Mamy rok 1873. W alternatywnej rzeczywistości, gdzie steampunk łączy się z podróżami w kosmos (i dinozaurami!), tworzą się podwaliny ludzkich kolonii. Planety naszego Układu Słonecznego są skutecznie anektowane, a na niektórych istnieje życie, niekoniecznie pozytywnie nastawione do człowieka. Zostajemy niemal natychmiast wrzuceni w zaprezentowany świat, poznając główną bohaterkę przygody – Helenę Martin, która stara się odzyskać ukochanego z kolonii karnej na Wenus.
Postacie z kartonu wycięte
To właśnie w kwestii bohaterów, a szczególnie ich prezentacji, zaczynają się problemy. Jeżeli kiedykolwiek oglądaliście filmy przygodowe, to zapewne wiecie, że przed wyruszeniem w drogę itd., itd. W Chimerach Wenus zabieg przedstawienia drużyny skacze jak na sprężynie (pozostając przy steampunkowych odniesieniach). W jeden wątek wplątany jest kolejny, niby łączący się z poprzednim, ale gdy podróż ma się rozpocząć, całość funkcjonuje jak słabo naoliwiony mechanizm niepasujących zębatek (musiałem). Trudno jest uwierzyć w karykaturalne, najczęściej obdarzone jedną cechą postacie, a to sprawia, że nie jesteśmy w stanie emocjonalnie przywiązać się do którejkolwiek z nich. Heroiczne poświęcenia czy patetyczne mowy brzmią jeszcze bardziej jałowo i nie wzbudzają w nas emocji czy chęci zaangażowania w przygodę.
Disney wiecznie żywy
Nieco disneyowska oprawa wprawia mnie w spore zakłopotanie. Tytuł jest zdecydowanie dla starszych czytelników, natomiast dysonans wywołują kreskówkowe wizualia, przez co trudno brać przedstawione wydarzenia na poważnie. Na jednej stronie widzimy zjadanie człowieka przez dinozaura, po czym obserwujemy karykaturalny wizerunek wyższej klasy społecznej z uwypuklonymi podwójnymi podbródkami, sugerującymi życie w przepychu. Wszystko to sprawia, że kolejne wydarzenia, nieważne jak istotne mogą się okazać dla fabuły, przyjmujemy z przymrużeniem oka.
Chwila szczerości
Przyznaję, że nie jestem zbytnio zaznajomiony z Gwiezdnym zamkiem i po lekturze Chimer Wenus mam wątpliwości, do jakiego czytelnika ten tytuł jest skierowany. Oceniając po okładce – tytuł dla dzieci, analizując treść – komentarz społeczny dla starszych, bardziej świadomych czytelników, inspirowany twórczością Juliusza Verne’a. Jest to czynnik bardzo ważny, bo od niego zależy perspektywa oceny. Niestety ten komiks nie jest w stanie jednoznacznie ustosunkować się do swoich zamiarów wobec odbiorcy. Spróbuję sięgnąć po następne tomy, może to początek czegoś dobrego, co rozwinie skrzydła w kolejnych częściach.