Bendis to nazwisko, kojarzące się przede wszystkim z dobrymi komiksami o Daredevilu. Jednak czy sukces jednego bohatera przekłada się na całe uniwersum bądź cały świat superbohaterów? Cóż.. jednak nie, chyba że autor zmieni swoją koncepcję.
Czym jest Lewiatan?
Przygody o Supermanie, tworzone przez Bendisa, nie cieszą się dobrą opinią, lecz ten się nie poddaje i rusza dalej. Scenarzysta przedstawia nam, jak tajna szpiegowska organizacja porywa Clarka Kenta, a ten nie może się wydostać z jej sideł. Czy historia o Lewiatanie jest rzeczywiście taka niezwykła?
Brian Michael Bendis już od jakiegoś czasu przygotowywał nas na nadejście Lewiatana, co można było dostrzec w seriach o Człowieku ze Stali. DC miało jednak inne plany i sprawiło, że Lewiatan stał wrogiem całego Uniwersum DC, któremu Superman nie dał rady. Kto jednak dał? Grupa detektywów na czele z Lois Lane i Batmanem. Sama historia nie ma jakiegoś wielkiego wpływu na świat Batmana i Supermana i jest dość nietypowa, bardziej przypomina nam zmagania Sherlocka Holmesa niż akcję znaną z filmów o Rambo. Mimo licznych zwrotów akcji, bezowocnych tropów oraz poczucia wszechobecnej inwigilacji Wielkiego Brata nic nie zaspokaja czytelnika w pełni. Oczywiście historia sama w sobie się broni, jednak nie jest czymś przełomowym, a to wydarzenie równie dobrze mogłoby nie zaistnieć. Cała uwaga skoncentrowana na małżonce Supermana ma na celu wypromowanie heroiny bez mocy i gadżetów. Jednak Lois Lane bez Clarka Kenta nie jest tą samą ukochaną Człowieka ze Stali, przynajmniej w wykonaniu Bendis. Nie twierdzę, że solowe przygody Lane są złym pomysłem, ale póki co nikt nie wpadł na to, jak je przedstawić, by zaciekawiły czytelnika.
Poszukiwanie jakości w średniości
Całość fabularna, opierająca się na wielkim dochodzeniu, pasowałaby bardziej do świata gacka z Gotham. Bruce Wayne jako największy detektyw i jednocześnie James Bond w świecie trykociarzy mógłby samodzielnie udźwignąć tę fabułę. Cieszę się jednak, że towarzyszą mu inni bohaterowie. Wybór postaci jest jak najbardziej trafny, choć nie wykorzystano potencjału każdej z nich. Green Arrow głównie przekomarza się z Robinem, a Constantine i Zatanna nawet w połowie nie ukazują swoich magicznych zdolności do przeprowadzenia śledztwa. I co tam robi Deathstroke? I dlaczego nie ma Barry’ego Allena, największego technika sądowego? Najciekawszy rozwiązaniem fabularnym jest chyba odkrycie tożsamość głównego bohatera. Niemniej jego motywacje są zupełnie bez sensu, a tajemnica, która kryje się za nieznaną tożsamością złola rozczarowuje i nie zostaje z nami na dłużej, jak było to np. w przypadku Rycerza Arkham.
Poza tym zadaje sobie pytanie, dlaczego Egmont włączył do jednego ze swoich ostatnio wydanych tytułów po raz kolejny Superman: Leviathan Rising Special #1, skoro ten zeszyt pojawił się w Superman Action Comics tom 2: Nadejście Lewiatana? Czyżby skok na pieniądze? Powiększenie tomu i zwiększenie ceny produktu? Jeśli ktoś kupuje komiksy DC, to raczej rzadko pojedyncze eventy, stara się bowiem śledzić całość wydawniczą. Co innego z komiksami okolicznościowymi.
Ciężko mi powiedzieć, czy lubię ten egmontowski komiks. Skłaniam się raczej ku pozytywnej opinii, choć mogę wypunktować kilka wad. Sądzę jednak, że sam pomysł na historię, poszczególni bohaterowie i oprawa graficzna to mocne strony, które umilą nam lekturę tego dzieła od Bendisa.