Jak wielkie jaja trzeba mieć, by spróbować pokonać kogoś, kto lata, porusza się szybciej od światła, albo potrafi rozwalić samochód opancerzony? A stawić czoła siódemce sławnych na cały świat superbohaterów? A może zamiast odwagi wystarczy prosić się o śmierć? Eric Kripke nam na to odpowie.
Fundament krwawej zabawy, jaką jest serial na podstawie komiksu Gartha Ennisa, to pokazanie, że superbohaterowie nie są tak wspaniali, jak się wydaje. W tym świecie ich szerokie uśmiechy to tylko fasada dla paskudnych charakterów. Watchmen, Kick-Ass czy Iniemamocni — wszystkie te produkcje już wcześniej brały na warsztat ten motyw, ale czy to czyni The Boys serialem mniej interesującym, lub nie dającym takiej zabawy, jak wyżej wymienione tytuły? Otóż nie!
Charming as (n)ever
W uniwersum chłopców superbohaterowie to gwiazdy. Występują w filmach, reklamach, pokazują się na wiecach i koncertach. Nie mają aliasów, nie muszą szukać budki telefonicznej, by przebrać się w swoje krzykliwe kostiumy gdy sytuacja tego wymaga. Wszyscy pracują dla wielkiej korporacji, która kontroluje ich wizerunek i (wydawałoby się) postępowanie. Superbohaterowie są też dupkami, karierowiczami lub żałosnymi nieudacznikami. To właśnie z nimi walkę podejmuje grupa wykolejeńców pod przywództwem Billy’ego Butchera, w którego wcielił się Karl Urban, pławiący się wręcz w wątpliwej moralności i agresywnym uroku swojego bohatera.
Butcher prezentuje sobą znane nam motywy — gdy spotyka starych znajomych większość z nich wita go tekstem “o nie, już więcej z tobą nie pracuję” lub strzałem w twarz, metody jego działania są dalekie od dyplomatycznych, a całości dopełnia tragiczna historia i gorejąca w nim z tego tytułu chęć zemsty na superbohaterach. Ten, z którymi mamy się najmocniej utożsamiać — przeżywający traumę Hughie Campbell (w tej roli Jack Quaid) — z biegiem czasu zaczyna akceptować, że świat wokół nie jest jednobarwny i niewinny. Ich wspólnicy, Mother’s Milk oraz utalentowany chyba w każdej podejrzanej dziedzinie Frenchie, w pierwszej chwili wydają się być tylko szemranymi typami, aby w krótkim czasie pokazać swoją lepszą stronę. Ale tak samo, jak w przypadku superbohaterów z The Seven (tutaj twórcy trochę nabijają się z Ligi Sprawiedliwości), tytułowych chłopców nie można posądzić o bycie jednowymiarowymi postaciami.
Łatwo byłoby bowiem napisać historię szlachetnych bohaterów walczących z wcieleniami zła. W The Boys nawet ci, których mamy z początku traktować jako antagonistów, okazują się mieć skomplikowane charaktery czy zniszczone życia. Twórcy serialu pozwalają nam poznać powody, dla których członkowie The Seven są wypaleni, po uszy zanurzeni w aferach, manipulują, lub dają się manipulować. Najmocniejszy tego typu wątek zdecydowanie należy do Homelandera — megalomana, który robi czasami szokujące rzeczy dla podtrzymania swojego wizerunku, jednocześnie zmagając się z demonami własnej tragicznej przeszłości. Dzięki tak napisanym postaciom nie możemy ostatecznie opowiedzieć się po jednej ze stron, co sprawia, że serial ogląda się z niesłabnącym zainteresowaniem.
Pardon my Frenchie
The Boys nie biorą jeńców jeżeli idzie o krytyczne ukazanie naszego pięknego świata. Dostaje się głównie wielkim korporacjom, ale swoje zbierają też teleewangeliści i moralizatorzy, a ustami Butchera obrywa się także Kościołowi. Krytykowany jest też panujący wszędzie konsumpcjonizm, towarzysząca mu medialna manipulacja i negatywny wpływ mediów społecznościowych. Wszystko podlane jest sosem dialogów, jakie Eric Kripke chciałby pewnie lata temu włożyć w usta braci Winchester gdyby tylko miał okazję.
Serial ma również swoje meta-momenty, wystarczy wspomnieć o gościnnym występie Setha Rogena (jednego z producentów serii) czy całej roli Haley’a Joela Osmenta wcielającego się w Mesmera — faceta, który największe sukcesy odnosił jako dziecięcy aktor.
Wizualnie jest dosyć ciemno i chłodno, co pasuje do ponurej atmosfery całej produkcji. Ale ci, którzy wzdrygają się na widok krwi powinni dwa razy zastanowić się nad oglądaniem tego serialu, bo występuje tam doktor ze Star Treka czy Katana z Legionu samobójców. Bryzgająca krew to najbardziej delikatny z motywów w tym festiwalu makabry. Kości i wnętrzności dosłownie fruwają tutaj w powietrzu, a bohaterowie brodzą w zwłokach. To nie jest szokowanie dla samego szokowania i możliwości użycia wiadra juchy, bo kategoria wiekowa na to pozwala. Ogromna większość takich krwawych scen ma swój ciężar i znaczenie, a bohaterowie zmagają się z ich następstwami przez większość serialu.
Smile and wave, boys
Amazon Prime do tej pory nie miał naprawdę porządnego i chętnie oglądanego tytułu z gatunku fantasy, science fiction czy superhero w swojej bibliotece. Człowieka z wysokiego zamku zna grupa fanów Phillipa K. Dicka, a Dobry omen był jednorazową przygodą, chociaż naprawdę dobrą. Oglądalność The Boys była rekordowa — w ciągu dwóch tygodni serial stał się najchętniej oglądaną produkcja Amazon Originals, a platforma szybko zamówiła drugi sezon. I dopóki na horyzoncie nie pojawi się zapowiedź monstrualnej serialowej adaptacji Tolkiena, serial Erica Kripke może spokojnie być nazywany flagowym tytułem Amazona. A przynajmniej powinien!
Jeżeli zatem uwielbiacie czarny humor i macie mocny żołądek, sięgnijcie po najlepszą produkcję, jaką ma dla nas Amazon. I zarazem najlepszy serial o superbohaterach, jaki kiedykolwiek dostaliśmy.