Czy z pojedynku dwóch potężnych superbohaterów można zrobić ciekawą i wciągającą historię? Donny Cates podjął rękawicę i postanowił zmierzyć się z tym wyzwaniem. Sprawdźmy, co z tego wyszło.
Ready?
Thor ma za sobą ciężki okres. Wprawdzie został królem Asgardu, ale jego ojciec zginął w bitwie, a jego duch zamieszkał w Mjolnirze i teraz wtrąca się w życie syna, co tylko złości Gromowładnego. Jeszcze gorzej wiedzie się Bruce’owi Bannerowi. Hulk całkowicie przejął kontrolę i w przypływie furii zamordował mieszkańców El Paso. Teraz stara się uciec od cywilizacji, by nie wyrządzić więcej szkód. Avengers chcą jednak, aby odpowiedział za swoje zbrodnie. Jego tropem rusza więc Odinson – jedyny, który może mu dorównać. Szykuje się widowiskowe starcie, od którego zadrży sam Yggdrasil.
Fight!
Hulk kontra Thor: Sztandar wojenny to komiksowy pokaz siły – brutalny, efektowny i pełen rozwałki. Choć zazwyczaj stoją po tej samej stronie, tym razem Hulk i Thor są przeciwnikami. Początkowo Odinson jeszcze się powstrzymuje – nie chce skrzywdzić przyjaciela, który utracił panowanie nad sobą. Z czasem jednak i on traci kontrolę, a skala zniszczenia rośnie z każdą stroną. Kiedy napięcie osiąga apogeum, pojawia się zaskakujący zwrot, który zmienia zasady gry – i choć nie zdradzimy szczegółów, jedno jest pewne: fani nie będą zawiedzeni. Donny Cates stawia na pełnoskalową konfrontację – ciosy mają taką siłę, że dosłownie rozrywają planetę, na której toczy się walka. Eksplozja globu podbija rangę wydarzeń i przypomina z jak potężnymi istotami mamy do czynienia. Krew się leje, jedna ręka zostaje oderwana, a wszystko pokazane jest bez taryfy ulgowej – to komiks zdecydowanie nie dla wrażliwych. Mimo że walka dominuje, scenariusz nie jest pustą nawalanką. Pojedynek osadzono w konkretnym kontekście: Hulk dopuścił się czegoś niewybaczalnego – zniszczył miasto, zabijając jego mieszkańców. Teraz Avengers domagają się sprawiedliwości. Thor nie występuje więc tylko jako wojownik, ale też jako sędzia. W tle rozgrywają się osobiste dramaty: Banner próbuje ujarzmić potwora w sobie, Thor zmaga się z własnym gniewem, który zaczyna go pochłaniać. Do gry wchodzą również inni – Odyn uwięziony w młocie, Sif, Tony Stark… Każdy z nich ma swój moment i coś do stracenia.
Cates pisze dynamicznie, ale nie zapomina o emocjach. Główna oś opowieści to fizyczna konfrontacja, ale równie istotne są wewnętrzne zmagania bohaterów – z przeszłością, odpowiedzialnością, gniewem. Sztandar wojenny to brutalna jazda bez trzymanki, ale z dobrze rozpisanym tłem i bohaterami, których znamy i którym wciąż potrafimy kibicować. To może nie jest opowieść z głębokim przesłaniem, ale jako dynamiczna historia o dwóch tytanach Marvela sprawdza się znakomicie.
Co za cios!
Martin Coccolo zachwyca ilustracjami i niesamowitą kolorystyką, która idealnie współgra z kosmiczną scenerią. Akcja dzieje się na obcej planecie – i czuć to na każdym kadrze. Paleta barw jest zróżnicowana, ale spójna – od ciemnych tonów budujących napięcie, po jaskrawe rozbłyski podkreślające siłę uderzeń. Wielką zaletą artysty jest umiejętność uchwycenia szalonego tempa walki. Dynamiczne sekwencje nie nudzą, mimo że przez dużą część komiksu oglądamy niemal nieustanną bójkę. Czasem to małe kadry, ukazujące moment, w którym pięść Hulka trafia Thora prosto w nos, a innym razem duże plansze, na których eksplozje energii rozświetlają wszystko dookoła. Dynamika tych scen robi ogromne wrażenie – czujemy wagę starcia i niepowstrzymaną siłę obu herosów. Świetnie wypadają również retrospekcje, które pozwalają lepiej zrozumieć motywacje Hulka. Coccolo potrafi ukazać mrok wewnętrznych demonów Bannera, nie zapominając przy tym o pozostałych postaciach. Odyn jako duch czy Banner jako zamknięta świadomość zostali narysowani z wyczuciem – wyglądają nierealnie, a zarazem mają głębię. Co ważne, rysownik potrafił też zwolnić tempo, gdy wymaga tego scena. W chwilach, gdy Banner mierzy się z własnym bólem, a Sif z żalem rozmawia ze Starkiem o trudnych decyzjach, kadry nabierają oddechu. To pozwala nie tylko na refleksję, ale także pogłębia emocjonalny wydźwięk opowieści.
Dam radę?
Hulk kontra Thor zgrabnie łączy wątki z wcześniejszych serii o tych dwóch bohaterach, by na końcu pozwolić im rozdzielić się i kontynuować osobne przygody. Czy da się ten komiks przeczytać bez znajomości poprzednich tomów? Jak najbardziej. Choć wcześniejsze wydarzenia pozwalają lepiej zrozumieć konflikt, nie są niezbędne. Egmont zadbał o krótkie, konkretne streszczenie na początku. Do tego bohaterowie sami nawiązują do przeszłości – w sposób nienachalny i zgrabnie wpleciony w dialogi. Retrospekcja z El Paso, w której Bruce tłumaczy Odynowi swoje działania, to świetny przykład na to, jak przemycić kontekst bez zatrzymywania akcji. Te odniesienia nie spowalniają fabuły, lecz subtelnie ją dopełniają. Historia opiera się na wcześniejszych wydarzeniach, ale zdecydowanie idzie naprzód. Zakończenie pozostawia furtkę dla kolejnych historii, zachęcając do sięgnięcia po następne tomy – choć równie dobrze można poprzestać na tym etapie.
Warto też pochwalić samo wydanie. Dodatkowe materiały – projekty „Asgardzkiego Hulka” i „Celestiańskiego Hulkbustera” – to prawdziwa gratka dla fanów detali oraz tych, którzy interesują się procesem twórczym. Jak zwykle u Egmontu, nie zabrakło też galerii alternatywnych okładek, które uzupełniają całość.
Czy było warto?
Zdecydowanie tak. Hulk kontra Thor: Sztandar wojenny to intensywna, efektowna i emocjonalna opowieść, która nie tylko zaspokaja apetyt na widowiskową akcję, ale też pogłębia portrety znanych bohaterów. Donny Cates i Martin Coccolo serwują czytelnikom widowisko na boską skalę – brutalne, ale niepozbawione serca. To komiks, który łamie kości, ale i porusza duszę. Nie szukajcie tu głębokiej filozofii – to czysta rozrywka z superbohaterskim rozmachem, wykonana na wysokim poziomie.