Bycie niezależną wiedźmą nie jest wcale takie przyjemne, jakby mogło się wydawać. W pokonywaniu trudności nie pomogą nabyte umiejętności czy wredota wyssana z mlekiem matki, a tym bardziej okropny wygląd, który najczęściej przypisuje się osobom uprawiającym sztuki magiczne. Wiedźma musi po prostu mieć to coś i do tego ciężko pracować. Ale jak skupić się na czymkolwiek, kiedy w powietrzu słychać dzwony kościele? Wolha odczuwa coraz większą presję i dlatego nie pozostaje jej nic innego, jak wybrać się w kolejną podróż, aby rozwijać swoje umiejętności i pomagać ludzkości gnębionej przez wszelkiego rodzaju stwory. Wiedźma Naczelna to trzeci tom Kronik Belorskich, po którą sięgnęłam zaraz po otrzymaniu. I ponownie nie mogłam się od niej oderwać, a mój śmiech było słychać w całym domu. Ale po kolei. Co tam słychać u naszej wrednej wiedźmy?
I żyli długo i…
Tak jak już wspomniałam, W. Redna szykuje się do ślubu z wampirzym władcą. Jednak kobiecie nie spieszno stawać na ślubnym kobiercu. Dlatego wyjeżdża z Dogewy, aby chociaż na chwilę uciec od zgiełku przygotowań do uroczystości i zaznać odrobiny wolności… oraz przemyśleć swoją decyzję. Trafia do warowni bogobojnego zakonu Białego Kruka, gdzie nocami pojawia się upiór. I to bardzo specyficzny, który nie ma zamiaru nikogo denerwować lub robić kawały. O nie, ta strzyga ma zupełnie inny cel. Jakby tego było mało, okazuje się, że na Wolhę ktoś poluje i grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Do tego ten nieszczęsny ślub…
Śmiech na sali
Zacznę od stylu pisania Olgi Gromyko, który zachwyca mnie za każdym razem. Nie zmienił się on od pierwszego tomu, co byłoby co najmniej dziwne. Pisarka nadal operuje swobodnym językiem, łatwym i przyjemnym w odbiorze. Czasami jednak ciężko zrozumieć pewne wypowiedzi, ale to ze względów kulturowych poszczególnych bohaterów. Dlatego żałuję, że w książce zamieszczono tak mało przypisów – nie musiałabym wtedy przy niektórych dialogach zatrzymywać się na dłuższy czas, aby zorientować się, o co chodzi. Ale co najważniejsze, nadal mamy tutaj niesamowitą dawkę humoru. I to właśnie wyróżnia Kroniki Belorskie od innych powieści fantastycznych – rozrywka, która po pewnym czasie nie męczy czytelnika, a wciąga jeszcze bardziej.
Starzy przyjaciele
W trzecim tomie poznajemy swoich ulubionych bohaterów z zupełnie innej strony. Oprócz naszej rudej protagonistki przez powieść przewijają się po raz kolejny: wojowniczka Orsana, troll Wal, wampir Rolar oraz najlepszy z najlepszych – Len. Każdy z nich w pewnym momencie pokazuje swoją drugą twarz… Ale, nie będę psuła wam zabawy. Jedynie Wolha nic się nie zmieniła – nadal pozostaje zabawną, wredną wiedźmą z charakterkiem. Widać, że z każdym kolejnym tomem kobieta rozwija umiejętności magiczne, przy czym pozostaje sobą, co dla mnie jest dużym plusem. Pisarka przyzwyczaiła nas do takiej bohaterki i za nic w świecie nie chciałabym, żeby nagle W. Redna stała się kimś zupełnie innym.
Naprawdę warto!
Jeżeli do tej pory nie poznaliście jeszcze przygód wrednej, rudej wiedźmy to koniecznie musicie nadrobić tę zaległość! Moim zdaniem seria przeznaczona jest dla czytelników w każdym wieku. Wolha jest niesamowitą, silną kobietą, o której mogłabym opowiadać godzinami, a przy tym śmiać się do rozpuku. Każdy z was znajdzie w książce coś, co mu przypadnie do gustu, gdyż historia przedstawiona jest naprawdę wielopłaszczyznowo. I koniecznie musicie przekonać się, czy W. Redna zdecydowała się w końcu wyjść za mąż… Uwielbiam Kroniki Belorskie i mam nadzieję, że jak najszybciej dostanę w swoje ręce Wiedźmie opowieści, bo zdecydowanie jeszcze mi mało!