą część grafiki komputerowej (i jej dokładność) pozwala nawet na odniesienie się do technicznego pojęcia pornografii wizualnej – to ta warstwa filmu ma dawać przyjemność.

Kadr z filmu „Transformers: Ostatni rycerz”
Nie jest dobrze
W Transformersach żarty zgrzytają. Autoboty i lokaj o wyglądzie „podrabianego C3PO” zdają się mieć o wiele lepsze poczucie humoru niż ludzie. Rodząca się w ekspresowym tempie relacja między Vivian a Cadem, bazująca na słabych docinkach, opartych na stereotypie Amerykanina i Brytyjki, nie przekonuje. O ile na szybkie przyjęcie Izabelli, czternastoletniej zdolnej pani mechanik, do ludzko-autobotowej rodziny można przymknąć oko, o tyle na prędko powstałą miłość między dwojgiem dorosłych, którym bliscy bez przerwy powtarzają, by znaleźli sobie partnera, już nie.
Jest wspaniale
Na pochwałę, poza stroną wizualną, zasługuje kreacja Anthony’ego Hopkinsa. Okazał się najjaśniejszym punktem tej produkcji i to na sceny z jego udziałem czekałam najbardziej. Ciekawie było zobaczyć go w roli brytyjskiego lorda, zorganizowanego i tajemniczego, cechującego się pewną dziecięcą radością na myśl o urzeczywistnieniu się tego, o czym do tej pory czytał. To aktor odważny, który przyzwyczaił mnie do grania postaci budzących grozę lub powagę, dlatego tym bardziej cieszyła mnie ta odmiana.

Kadr z filmu „Transformers: Ostatni rycerz”
A jak jest z samym wydaniem DVD?
Jeżeli kupujesz filmy na DVD, bo nie zdążyłeś wybrać się na nie do kina, będziesz zadowolony. Jeśli z kolei motywacją do wydania pieniędzy są dodatki, możesz odłożyć płytę z powrotem na sklepową półkę. W menu, które pojawia się tylko po angielsku, do wyboru mamy jedynie odtworzenie filmu, ustawienia oraz konkretne sceny podzielone numerycznie w grupy od-do (1-3, 4-4 itd.). W kwestii dźwięku, jedynie wersja oryginalna oferuje jakość Dolby Atmos, dubbingowa reszta to natomiast Dolby Digital 5.1. Decyzja obejrzenia tego wydania Blu-ray z napisami, da więc widzowi możliwość obcowania z oprawą muzyczną na najwyższym poziomie.