Far Cry to marka, która odcisnęła pewne piętno na współczesnych FPS-ach. I mimo, że nie otrzymaliśmy jakiegoś egzotycznego środowiska, to lasy Montany potrafią ukazać swój mrok i wciągnąć w wir walki, gdzie na nasze życie czyha nie tylko dzika natura, ale też dobrze zorganizowana sekta, o znamionach rodzinnej mafii, znanej choćby z filmów o Ojcu Chrzestnym.
Pierwsze kroki
Far Cry 5 ukazuje graczom zupełnie nowe możliwości oraz perspektywy fabularne. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, gra stawia nas przeciwko swoistemu kultowi religijnemu w Stanach Zjednoczonych przy samej granicy z Kanadą, a nie rządowi obcego kraju. Jednym słowem – walczymy z wrzodem na własnym tyłku. A jesteśmy zaledwie tylko zastępcą lokalnego szeryfa, którego aparycje budujemy od samego początku (możemy również wybrać płeć, więc kobiety nie powinny czuć się dyskryminowane). Ten fakt potrafi napawać optymizmem, gdyż wykreowanie własnej postaci zwiększa uczucie imersji i jest novum w stosunku do poprzednich gier z serii. Co może też lekko dziwić, zanim stworzysz „własne ja” przechodzisz krótki prolog u Bram Edenu, gdzie masz aresztować głównego guru sekty, jakim jest Joseph Seed a.k.a. Ojciec. Oczywiście, wszystko idzie źle, a my trafiamy tradycyjnie w pościg, stając się zwierzyną łowną. W dalszej części widzimy jednak, że to dopiero początek emocji, gdyż na północy USA, nie tylko ludzie będą naszymi przeciwnikami.
Duża i większa piaskownica
Nowy Far Cry to również mniej restrykcyjny plac zabaw niż jego poprzednicy. Po krótkim wprowadzeniu możesz udać się do każdego zakątka mapy świata i wziąć udział w większości misji. A najważniejsze, jesteś w stanie robić na co masz ochotę – od łowienia ryb, po niszczenie sanktuariów sekt. Gra nie ogranicza nas tylko i wyłącznie do rozgrywania ścisłych ram fabuły, która odblokowuje kolejne etapy. Wszystko leży w naszych rękach. Jak na produkcję, w której przetrwanie w lasach Ameryki Północnej jest istotną sprawą, to typowy survival został niestety odsunięty na drugi plan. Szkoda, że twórcy nie poszli tropem nowego Wolfensteina, tylko wprowadzili regenerujące się zdrowie. Fakt, to bardzo ułatwia rozgrywkę, ale niestety oddala nas trochę od „realizmu” wirtualnej Montany. John, Faith i Jacob Seed kontrolują trzy regiony Hope County (jak dotąd największy sandbox w historii serii), zaś „Ojciec” trzyma wszystko w ryzach. Gdyby dodatkowym utrudnieniem było zdobywanie zapasów lub apteczki, wtedy z całą pewnością poczulibyśmy smak przetrwania. Tymczasem używanie jedynie bandaża musi nam to w pewien sposób rekompensować.
Ja i moja ekipa = powstanie
Niestety, podczas rozgrywki można zauważyć kilka niedociągnięć. Największym z nich jest znana w świecie Ubisoftu powtarzalność. Wykonywanie wielu takich samych czynności, jak atakowanie i przejmowanie placówek czy konwojów, niszczenie blokad drogowych, silosów, a także ratowanie niewinnych obywateli, to chleb tak powszedni, że po czasie może zbrzydnąć. Mimo nieograniczonego ruchu, rozgrywka sprowadza się do wykonywania wciąż i wciąż podobnych zadań. Rekompensuje to zarówno kwestia tworzenia własnych oddziałów, jak i interakcji z otoczeniem. Czasem brakuje zaś płynnego ruchu podczas strzelania z różnorakiej broni. Arsenał (w tym łuk) oraz ograniczona amunicja, a także miejscami nieprzewidywalna sztuczna inteligencja sprawiają, że potyczka staje się ogromnym wyzwaniem. Ponadto zwykli obywatele mogą być rekrutowani jako sojusznicy i po awansie zdobywać nowe umiejętności. W pewnym momencie do twojej armii dołączy też kuguar lub pies, który wywęszy wrogów i ich zaatakuje. Jest także dużo zabawy z pojazdami: jeepami, quadami oraz truckami, jak również samolotami, ciągnikami i wieloma innymi. W grze możemy uczestniczyć w „wyścigach kaskaderskich”, co dostarcza sporo adrenaliny.
Graficzne cudo
Grając w Far Cry 5 na konsoli Xbox One S lub X, można obcować z naprawdę piękną grafiką. Zewsząd oszałamiają nas górskie krajobrazy, bujna roślinność i atmosferyczne, wolumetryczne oświetlenie tworzące zapierające dech w piersiach realistyczne widoki, które są ukazane za pomocą technologii HDR. Warto też wspomnieć, że cała struktura gry jest realistyczna. Hope County i jego mieszkańcy malują surrealistyczny, ale relatywny obraz krajobrazu USA w stanie apokaliptycznego rozkładu wartości. Kultyści wędrują po autostradach i kontrolują praktycznie cały obszar, zaś z góry patrzy na ciebie kolosalna statua Ojca.
Podsumowanie
Rodzina Seed wykreowała wspaniałych złoczyńców w serii Far Cry. Gra zręcznie unika amerykańskiej propagandy, choć ukazuje miejscami faktyczne problemy współczesnego USA. Ruch oporu zawiesza flagi amerykańskie we wszystkich swoich bazach i pokazuje, że posiadanie broni jest konieczne do walki z sektą oraz innymi zagrożeniami. Mimo to fabuła nie uraża żadnej konkretnej grupy, a przedstawia nam swoiste dystopijne społeczeństwo w klimatach fikcji politycznej. Niemniej zbyt duża powtarzalność sprawia, że miejscami wieje nudą, a gra aż prosi się o większą różnorodność. Fani będą zachwyceni kolejną fenomenalną strzelanką w otwartym świecie od Ubisoftu. Reszta może się równie dobrze bawić, ale przy odrobinie wysiłku mogło być jeszcze lepiej. A jest po prostu bardzo dobrze.
Za egzemplarz gry do recenzji dziękujemy firmie Ubisoft.

Najlepsze oferty na Kinguin.net