Daniel Warren Johnson ma na swoim koncie sporo dobrych komiksów. A wszystko ze względu na genialną i oryginalną kreskę. Czy Widmowa Flota ze scenariuszem Donny’ego Cates’a okaże się równie wybitna, jak inne dzieła Johnsona?
Rozwałka do potęgi dziesiątej
No i trafiła się kolejna trudna do ocenienia pozycja. Zacznijmy zatem od największej zalety tego komiksu, czyli rysunków Daniela Warrena Johnsona. Uwielbiam jego styl, pełen dynamizmu i detali. Idealnie on pasuje do wszelkich opowieści akcji. A tutaj mamy ciężarówki i rozwałkę na pełnej pecie. Wszelkie sceny walki to majstersztyk, zwłaszcza podobały mi się one w Extremity. A tutaj do tego wszystkiego Warren Johnson dorzucił jeszcze pojazdy. I niszczy je w doprawdy spektakularny sposób. Czasem nawet musi się rozłożyć, aż na dwie strony, aby pokazać piękno destrukcji. Więc od razu mogę powiedzieć, że jeśli jesteś miłośnikiem kreski Daniela, to śmiało możesz brać ten komiks w ciemno. Co ciekawe, to była jego pierwsza płatna praca. Do tej pory tworzył jedynie komiksy internetowe. I tej ciekawostki i wielu innych można dowiedzieć się z bardzo interesującego dodatku, czyli wywiadu z oboma twórcami. A jakby komuś było mało kreski Johnsona, to dodam, że na końcu znajduje się jeszcze szkicownik oraz pokazano, w jaki sposób powstawały dwie przykładowe strony. No dobra, zatem skoro pozachwycałem się oprawą graficzną, to pora ponarzekać!
Pojedynek ciężarówek
W wywiadzie na końcu tomu dowiadujemy się bardzo ciekawej i istotnej rzeczy, a mianowicie, że pierwotnie seria była zaplanowana na dwanaście zeszytów, a została skrócona do ośmiu. Rysownik dowiedział się o tym, gdy kończył szósty rozdział. I faktycznie czuć, że musieli trochę skrócić tę historię. Aczkolwiek, gdy akcja pędzi na złamanie karku, ale jest tworzona przez genialnego Johnsona, to ten pośpiech aż tak nie razi. Z drugiej strony nie da się ukryć, że fabuła jest mocno pretekstowa. Mamy kilka brakujących elementów, porzuconych wątków, a nawet kilka dziur logicznych. Choćby kto zaatakował bohaterów w pierwszym zeszycie? Albo jakim cudem banda żołdaków nagle łączy siły z gośćmi, którzy ich przed chwilą mordowali, aby zaatakować swojego pracodawcę i ratować typa, który pozabijał większość z nich? Wyjaśnienie tego i innych elementów jest bardzo proste – epicka rzeźnia. Przynajmniej mi to wystarczy. Zatem dopóki działa magia kreski Johnsona, to się po prostu zasuwa aż do spektakularnego finału. I tu muszę powiedzieć, że szkielet fabularny był całkiem ciekawy. Zwłaszcza zwrot akcji na sam koniec. Ale wyszedł z tego niestety zwyczajny przeciętniak. Nie jest to nic ambitnego, ale jednak gdzieś tam widać, że Donny Cates i Warren Johnson, włożyli w ten tytuł sporo serducha.
Czy warto dołączyć do Widmowej Floty?
Mógłbym jeszcze ponarzekać na bohaterów, którzy też zachowują się czasem nielogiczne. A sam motyw zemsty jakoś pojawia się i wypala ot tak w toku lektury. Do tego mamy bohaterkę, która miała chyba mieć ważniejszą rolę do spełnienia, ale nie wyszło. I tak narzekam i narzekam, ale koniec końców bawiłem się dobrze. Powiedziałbym, że ten tytuł trafił do mnie bardziej niż Murder Falcon. Tam nie byłem w stanie kupić pomysłu Johnsona na świat przedstawiony. A wracając do Widmowej Floty, to mamy tu do czynienia z prostym akcyjniakiem, który pochłania się w jedną godzinę. I tutaj miałbym największe wątpliwości co do ceny. Okładkowa stówka za przeciętny komiks sensacyjny to trochę za dużo. Nie mówiąc o tym, że Nagle Comics ma opory przed wydawaniem komiksów ze skrzydełkami, a szkoda. Z drugiej strony, to jest Daniel Warren Johnson. Choć sam z całego serca w pierwszej kolejności polecam wszystkim Extremity (jeden z najlepszych komiksów, jakie czytałem w zeszłym roku). A potem śmiało, na promocji możecie dorwać Widmową Flotę. I będziecie się przy niej też dobrze bawić, ale nie zostanie z Wami na długo. U mnie też raczej nie zagrzeje miejsca na półce.
PS: Zapomniałem o najważniejszym. Dużą zaletą dla mnie jest też humor, a jest tu kilka naprawdę świetnych scen czy dialogów. Na przykład, gdy jedna z postaci, obrywa w łeb oderwaną głową. Bardzo ważny kadr, bo temu draniowi się po prostu należało! Więc nie dość, że ubawiłem się, oglądając rzeźnię w wykonaniu Johnsona, to jeszcze Cates poprawił mi humor, np. rzucając tekst typu: „rodzina to nie koty” – bez urazy dla miłośników czworonogów!
Komiks do recenzji dostarczyło wydawnictwo Nagle Comics, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.