Na ostatnią część Avengersów czekałam z niecierpliwością. Bracia Russo postawili sobie poprzeczkę wyjątkowo wysoko – przegrana bohaterów w poprzedniej produkcji przypominała happy end pierwszego sezonu Gry o Tron. Dlatego na seans szłam, drżąc o życie marvelowskich śmiałków. W dodatku wszyscy zastanawialiśmy się, czy uda im się przywrócić naturę do stanu sprzed pstryknięcia palcami. Czy uda się uratować 50 % życia we wszechświecie? Na to pytanie wam nie odpowiem, natomiast subiektywnie powiem, czy warto wybrać się do kina.
Śmiech na sali
Głównie w dobrym tego słowa znaczeniu. Humor to jeden z powodów, dla którego kocham marvelowskich superbohaterów. Czasem subtelny, czasem grubiański, ale zawsze trafiony. Nie jestem natomiast fanką ckliwych scen Na szczęście reżyser wzorowo balansuje melancholią i komizmem. Podczas trzygodzinnego seansu nie zabrakło wzruszających spotkań, trudnych wyborów ani zwrotów akcji. Deficytowym towarem okazała się logika. Nie pierwszy raz w historii kinematografii poruszono specjalistycznie tematy z dziedziny fizyki. Pomimo że nie spodziewałam się racjonalizmu w filmie o ludziach z magicznymi zdolnościami, to efekt końcowy nie przypadł mi do gustu. Sam pomysł na swój sposób świeży i ciekawy. Problemem było wykonanie. W takich historiach łatwo o niedociągnięcia, ale kilka żelaznych zasad istnieje w każdej stricte naukowej interpretacji. Dlatego myślę, że bracia Russo poszli na łatwiznę, przez co dostaliśmy niespójną całość.

www.imdb.com
Wizualna uczta dla zmysłów
Nie jestem fanką 3D. Mimo wszystko spotkanie z Avengersami w IMAX-ie to nie lada gratka. Gigantyczny ekran w połączeniu z potężnym, laserowym dźwiękiem stanowią bezkonkurencyjną przewagę nad zwykłymi salami kinowymi. Bezkresny wszechświat, środek bitwy, a także wzruszające chwile pierwszorzędnie spisują się na ekranie tego typu. Oprawa muzyczna to konik twórców tego blockbustera. Zdarza się, że piosenka kompletnie nie pasuje do sytuacji, ale ten celowy zabieg okazuje się wartością dodaną.

www.imdb.com
Wszystko pięknie ale…
Tym razem najgorzej wypadli sami bohaterowie. W poprzedniej części każdy z nich miał swoje pięć minut, podczas których pokazywali oni unikalne charaktery. Tym razem ich osobowości zostały spłycone. No, może poza Thorem (mrugające oczko dla tych, którzy mieli okazję udać się do kina przed przeczytaniem niniejszej recenzji). Nie wiem, czy to przez to, że postaci było za dużo, czy dlatego, że problem do rozwiązania był większy. Niektórych, wydawałoby się ważnych osób, jest w tym filmie zdecydowanie za mało. Tu również nie zdradzę kogo, po seansie każdy z was zauważy ten absurd. Pozostał mi niesmak, jakby bracia Russo w połowie filmu stwierdzili: „A tam, pokażemy jego/ją przez kilka sekund i będzie odhaczone”. No nie, rozumiem, że w łączonym filmie tylu indywidualności nie jest możliwe skupienie się na każdym z osobna. Jednakże w poprzednich częściach wyszło to zdecydowanie lepiej.

www.imdb.com
End Game
To już jest koniec… nie ma już nic. Nawet sceny po napisach. Nie wiem, czego się spodziewałam, w końcu tytuł filmu nie pozostawia nadziei. Nie obraziłabym się na dodatkową śmieszną scenę, czy zapowiedź filmu o którymkolwiek protagoniście. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że niektóre postaci obejrzymy jeszcze, może i nie raz, w osobnych ekranizacjach.