Zapierające dech w piersiach akrobacje
Przyzwyczaiłem się do tego, że w Polsce, odkąd tylko pamiętam, to Kaczor Donald zawsze cieszył się popularnością w historiach rysunkowych. I faktycznie, tak jest do tej pory, gdyż komiksy z Myszką Miki często było nijakie lub miały płytką fabułę. Kiedy znalazła się jakaś perełka, to była drukowana w „Gigancie”, na okropnie szorstkim papierze. To chyba nie tak powinno wyglądać?
No właśnie nie, dlatego wreszcie Egmont postanowił wydać w naszym kraju coś naprawdę ciekawego, i to w twardej okładce, ze śliskim papierem. Otrzymuję historię bardzo nietypową, w której pojawia się jeden z najlepszych antagonistów gryzonia – czyli przebiegły Fantomen. I co najważniejsze, autor nie zabiera nas do nudnego Myszogrodu, ale do zupełnie odległej krainy z legend i baśni. W świecie, w którym wszyscy żyją na niepewnych, utrzymujących się w powietrzu działkach, które w każdej chwili mogą zostać zmiecione przez gwałtowne burze, prosty rzemieślnik Miki ma za zadanie utrzymać te delikatne latające wyspy w jednym miejscu. Nieustannie poszukiwany jako znawca w swoim fachu nie ma czasu na myślenie o niedawnej stracie przyjaciela Goofy’ego. Przychodzi jednak moment, że musi zmierzyć się z tyrańskim władcą, który kradnie ziemie najbiedniejszym. W tym celu, co może wydawać się dziwne, niechętnie godzi się z Minnie oraz sprzymierza się z Czarnym Piotrusiem, przywódcą niezależnej gildii o wątpliwych motywacjach, aby odnaleźć mityczny kontynent Pradawnych, żeby choć trochę rozwiązać i tak trudną sytuację w królestwie Fantomena.
Muzealny klimat
Z pierwszych stron od razu widzimy, że nie jesteśmy w magazynie „Kaczor Donald” czy „Gigant”, czytając przygody detektywa Mikiego, który walczy z Czarnym Piotrusiem lub innymi rzezimieszkami. W przypadku tej historii mamy wrażenie obcowania z obrazami, które widzimy w muzeum. Byłem całkowicie zdumiony. To prawdziwy policzek graficzny i wyraźnie odczuwa się, że jesteś w luksusowym komiksie. Miki i kraina Pradawnych zabierają nas w barwną przygodę z odniesieniami do takich dzieł jak Władca Pierścieni, a nawet Avatara Jamesa Camerona z tymi powietrznymi wyspami. Sama historia jest bardzo głęboka, bowiem już na pierwszej stronie dowiadujemy się o koszmarze Mikiego, który jest przerażony zniknięciem swojego przyjaciela Goofy’ego. W tej historii autor zagłębia się w meandry psychiki Mikiego. Naprawdę włożono wysiłek w postacie i fajnie jest nie widzieć ich tak gładkimi, jak ma to miejsce w zwyczajnych opowieściach z Myszogrodu. Fabuła jest ekscytująca i chwytliwa z wieloma zwrotami akcji. Stwierdzam nawet, na razie, że szkoda, że jest aż tak krótka, bowiem zasługiwałaby na więcej stron, drugi tom, a nawet trylogię…
Kilka słów o wydaniu
Po otrzymaniu tego komiksu moje wrażenia estetyczne naprawdę zostały przeniesione na inny poziom obcowania ze sztuką. Rzeczywiście, omawiane wydanie książkowe tej historii to jest to, na co ten tytuł zasługuje. Mamy naprawdę piękne płócienną oprawę oraz tytułowe litery w złotym kolorze. W środku znajdziemy kilka szkiców autorskich Silvio Camboniego. Co prawda mogłoby być tego więcej, ale jak na pierwszą próbę wydania czegoś takiego, nie można narzekać.
Wiele myśli i wiele mile spędzonych chwil
Na pewno chciałbym podzielić się większą dawką swoich przemyśleń, jednakże zabrakłoby mi dnia na napisanie ich, a zapewniam Was, że było tego mnóstwo podczas czytania recenzowanego i niezwykłego tomu. Cieszę się, że Egmont postawił na wydawanie nietuzinkowych komiksów z Myszką Miki i jej przyjaciółmi. Niemniej jednak dziesięć stron więcej na zakończenie historii to nie byłoby zbyt wiele, aby pozwolić na jeszcze większy nacisk i zaoferować czytelnikowi satysfakcjonujący, mistrzowski wielki finał.