Dokąd tak pędzisz?
W głowie się nie mieści, jest jedną z moich ulubionych animacji. A kontynuacja okazała się nawet jeszcze lepsza. Z tego powodu ciekawość we mnie zwyciężyła i postanowiłem się przekonać jak wyszedł przekład tej bajki na język komiksu. I po lekturze jestem w wielkim szoku. Zacząłem nawet kwestionować moją ocenę samej animacji! Niby przełożono tu treść w stosunku 1:1 (nic nie dodano, nic nie zmieniono), ale jednak komiks zasługuje na niewiele więcej niż piątkę (w skali od 1 do 10), choć sama animacja to przecież klasa sama w sobie. Co tu zatem nie zagrało? Film trwa jakieś półtorej godziny, a jego adaptacja została upchnięta na raptem pięćdziesięciu sześciu stronach. Z czego część stanowi przedstawienie bohaterów. Tutaj akcja dzieje się zdecydowanie za szybko. Przejście z jednego kadru, do drugiego, to jest spory przeskok względem filmu. Nawet nie zdążyłem zobaczyć, jak Smutek jest marginalizowany i spychany na bok, gdy już zaraz widzę go z Radością poza Centralą. I po chwili przechodzimy do lekcji. Najważniejszej i zapadającej w pamięć sceny, gdy to protagonistka zaczyna rozumieć, że wszystkie emocje są potrzebne. W filmie zrobiono to z klasą. Tutaj, to jest raptem jeden kadr. Nie czuję przemiany w Radość, bo po prostu za mało jest tu czasu na przedstawienie interakcji pomiędzy bohaterami. Za mało jest tu czegokolwiek. Brakuje nawet takich świetnych gagów, jak ukazanie emocji u rodziców Riley. W przypadku tej pozycji, cięcie i skracanie okazało się zgubne.
Odraza – powiedziała Odraza.
W głowie się nie mieści wygląda przynajmniej bardzo ładnie. Kreska przyciąga wzrok, a najlepiej prezentują się emocje. Te ich lśniące włosy wyglądają zjawiskowo. Nawet powiedziałbym, że rysunki przedstawiające wydarzenia w głowie Riley lepiej się prezentują niż analogiczne sceny z animacji. Za to wydanie według mnie jest… biedne. Po pierwsze brakuje skrzydełek, format jest mały, a cenowo wychodzi podobnie, jak Świat Akwilonu. Wiadomo, że licencja swoje kosztuje, ale to tym bardziej wydawca mógł postarać się o coś bardziej spektakularnego. Po drugie, jeśli jest to pozycja skierowana do fanów, czemu nie znalazło się w nim miejsce na jakieś dodatki? Nie ma tu niestety niczego, co uzasadniałoby wydanie trzydziestu złotych na tę pozycję. No chyba że bajka zniknie z Disney+, to wtedy byłby to jakiś powód.
Czy lepiej przeczytać, czy obejrzeć W głowie się nie mieści?
Nie potrafię spojrzeć na ten komiks inaczej niż przez pryzmat animacji. Może wtedy ocena byłaby wyższa. Niestety, ale powieść graficzna W głowie się nie mieści, jest po prostu spłyconą, skróconą historią. Przypomina szczegółowe streszczenie, które co prawda pokaże najważniejsze elementy, ale w formie suchych faktów. Wydaje mi się, że po tę pozycję sięgną głównie miłośnicy samej animacji. I im na pewno nie jestem w stanie tego polecić. Lepiej poświęcić półtorej godziny na pełną wersję niż marnować jakieś pół godziny na skróconą edycję. Jestem w szoku, że na tak solidnej podstawie wyszedł, taki potworek, a tak niewiele trzeba było, aby to zadziałało. Dobrze, że chociaż kreska pięknie wygląda, ale to jedyna zaleta tej pozycji.
Komiks do recenzji dostarczyło wydawnictwo Egmont, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.