Nigdy nie byłem wielkim fanem postaci doktor Aphry. Niby młoda naukowczyni, stworzona na potrzeby komiksów Marvel, tworząc nowe uniwersum Star Wars po przejęciu przez Disneya. Gdyby jednak nieciekawie brzmiący event komiksowy, który w Polsce został zapoczątkowany w serii właśnie z tą bohaterką, to nigdy pewnie nie sięgnąłbym po jej przygody. Czy dobrze zrobiłem?
Mocna silna jest, ale czy wygra z technologią?
Już od pierwszych kadrów jesteśmy prawie, że wciągnięci do akcji – chociaż wierni fani mają chwilę na oddech, gdy nasza antybohaterka ma czas na przemyślenia po wydarzeniach związanych z Wieczną Iskrą i odkrywaniem jej prawdziwego jestestwa. Aphra obiecuje pojmanemu Luke’owi (co robi trochę na przekór znienawidzonemu Imperium,z którym miała do czynienia), pomoc w odkryciu zaginionych tajemnic Jedi. Ich wspólne działania prowadzą ich na trop starożytnej istoty, która rezonuje echem Mocy i może zostać uwolniona. Jednak jej prawdziwe intencje wobec Skywalkera pozostają niejasne. Czy Luke stanie się sojusznikiem, czy ofiarą jej manipulacji, służąc osiągnięciu celu pani archeolog? To jedna z tych rzeczy, które mogą pozostawiać nas od początku, aż po sam koniec bez odpowiedzi. Nawet nie konkretnego zarysowania odpowiedzi na zadane przez mnie pyani, nie tak jak w największych plot wistowych fabułach…, co trochę irytuje przyznam szczerze.
Historia główna, nie ratuje zainteresowania bohaterką
Druga część dotyka już zupełnie czegoś innego, a mianowicie głównego eventu. Gdy galaktyka pogrąża się w chaosie, a flota Tagge płonie, Aphra zostaje uwięziona w magazynie pełnym śmiercionośnych droidów. Stając twarzą w twarz z dawnym wrogiem, którego nie spodziewała się już spotkać, musi podjąć desperacką walkę o przetrwanie. Tymczasem w starożytnych ruinach na odległej planecie poszukuje odpowiedzi, które mogą odmienić jej losy…
Fabuła komiksu łączy dynamiczne zwroty akcji z głębszymi emocjonalnymi wątkami. Aphra, znana z wyrachowanego charakteru, pokazuje bardziej ludzką stronę, a jej pełna napięcia i humoru relacja z Saną – swoją wierną towarzyszką, wprowadza emocjonalną równowagę do historii. Choć quasi homoseksualna relacja, nie ratuje tej postaci, która nie jest aż tak charyzmatyczna jak większość antybohaterów gwiezdno-wojennych historii. Niewiadomo do końca czy Aphra jest złolem, bohaterką czy antybohaterką… dziwna granica…Ajax Sigma, symbol mroku i zagrożeń płynących z zaawansowanej technologii, staje się fascynującą przeciwwagą, podkreślając ryzyko związane z obsesyjnym dążeniem do władzy.
Pierwsza historia pełna mitologicznego zacięcia, jest O.K., bo nawet ciężko powiedzieć, że poprawna, z kolei druga jest bardziej… żywa, ale nie porywa i nie wiąże czytelnika z bohaterami, ani nawet akcją.
Oprawa wizualna komiksu prezentuje poprawny poziom, czasem względnie innowacyjny. Choć żaden z trzech artystów nie wyróżnia się wyjątkowym stylem, ilustracje są szczegółowe, dynamiczne i przyjemne w odbiorze jak na komiksy Marvel (tego typu stylistyka była charakterystyczna dla Dark Horse’a). Zdarzają się kadry, które naprawdę przyciągają wzrok, podnosząc ogólną jakość obcowania z komiksem. Na szczególną uwagę zasługuje praca kolorystki Rachelle Rosenberg, której paleta barw idealnie podkreśla nastrój scen, dodając im emocjonalnej głębi.
Pod względem fabularnym finałowy tom dostarcza interesującą historię, choć jego powiązanie z dużym crossoverem może nieco utrudniać odbiór.Alyssa Wong zgrabnie domyka najważniejsze wątki, oferując czytelnikom zakończenie serii, które, jak cała seria jest poprawne, ale nie powalające. Wątek przygody Luke’a i Aphry dodaje świeżości i na pewno przypadnie do gustu fanom tej nietuzinkowej bohaterki, ale tylko im. Fani oczekujący bardziej niezależnej i wyjątkowej historii mogą czuć lekki niedosyt. Pomimo tego, finał Doktor Aphry to emocjonujące pożegnanie, które zadowoli tych, którzy śledzili jej losy od początku. Niestety tylko takich fanów, co śledząc mainstreamowe źródła – można powiedzieć, że jest ich trochę.