Kto z kim i dlaczego? – czyli premierowy odcinek pod znakiem wielkich i małych pojednań!
Jako że odcinek wyemitowany w tym tygodniu miał na celu trochę rozjaśnić sytuację panującą w świecie prezentowanym w serialu, postawiono w nim na wyjaśnienie pewnych kwestii. Zarówno w Winterfell w Królewskiej Przystani, jak i na morzu doszło do unikatowych spotkań, które odbiły swoje piętno na fabule serii. Chociaż, jak to w Grze o tron, nie zabrakło tu elementu intrygi rodem z argentyńskiej telenoweli, złączenie wątków wybranych postaci dobrze wpłynęło na całokształt opowieści, odświeżając ją i wprowadzając nowe smaczki do i tak już rozwiniętego rdzenia historii.

www.imdb.com
Zabieg zasklepienia się wątków wybranych bohaterów wywołuje w nas pewien rodzaj nostalgii, ale też daje poczucie domknięcia danych linii czasowych. Epizod dzięki takim działaniom wiele wyjaśnia i odpowiada na pytania zadawane w niektórych przypadkach już od samego początku serii. Nie można ukryć faktu, że jest to w pewien sposób satysfakcjonujące i daje nam chęć do jeszcze bliższego poznania fabuły, której koniec jest tak rychły.
Odcinek rozpoczynający ósmą serię tak dobrze prosperującego serialu ustawia nas do pionu i trochę wycisza klimat podniosłości, który towarzyszył zakończeniu poprzedniego sezonu. Chociaż występują tu zdarzenia kluczowe dla wszystkich wątków, widać, że twórcy przygotowują sobie grunt pod zakończenie, po którym fani poczują się tak, jakby sami właśnie zostali zdetronizowani.

www.imdb.com
Oczęta niebieskie, życie królewskie – chyba żeś zza muru, wtedy nogi za pas i chodu
Jako że porównywanie serii HBO z książkową sagą Martina stało się bezsensowne gdzieś pomiędzy drugim a trzecim sezonem telewizyjnego giganta, nie można oskarżać serialu w kwestii niedociągnięć w temacie zgodności z wątkami literackiej serii. Wiadomo już, że zakończenia będą różne, a fabuły mijają się ze sobą dosyć znacznie. Czy wyjdzie to serialowi na dobre – zdania są podzielone, jednak tym, co trzeba podkreślić, jest na pewno to, że chociaż produkcja balansuje na granicy dobrego i złego scenariusza, są tu i sceny śmieszne, czasami nie do końca w dobrym tego słowa znaczeniu. Ciekawe jest to, że pomimo tej chwilami histerycznie niepoprawnej fabuły, widz i tak wciąga się w kolejne wydarzenia, a ta nieprawidłowość klimatu wręcz jeszcze bardziej przyciąga i koniec końców jest dobrym zagraniem twórców – inaczej rzecz ujmując, spełnia swoje zadanie. Trzeba przyznać, że bez względu na rodzaj reakcji na sposób prowadzenia opowieści, wzbudza ona emocje, nie pozostaje obojętna. Ile w tym jest nadmuchania promocyjnego a ile faktycznego zainteresowania fabułą – prawda może być smutna.

www.imdb.com
Smoki, mróz i CGI – czyli trochę o samych widokach
Sezon ósmy nie odstaje od reszty zaprezentowanych do tej pory części wielkiej sagi HBO. Pokazywane nam obrazy są poprawne i odpowiadające standardowi efektów używanych w dzisiejszych serialowych produkcjach. Ile jest jednak smoka w smoku? – sprawa jest dyskusyjna. Nie pojawiło się tu nic, co mogłoby nas pod tym względem zaskoczyć. Jako że największe fajerwerki najprawdopodobniej zostawiono na koniec serii, można powiedzieć, że pierwszy epizod pod względem grafiki i scenerii wypadł na mocny dobry plus. To samo tyczy się ścieżki dźwiękowej odcinka.

www.imdb.com
Jedno z wielkich zakończeń tego roku!
Gra o tron to fenomen w skali dekady, czarny koń HBO i produkt, który zatrząsł serialowym światkiem. Bez względu na humory towarzyszące produkcji, na zakończenie wieloletniej przygody czekają tysiące, o ile nie miliony fanów (i krytyków, mniej lub bardziej konstruktywnych, czyhających na każde potknięcie twórców). Uwieńczenie pracy produkcyjnego giganta rozpoczyna się całkiem obiecująco i chociaż poplątana fabuła serialu, która zagmatwała się przez te kilka lat dosyć znacznie, ma duży supeł do rozplątania, pierwszy odcinek jest dowodem na to, że zakończenie tej pieśni może być nie dobre, nie zachwycające, a spektakularne. Czy takie ono będzie – na odpowiedź na to pytanie przyjdzie poczekać nam do maja.