Pamiętam hype na powieści z motywem podróży w czasie, jakby to było wczoraj. Sama miałam na ich punkcie fioła i łapałam się za cokolwiek, co wydawane było wtedy w takiej tematyce. Jeszcze parę lat temu faktycznie sporo książek time travel pojawiało się na rynku wydawnicznym. Obecnie tempo przyrostu nowych tytułów trochę spadło, z czym jednak nie idzie w parze zainteresowanie odbiorców. Jak można zauważyć po dodrukach czy ekranizacjach, ludzie nadal chcą czytać, oglądać bohaterów podróżujących w czasie.
7 razy dziś, Lauren Oliver
Tutaj małe oszukiwanko, bo nie ma ani gadających gargulców, ani magicznych portali czy rytuałów. Nie ma też jako takich klasycznych podróży w czasie. Jest jednak nastoletnia bohaterka, której, jakby to ująć, zapętliła się linia życia. Przez kilka dni przeżywa jeden i ten sam dzień. Sam, jako jedna z królowych liceum, pojawia się na głośnej imprezie, skąd po jakimś czasie, po słownych i nie tylko przepychankach, wybiega szkolna świruska. Kiedy Sam wraca wraz z przyjaciółkami do domu, wszystkie zalane niemalże w trupa, dochodzi do wypadku samochodowego, a nasza księżniczka ginie na miejscu. Tylko, że zamiast iść w stronę słońca, budzi się we własnym łóżku, przeżywając od nowa ten sam dzień. I tak kilka razy. Ale każdy kolejny dzień przyczynia się do zauważenia przez Sam tych naprawdę wartościowych spraw. I ta powieść doczekała się ekranizacja, netfliksowej produkcji, Zanim odejdę. Oba tytuły, i książka, i film, warte są uwagi. Można sobie przypomnieć jak kruche jak życie i co ostatecznie tak naprawdę ma znaczenie. Coś dla wielbicieli powieści stand alone.