DLC do planszówek
Dodatki do gier planszowych to żadna nowość. Nikogo nie dziwi, że dobrze sprzedający się tytuł otrzymuje dodatkową zawartość. Z tego powodu czasem wydawca decyduje się na większe pudło, aby w przyszłości kupujący mógł w podstawce zmieścić elementy „planszówkowego DLC”.
Gorzej, gdy ma się wrażenie, że pewną zawartość wycięto. Ja miałem takie odczucia po otwarciu Kronik Zbrodni. Jakby nie patrzeć, w wyprasce mamy wydzielone miejsce na dodatki. Mało tego jest dedykowana przestrzeń na kości z rozszerzenia Witajcie w Redview. I cóż można sobie pomyśleć w takiej sytuacji, skoro wydawca doskonale wie, co i gdzie powinno się mieścić w podstawce? Najgorsze jest jednak to, że z różnych powodów rozszerzenie może nie zostać wydane w danym kraju. Tak niestety jest w przypadku Witajcie w Redview, więc po diabła mi dedykowane miejsce na kości?
Kupujesz grę, otwierasz i grasz…, a figa!
Obsługa gier planszowych jest banalnie prosta. Kupujesz produkt, rozpakowujesz, czytasz instrukcję i grasz. Nic więcej do szczęścia nie potrzeba, prawda? A co gdyby okazało się, że w pudełku brakuje istotnego elementu, bez którego nie możesz zagrać? Wydaje się to nie do pomyślenia. Tym bardziej gdyby to była gra za trzysta złotych. Prawdziwy koszmar… i wtedy kupujesz Horror w Arkham 3 ed., aby przekonać się, że takie rzeczy dzieją się nie we śnie, tylko na jawie. Gra nie dość, że droga, wypełniona całą masą elementów dobrej jakości, to w instrukcji dowiadujesz się, że potrzebny ci woreczek lub inne nieprzezroczyste pudełko. Naprawdę? To był taki problem, aby do gry dodać tak niepozorny element jak woreczek?! Dobrze, że chociaż w instrukcji dają ci dobrą radę, aby wykorzystać wieczko pudełka. Czemu nie? Horror w Arkham 3 ed. przecież zajmuje tylko prawie cały stół, więc to bardzo dobry pomysł, aby jeszcze kłaść na nim wieczko pudełka na garść dwustronnych żetonów (a zatem trzeba będzie jeszcze losować je z zamkniętymi oczami). Jak dla mnie jest to nie do pomyślenia!
Inny przykład – Munchkin Zombie – w pudełku mamy jedynie talie kart, ale jeszcze musimy zaznaczać w jakiś sposób nasz poziom. Potrzebne są nam zatem albo k10, albo jakiś notes. Oczywiście tych elementów w pudełku nie uświadczymy.
Dajcie trochę więcej powietrza!
Czasem sprzedaje się ludziom powietrze. Tak też często bywa w świecie gier planszowych. Kupujesz wielkie pudło, aby przekonać się, że jest tylko wypełnione do połowy. Pozostaje jedynie złorzeczyć wydawcy, że przez jego zabiegi niewielka gra zajmuje połowę półki! Potem kupujesz Miasto w chmurach i okazuje się, że można mieć pretensję o to, że tym razem w grze nie umieszczono tego zbędnego powietrza. W tej pozycji mamy wieżowce o różnej wielkości. W pudle natomiast jest tak ciasno, że trzeba je odpowiednio ułożyć, aby zamknąć wieko. Gdyby było trochę większe, to składanie nie byłoby tak upierdliwe. Co zatem lepsze? Pudełko wypełnione do połowy czy oferujące wyzwanie pokroju tetrisa?
Królestwo za… dobrą wypraskę!
Można byłoby się licytować i długo gdybać o najgorszej wyprasce w grze planszowej. Ja przyznałbym to zaszczytne miejsce grze Boss Monster: Następny poziom. Mamy wydzielone trzy miejsca na talie i nawet wycięte miejsce, aby włożyć palec i je na spokojnie wyciągnąć. Tymczasem okazuje się, że dziura jest o połowę za mała i nie da się tych kart inaczej pozyskać, jak poprzez wysypanie ich z pudełka. Pytam się, kto to do diabła zaprojektował?
