The Last of Us Part II miało niełatwe zadanie. Po fenomenalnym przyjęciu pierwszej części, kontynuacja musiała wejść do doskonale znanego i kochanego przez graczy świata, a jednocześnie zaoferować coś świeżego i na tyle mocnego, by przykuć uwagę i nie pozostać w cieniu poprzednika. Neil Druckmann i ekipa z Naughty Dog zdecydowali się na odważny krok – scenariuszowy cios zadany z subtelnością młota pneumatycznego.
Fabularne kontrowersje
W efekcie już we wczesnych godzinach gry otrzymujemy szokującą scenę z udziałem Joela, która nadaje ton całej historii, jednocześnie stawiając Ellie w roli głównej bohaterki. Taka konstrukcja narracyjna jest ryzykowna, bo wymaga od gracza zaangażowania emocjonalnego w historię, która niekoniecznie podąża za jego oczekiwaniami. Twórcy nie boją się więc burzyć wcześniejszych przyzwyczajeń odbiorcy i stawiają go przed trudnymi pytaniami moralnymi.
Takie podejście pozwoliło narracyjnie odciągnąć uwagę od potrzeby intensywnego rozwijania świata przedstawionego – choć i tutaj pojawiają się nowe elementy, to jednak na tle głównej historii stanowią raczej dopełnienie niż rdzeń całości. Rywalizujące frakcje, upadek moralności i zezwierzęcenie wśród ocalonych – wszystko to znamy już z dziesiątek innych wizji postapokalipsy. Naughty Dog stara się jednak, by nawet te znane motywy nie były kalkami, lecz przemyślanymi elementami większej układanki. Twórcy subtelnie wplatają więc różnorodne wątki poboczne – fragmenty listów, nagrania czy znaleziska, które budują szerszy kontekst wydarzeń. Nie zawsze się to udaje, a czasem wtórność uderza mocniej niż zamierzano. Bez wątpienia jednak historia Ellie i Abby o zemście, o jej kosztach i wpływie na człowieczeństwo ma emocjonalny ciężar, potrafiąc wzbudzić silne reakcje. Nawet jeśli są one skrajne.
Na starych śmieciach
Podobnie gwałtownych odczuć nie wzbudza na szczęście rozgrywka – The Last of Us Part II to bowiem bezpieczna ewolucja znanej formuły. Schemat pozostał bez większych zmian – eksploracja, lootowanie, walka i skradanie się to nadal trzon doświadczenia. Dodano jednak kilka mechanik urozmaicających znajome rozwiązania. Przede wszystkim Ellie potrafi teraz czołgać się i ukrywać w wysokiej trawie, co zwiększa możliwości taktyczne i otwiera nowe drogi do unikania konfrontacji. Umożliwia to również bardziej swobodne podejście do niektórych sekcji – można spróbować wymknąć się, pozostając niezauważonym albo skorzystać z elementów otoczenia do zastawiania pułapek. Nie są to jednak zmiany fundamentalne – podobnie jak w God of War: Ragnarok. Mechaniczne różnice względem poprzedniczki są raczej kosmetyczne niż przełomowe. Gra nie próbuje zrewolucjonizować gatunku – raczej doskonali to, co gracz już dobrze zna.
Powraca również system ulepszania broni i rozwijania umiejętności bohaterki, choć tym razem z większym naciskiem na personalizację stylu gry. Gracz może inwestować punkty w powiększenie paska zdrowia, szybkość leczenia, czy też efektywność cichego poruszania się. Ważną rolę po raz wtóry odgrywa crafting, tym bardziej, że odpowiednie zarządzanie zasobami może zadecydować o przetrwaniu w wymagających starciach. Trzeba wybierać: warto stworzyć apteczkę, czy może lepiej zachować zasoby na koktajl Mołotowa? Decyzje te wpływają na tempo i styl rozgrywki. Nowością są również ulepszenia indywidualnych drzewek umiejętności, które można odkrywać w trakcie eksploracji – każda z gałęzi pozwala graczowi ukierunkować rozwój Ellie w określony sposób.
By to zrobić, niezbędne będzie dokładne eksplorowanie otoczenia w poszukiwaniu zasobów. Podobnie jak w przypadku pierwszej części to czysta przyjemność, bo świat przedstawiony jest absolutną czołówką wirtualnej rozrywki. Lokacje są niezwykle szczegółowe, pełne detali, zakamarków i notatek. Zaniedbane sklepy, zarośnięte ulice, opuszczone biura – każde z tych miejsc opowiada własną historię. Czasem znajdziemy informacje rozszerzające główny wątek, innym razem natkniemy się na autonomiczne opowieści o losach mieszkańców danych miejsc. To wszystko udanie maskuje liniową strukturę poziomów. Owszem, zwykle istnieje tylko jedna właściwa droga do celu, ale nie zawsze jest ona oczywista. Niejednokrotnie zdarza się, że nie wiemy, która ścieżka prowadzi fabularnie do przodu, a która nagradza eksplorację. To uczucie niepewności działa na korzyść gry. Świat zachęca bowiem do tego, by się w nim zatrzymać, wchłaniając atmosferę i detale. Warto także wspomnieć o nielicznych, ale obecnych elementach półotwartych lokacji, które wprowadzają powiew świeżości w strukturze gry.
