Geoff Johns i Gary Frank mają na swoim koncie mnóstwo hitów. Teraz jako niezależni twórcy tworzą swoje własne autorskie uniwersum. Czy kontynuacja Geigera zachęci do sięgnięcia po tomy poświęcone innym bohaterom z tego świata?
Ostatni Atomowy Rycerz
Mam słabość do postapokaliptycznych klimatów, dlatego z chęcią sięgnąłem po drugi tom Geigera. Miałem pewne obawy, bo pierwsza część była typowym średniakiem. Natomiast w Junkyard Joe Geoff Johns i Gary Frank mieli naprawdę bardzo dobre pomysły, ale całą fabułę według mnie zepsuli, wpychając tam zwykłą i bardzo irytującą rodzinę. W konsekwencji historia, która zapowiadała się nawet wybitnie, okazała się mocno średnia. Kontynuacja Geigera wypada niewiele lepiej. Jest to przyjemna, wciągająca historia, choć o wiele krótsza od pierwszej części, to dzieje się tutaj całkiem sporo. Pojedynek protagonisty z niebezpiecznym Elektrykiem, porwanie Barney’a (dwugłowego wilka Geigera) czy też przebijanie się przez lotnisko opanowane przez hordy łowców organów. Dodajmy do tego prequel opowiadający o początkach Geigera i poboczną opowieść o przygodach Barney’a w zoo. Całość jest satysfakcjonująca i wchodzi gładko. Zwłaszcza błyszczy pupil głównego bohatera. Tylko, że jest też kilka problemów, które wybiły mnie z rytmu. Po pierwsze pojawia się ostatni Atomowy Rycerz. Poznaliśmy go w pierwszym tomie, w jednej z bonusowych historii, chciał on wynająć Czerwonego Płaszcza, aby zabił Geigera. Tymczasem w tym tomie podąża za nim i zostaje jego nowym kompanem. Co się wydarzyło między tomem pierwszym i drugim? Odpowiedź znajdziemy prawdopodobnie w komiksie Ghost Machine t. 1, bo na taki odnośnik trafimy podczas lektury. Niestety, w czasie czytania widać, że doszło do jakichś wydarzeń, o których nie mamy bladego pojęcia – irytujące. To samo ze wstawką „25 lat od teraz” na samym początku komiksu albo finał z Junkyardem Joem, który wprowadza jeszcze więcej chaosu. Zdaje sobie, że Johns i Frank chcą stworzyć spore uniwersum z kilkoma niezwykłymi bohaterami, ale momentami niepokoję się czy na pewno wszystkie te komiksy stworzą spójną całość.
Co się stało z Geigerem?
Choć początkowo niezrozumiałe jest postępowanie Atomowego Rycerza Nate’a, zwłaszcza pod kątem tego, co działo się w pierwszym tomie, to nie da się ukryć, że jego relacja z Geigerem to mocny punkt tego tomu. Przypomina to trochę relację uczeń – mistrz. Gdzie ten uczeń nie jest zbyt lotny, a czasem trochę irytujący. Niemniej Nate jest o wiele ciekawszą postacią niż dzieciaki z pierwszego tomu. Wszystkie wspomniane zalety powodują, że jak dla mnie kontynuacja wypada trochę lepiej od jedynki. Jednakże największym plusem tej serii jest po prostu świat przedstawiony – nuklearne pustkowie, które można przemierzać jedynie w masce. Oprawa graficzna prezentuje się bardzo dobrze, kreska przyjemna dla oka, a zwłaszcza genialnie wygląda Geiger, gdy zmienia się w Świecącego Człowieka. A jakby komuś było mało, na końcu tomu zamieszczono galerię okładek różnych twórców, które prezentują się znakomicie. Z dodatków wspomnieć wypada o dwustronicowym uzupełnieniu, przedstawiającym proces powstawania powieści graficznej – od scenariusza do komiksu. Wydanie takie samo, jak pierwszy tom, czyli miękka oprawa bez skrzydełek. I z nieszczęsną dwójką na grzebiecie, podczas gdy tom pierwszy nie ma cyferki na grzbiecie. Cenowo też nie wypada najlepiej. Druga część wydaje się o prawie połowę cieńsza od pierwszej, a kosztuje tyle samo!
Czy warto powrócić na atomowe pustkowia?
Miłośników Gary’ego Franka i Geoffa Johnsa raczej nie trzeba będzie zachęcać do Geigera i całego uniwersum Bezimiennych. Natomiast, jeśli ktoś nie jest wielbicielem ich twórczości, to sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Geiger ma swój urok, jest wciągającą i emocjonującą lekturą, wypełnioną akcją. Jednakże pod względem fabuły i postaci mamy do czynienia raczej ze średniakiem. Nie zawsze trzeba sięgać po wybitne komiksy, tylko tutaj mnie niepokoi najbardziej rozmach całego przedsięwzięcia. Przed nami jeszcze cała masa tomów poświęconych innym Bezimiennym, a potem to wszystko jeszcze musi się jakoś sensownie połączyć. Lektura Geigera 2 była przyjemną podróżą przez ciekawy świat, ale po przeczytaniu całości zadałem sobie pytanie czy na pewno chcę brnąć w to uniwersum… Najbardziej obawiam się czy kontynuacje utrzymają wystarczająco przyzwoity poziom i czy na pewno chce mi się aż tyle czekać na kolejne części. Natomiast bez patrzenia w przyszłość mogę powiedzieć, że przy Geigerze 2 bawiłem się dobrze – tylko tyle i aż tyle.
Komiks do recenzji dostarczyło wydawnictwo Nagle Comics, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.