Daj panie! Byłoby miło, gdyby w tym pudełku było…
Czasem kupujemy grę i po rozegraniu partii dochodzimy do wniosku, że gdyby wydawca coś do niej dorzucił, rozgrywka byłaby przyjemniejsza. Niby da się grać, ale za brak tych elementów spokojnie można obniżyć ocenę o jedno oczko.
Wykreślane imperium to świetna solowa gra. Pozyskuje się w niej sporo surowców i trzeba je zapamiętać albo zapisać. Początkowo pograłem w ten sposób, a potem dołożyłem brzydkie, kolorowe żetony. I nagle się okazało, że gdy widziałem ile mam przed sobą zasobów, to bawiłem się o wiele lepiej. Dodanie znaczników surowców do gry byłoby strzałem w dziesiątkę.
Innym dość ciekawym przykładem jest Ubongo Travel. Gdy pierwszy gracz ułoży wzór na karcie, to zaczyna liczyć na głos do dwudziestu… No cóż, niewątpliwie klepsydra dodałaby elegancji tej grze (w Ubongo, Ubongo 3D i Ubongo Lines tego problemu nie ma).
Niby dla dwunastu, a można grać tylko w sześciu!
W grach typu roll and write czy flip and write stosuje się często ciekawy zabieg, a mianowicie na pudełku umieszcza się liczbę osób równą ilości arkuszy. Dla przykładu według wydawcy w Welcome to… miasteczko marzeń może grać nawet sto osób.
W Tak mroczny władco powinno dać się zagrać nawet w szesnaście osób. Dlaczego zatem się nie da? Albowiem w grze umieszczono tylko sześć kart złowieszczego spojrzenia. Otrzymuje się je od osoby wcielającej się w Rigora Mortisa za niezbyt przekonujące tłumaczenie. I co zrobić, gdy gramy w pełnym składzie, a sześciu graczy otrzymało już karty, a teraz przyszła kolej na następnego towarzysza niedoli? Nagle się okazuje, że potrzebne są jakieś zamienniki!
A sprawdź sobie w Internecie!
W skrajnych przypadkach okazuje się, że podpowiedzi trzeba szukać w Internecie. Czasem chodzi po prostu o jakieś niejasności w zasadach. Natomiast KeyForge udowadnia, że można także wyciąć pewne informacje, a potem wrzucić do gry broszurkę. Instrukcja w pakiecie startowym jest uproszczona. Pozbawiona wszelkich informacji, ciekawostek na temat całego uniwersum. To i tak drobiazg, bo nie ma choćby zdjęć przedstawiających przygotowanie do gry czy przykładową walkę stworzeń. Wydaje mi się to słabym zagraniem, aby wyciąć część danych z instrukcji i w zamian poinformować, że więcej zagadnień można znaleźć tylko w necie.
Trochę lepiej wypada Nasza Księgarnia z grą Pizzeria, w którą według danych na pudełku można grać solo. Tymczasem, aby dowiedzieć się, jak zmierzyć się samemu z Pizzerią trzeba wejść na stronę wydawnictwa. Niby oficjalny wariant solo, a z drugiej strony trzeba sobie wydrukować reguły, niczym w przypadku fanowskiego dodatku. Żeby nie było, bardzo miło, że Nasza Księgarnia dała nam taką możliwość, ale czemu zasad nie można było zmieścić po prostu w instrukcji?
Narzekanie dla samego narzekania?
Bardzo lubię wszystkie wymienione gry planszowe. Wypomnienie im tych drobnych wad w niczym nie zmienia faktu, że są świetne. W większości wypadków jest to faktycznie narzekanie dla samego narzekania, choć pusta wypraska w Kronikach Zbrodni czy brakujący woreczek w Horrorze w Arkham może wywołać rozczarowanie czy frustrację. Wymyśliłem ten tekst, gdy uświadomiłem sobie, że mam w kolekcji sporo gier, które mają taką drobną skazę. Co jednak najciekawsze – co gra, to zupełnie inny drobiazg! Czy Wy też znacie jakieś planszówki, w wypadku których wystarczyłaby niewielkie zmiana, aby zatrzeć złe pierwsze wrażenie? Albo pozycje wywołujące spore zadziwienie pewnymi głupotkami, jak to ma miejsce w przypadku wypraski do drugiej części Boss Monstera?