Z filmami różnie bywa. Są świetne, wybitne, oscarowe, śmieszne, nieudolne, nudne, kiepskie, dziwne, klasy B, do niczego, a nawet tak złe, że aż dobre. Dziś jednak opowiem wam o pewnej świątecznej produkcji, która nigdy nie powinna powstać! Dlaczego? Przekonajcie się.
Niewart odnotowania
Jak wiadomo, filmów związanych ze świętami Bożego Narodzenia mamy mnóstwo. Na pamięć znamy Kevina samego w domu, Witaj święty Mikołaju czy Cud na 34. ulicy. Są też Listy do M., Muskularny święty Mikołaj, Family Man i cała masa różnych wersji Opowieści wigilijnej. Tytuły mógłbym tu wymieniać jeszcze długo, ale nie w tym rzecz, bym stworzył listę gwiazdkową. Sęk w tym, że obrazów jest mnóstwo, jedne lepsze, inne gorsze, ale każdy ma w sobie odpowiedni klimat, ducha gwiazdki i coś, co sprawia, że przyjemnie się je ogląda. I czy to romans, czy komedia, czy nawet niezbyt dobry pomysł, cechy te sprawiają, że filmy dobrze nam się kojarzą i chcemy do nich wracać. Nawet Hulk Hogan i Arnold Schwarzenegger, którzy w pierwszej chwili z Bożym Narodzeniem się nie kojarzą, a gwiazdkowe filmy z nimi to bardziej kit niż hit, potrafią być miłym dodatkiem do świątecznej sielanki.
Tymczasem w 1991 roku powstał film animowany tak okropny, że wylano na niego już cały ocean krytyki – ale to wciąż mało. Nosi on tytuł Choinka (oryginalnie The Christmas Tree) i od lat zbiera najgorsze oceny. Został wykreślony nawet z Wikipedii, z powodu bycia „nie wartym odnotowania”. A przecież za jego reżyserię odpowiada Flamarion Ferreira, gość, który miał swój udział przy takich produkcjach jak Smerfy, Animaniacy, Różowa Pantera, Przygody Animków czy Fineasz i Ferb. Co więc poszło nie tak, że na Choince zamiast bombek i gwiazdek wieszane są psy?

Źródło: bellaremyphotography.com
Ukochane drzewko sierot
Pozwólcie, że najpierw przedstawię wam fabułę Choinki. Jest ona prosta, oklepana i z samego opisu nie taka zła. Ot, zwykły świąteczny film, jakich wiele. W małym miasteczku znajduje się sierociniec. Jego dyrektorem jest zła pani Mavilda, która nie dba o dzieci. Zmusza je do ciężkiej pracy, nie pozwala bawić się z psem, nie kupuje ubrań. Woli natomiast pić i grać w pokera z przyjaciółmi. A ma na to spore fundusze. Miejscowy burmistrz wydaje majątek na sieroty, a sprytna Mavilda udaje tylko przed nim, że dba o dzieci. Nasze sierotki są więc nieszczęśliwe, a jedyne co mają, to rosnącą za oknem choinkę, którą nazywają panna Hopewell. Pewnego dnia w miasteczku zjawia się Judy, wraz ze swym mężem i dwójką dzieci. Mężczyzna natychmiast wyjeżdża w delegację, a nasza bohaterka zostaje zatrudniona właśnie w sierocińcu. Dzieci z miejsca są urzeczone dobrą, miłą i sympatyczną nową opiekunką. Szefowa placówki natomiast nienawidzi jej. Zamierza pozbyć się podwładnej i ściąć ukochane drzewko dzieciaków. Te plany podsłuchują jej podopieczni, i decydują uratować zarówno Judy jak i choinkę. W tym celu wszystkie rezygnują ze swoich życzeń i proszą świętego Mikołaja o pomoc. Dwójka z nich, Pappy i Lily, dodatkowo ruszają na biegun północny, aby osobiście przedstawić swą prośbę. Ostatecznie burmistrz dowiaduje się o przekrętach pani dyrektor, nasz dobrotliwy brodacz w czerwonym stroju przybywa w saniach i broni drzewka, a Judy przejmuje sierociniec i wszystko kończy się dobrze. Jak widać szału nie ma, zero nowości i zaskoczenia, ale nie prezentuje się to aż tak tragicznie, jak wszyscy mówią. O co więc chodzi z tą całą krytyką?