Kwestia przetrwania
Czasem jednak zwiedzania pozostałości cywilizacji będzie trzeba przerwać na rzecz zmierzenia się z zagrożeniem – i pod tym względem gra również dobrze się broni. Potyczki są nie tylko brutalne i satysfakcjonujące, ale też taktyczne, zwłaszcza podczas konfrontacji z grupami ludzi. Sztuczna inteligencja potrafi pozytywnie zaskoczyć. Przeciwnicy patrolują teren, komunikują się ze sobą po imieniu i reagują na zniknięcie towarzyszy. Potęguje to realizm i wrażenie, że eliminujemy żywych ludzi, a nie napędzane skryptami klony. Z kolei zainfekowani, choć poruszają się po przewidywalnych trasach, wciąż potrafią nieźle nastraszyć – szczególnie gdy zostaniemy zaskoczeni w ciasnym korytarzu. Warto także wspomnieć o możliwości napuszczania przeciwników na siebie. Wykorzystanie hałasu, przynęt czy samego chaosu pola walki może dać przewagę i zaoszczędzić amunicję.
W tej odsłonie pojawiają się także nowi przeciwnicy – m.in. człapacze, czyli zainfekowani zdolni do ataku kwasową eksplozją. W połączeniu z pomysłowo zaprojektowanymi sekwencjami, jak choćby rozgrywającymi się w tunelach metra, tworzy to bardzo udane nawiązania do survival-horrorowego rodowodu gry. Twórcy dbają o odpowiednią atmosferę, z umiejętnie rozmieszczonymi momentami ciszy, które nagle przerywane są intensywną akcją. Tytuł nie zapomina więc o tym, czym pierwotnie był – napięcie nadal jest tu obecne, a kilka dobrze zrealizowanych jumpscare’ów przypomina o emocjach towarzyszących eksploracji ciemnych zakamarków zniszczonego świata.
Dodatkowym atutem są towarzysze. Choć ich pomoc w walce jest raczej symboliczna, to potrafią wskazać drogę, gdy utkniemy przy jednej z zagadek środowiskowych. Na szczęście nie robią tego nachalnie, a ich obecność jest wyważona i nie drażni, jak to bywało z Atreusem w God of War. Subtelniejsze podejście sprawia, że nie mamy wrażenia, iż gra prowadzi nas za rękę. Towarzysze robią to, co powinni: towarzyszą, ale nie przeszkadzają – a to nie lada sztuka.
Na wysoki połysk
A jak wypada techniczna strona portu na PC? Ku zaskoczeniu wielu, naprawdę dobrze. Po problematycznej premierze pierwszej części na komputerach osobistych, można było mieć obawy. Na szczęście tym razem deweloperzy wyciągnęli wnioski. The Last of Us Part II działa płynnie, jest znacznie lepiej zoptymalizowane, a błędy i bugi pojawiają się sporadycznie. Nawet na średniej klasy sprzęcie można liczyć na solidne doświadczenie bez poważniejszych zgrzytów. Dodatkowo, wersja PC pozwala na bardziej szczegółowe dostosowanie ustawień graficznych. Dzięki temu gracze mogą dopasować doświadczenie do swoich możliwości sprzętowych.
Wszystko to podsumowuje jakość oprawy audiowizualnej. Graficznie tytuł nadal robi ogromne wrażenie. Choć od jego pierwotnej premiery minęło już trochę czasu, wciąż jest to jedna z najładniejszych produkcji dostępnych na rynku. Tekstury są ostre, modele postaci szczegółowe, a animacje płynne i realistyczne. Przerywniki filmowe na silniku gry ogląda się jak wysokobudżetowy film – z dbałością o mimikę, gesty i niuanse w zachowaniu bohaterów. Gra ma też świetnie odwzorowane warunki pogodowe czy oświetlenie, co wydatnie wpływa na klimat i zanurzenie w świecie przedstawionym.
Warto również wspomnieć o znakomitej ścieżce dźwiękowej autorstwa Gustavo Santaolalli. Muzyka, podobnie jak w pierwszej części, doskonale buduje nastrój, a minimalistyczne kompozycje potrafią wzruszyć, przerazić lub podkreślić atmosferę niepokoju. Dźwięki otoczenia – szum deszczu, jęki zainfekowanych, trzask łamanych gałęzi – to kolejna warstwa immersji, która sprawia, że trudno oderwać się od ekranu. Voice acting również stoi na najwyższym poziomie – aktorzy wcielający się w Ellie, Abby, Dinę i Joela oddają emocje z autentycznością, która przekracza granice medium rozrywki.
Udany powrót
Podsumowując, port The Last of Us Part II na PC to przykład tego, jak należy przenosić konsolowe hity na komputery. Z odpowiednią dbałością o szczegóły, optymalizację i komfort rozgrywki. Choć historia może wzbudzać kontrowersje, a rozgrywka nie wynajduje koła na nowo, to całość tworzy spójne, emocjonalne i niezwykle dopracowane doświadczenie. Dokładnie takie, jakiego życzyliby sobie pecetowi fani wykreowanego przez Naughty Dog świata.
Grę do recenzji otrzymaliśmy od Polskiego oddziału Playstation, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.