Znacie dobre historie? Takie, które od początku do końca są naprawdę dobrze rozpisane, mają nieszablonowych, złożonych bohaterów, charakteryzują się wielowątkowością, są intrygujące, ale przede wszystkim – do czegoś zmierzają? Ja znam. A przynajmniej znałem. Mowa tu o Marvel Cinematic Universe.
Fabularnie film również jest bez rewelacji. Jak można było przewidzieć, najważniejszy wątek fabularny, czyli sposób, w jaki bohaterowie odwracają skutki pstryknięcia palcami Thanosa, opiera się na podróży w czasie. I chociaż początkowo byłem skłonny stwierdzić, że Koniec gry to takie podsumowanie tego motywu w popkulturze (szczególnie przez ilość nawiązań do różnego rodzaju filmów, w których odgrywa on ważną rolę), tak potem okazało się, że… to jeszcze jeden film, w którym wykorzystano go w zły sposób. Scenarzyści – Christopher Markus i Stephen McFeely – potratowali go po macoszemu, tłumacząc poprzez Bruce’a Bannera (który wreszcie osiągnął symbiozę z Hulkiem), że modyfikowanie przeszłości tak naprawdę nie zmienia teraźniejszości, idąc tym samym na łatwiznę, gdyż nie musieli bawić się w mieszanie linii czasowych i przedstawianie tego skutków (choć pewne zawirowania oczywiście występują).
Niektóre poboczne wątki również zmarnowano. Najlepszym przykładem wydaje się tu być Loki, który podczas próby zdobycia przez drużynę Tesseraktu w czasie bitwy o Nowy York, ucieka wraz z Sześcianem. Brat Thora mógłby dzięki temu naprawdę nieźle namieszać w dalszej części filmu, podczas, gdy w rzeczywistości jego ucieczka okazuje się jedynie pretekstem do szukania przez grupę Tesseraktu w innej linii czasowej. Smutny jest też fakt, że mimo iż filmy MCU (a zwłaszcza te, które wyszły spod pióra wspomnianych scenarzystów) charakteryzowały się brakiem schematyczności i dość dużym realizmem, to Koniec gry przytłacza wręcz ilością klisz i schematów, od kwestii wypowiadanych przez bohaterów, aż po pewne ujęcia (moment, w którym zostają zebrane i wyeksponowane wszystkie pozostałe przy życiu żeńskie bohaterki uniwersum, wydaje mi się zbyt efekciarski).

www.imdb.com
Postacie także nie prezentują się tu najlepiej i to chyba boli najbardziej – w końcu dla wielu to one były najjaśniejszym punktem całego uniwersum. Pomimo znacznie uszczuplonej obsady w porównaniu do Wojny bez granic, niektóre postacie dostają tutaj stosunkowo mało czasu ekranowego. Największym rozczarowaniem jest bez wątpienia Hawkeye, na którego większość z nas tak bardzo czekała, a który tutaj dostaje tylko kilka scen (choć z drugiej strony, są to sceny dość ciekawe). Większość postaci z kolei zostaje spłycona i potraktowana marginalnie. Nie można tu nie wspomnieć o samym Thanosie, który ze świetnego, niejednoznacznego i w jakimś stopniu wywołującego nawet sympatię widza antagonisty zostaje sprowadzony do roli zwykłego, sztampowego czarnego charakteru, rzucającego co jakiś czas banalnymi kwestiami i dążącego wyłącznie do władzy absolutnej. Co prawda, niektórzy bohaterowie zostają pogłębieni w ciekawy sposób, ale przez wspomniany wcześniej groteskowy charakter filmu i tak nie jesteśmy w stanie w pełni się w nich wczuć, przez co ów rozwój w większości przypadków można potraktować co najwyżej jako dodatek aniżeli istotny element fabuły.
Czy jest aż tak źle?
Na całe szczęście filmu nie można określić jako beznadziejny lub nieudolnie nakręcony. Wręcz przeciwnie – od strony technicznej jest wykonany znakomicie. Jego największą zaletą jest najprawdopodobniej to, że mimo, iż ma trzy godziny, nie tylko się nie dłuży, ale nawet nie odczuwa się tego, że trwa tak długo. To nie lada wyczyn i tutaj trzeba oddać hołd reżyserom – braciom Anthony’emu i Joemu Russo, którzy raz jeszcze zaprezentowali swój niewątpliwy talent. Ponadto Koniec gry, mimo pewnych uproszczeń fabularnych, trzyma cały czas w napięciu, a widz do ostatniej chwili zastanawia się, jak zakończy się cała historia. Ostatecznie również rozwiązanie tych wątków, które przewijają się przez całe MCU, dostarcza pewnej satysfakcji.

www.imdb.com
W tym miejscu należy wrócić jeszcze do postaci, które, wbrew pozorom, mają trochę do zaoferowania. Wspomniane zostało, że rozwój postaci jest w filmie niczym więcej, niż dodatkiem, ale są pewne wyjątki. Na uwagę zasługuje tutaj szczególnie Tony Stark, który jest prawdziwą perełką wśród bohaterów. Pomimo istnienia tak długo w uniwersum Marvela, okazuje się, że nadal jest w stanie zaskoczyć widza, a jego postać nieustannie się zmienia. Ośmieliłbym się nawet wysnuć wniosek, że jest on centralnym punktem filmu, co zresztą zostaje przypieczętowane przez jego śmierć – wzruszającą, godną prawdziwego superbohatera i wyznaczającą koniec pewnej epoki w dziejach MCU. Tak bardzo wyczekiwany moment jego spotkania i pojednania ze Steve’em Rogersem również został dobrze przedstawiony – wprawdzie do pogodzenia się bohaterów nie dochodzi od razu, ale to tylko sprawia, że scena ta nabiera jeszcze większego znaczenia.
Oglądałem na cdafilmy.online a nie w kinie, ale i tak przypadł mi do gustu. Niektórzy narzekają, ale… co mnie to 🙂
Ja polecam tę pozycję