Źródło: tumblr.com
Tragedia w czterdziestu dwóch minutach
Pora na odpowiedzi. Choinka miano najgorszego świątecznego filmu zyskała przez okropną animację, durne dialogi, masę błędów, brak spójności i ogólnie niedopracowanie. Właściwie mógłbym teraz opisywać wam minutę po minucie i wytykać błąd za błędem. Wygląda to tak, jakby ktoś robił Choinkę na szybko, z myślą „to film świąteczny, animowany, więc i tak się sprzeda”. I tak oto już same napisy początkowe są złe. Zwykle, gdy poznajemy aktorów, reżyserów, scenarzystów, dostajemy do tego jakieś tło, w którym coś się dzieje. Tu jest jedynie czarny ekran z napisami. Dalej widzimy książkę, w której rzekomo historia została spisana. Rysownikowi nawet nie chciało się udawać, że są w niej litery! Na przerzucanych kartkach widać kolorowe prostokąty zamiast tekstu. W tym momencie już wiemy, że nie będzie dobrze.
Wspomnę teraz o kilku błędach i niedociągnięciach. Tych, które najbardziej utkwiły mi w pamięci. Kiedy pokazują nam Judy, widzimy ją wpierw w fioletowej sukience, za chwilę ma już na sobie strój służbowy, później znów jest ubrana wyjściowo. A wszystko w jednej scenie, dziejącej się w przeciągu dwóch minut. Kiedy ona się przebiera? Chociaż ona to i tak nic. Jeszcze szybsza jest pogoda. Oto mamy za oknem śnieg, za chwilę piękne łąki i lato w pełni, a następnie ponownie gołe drzewa i zimę. Roztopy i opady są tu natychmiastowe. Ale mistrzem jest tu burmistrz. Chłop ma na nosie okulary, które znikają, kiedy zmienia minę! Albo zdejmuje je szybciej niż nasze oko może zauważyć, albo wchłaniają się one w jego ciało, aby pojawić się, gdy są potrzebne.
Twórcom nie chciało też się wymyślać dokładniej historii. Nawet nie nadali miasteczku nazwy. Nie wiemy też dlaczego i dokąd nagle wyjeżdża mąż Judy. Większość dzieci nie ma imion. Postaci pojawiają się i znikają zupełnie nagle. Wszyscy chodzą wciąż w tych samych ubraniach, bez względu na pogodę. Jest nawet scena, gdzie pojawia się pięcioro ludzi – troje stojących na pierwszym planie wygląda normalnie, ale dwie osoby stojące bardziej z tyłu to już jedynie kontury zamalowane na szaro. Wyobrażacie sobie? Nie domalowano ich do końca, tylko zostawiono w ten sposób. Ekipa była na tyle leniwa, że pan burmistrz przynosi pieniądze dla dzieci zawsze w dwóch workach. Nikt nie liczy pieniędzy, nie mówi ile ich jest, albo jaka to waluta. Tu wszystko liczy się w workach! Padają nawet słowa typu „to jest worek pieniędzy na ubrania” albo przy grze w pokera „stawiam dwa worki”. Ciekawe, czy w sklepach też to tak wygląda.
To nadal jeszcze nic. Fabuła gna jak szalona, nie ma więc czasu, by się nad czymś zastanawiać. Kiedy Judy dowiaduje się, że jej córka może być martwa robi zdziwioną minę i otwiera usta. A później o wszystkim zapominamy. Po co się dziećmi przejmować? Nie ma na to czasu. Ratujmy to drzewko i kończmy. Do tego dochodzą jeszcze niedorzeczności. Przykładowo, Judy wie, że Mavilda przegrała kasę w karty i oszukuje burmistrza, ale zamiast zgłosić to komuś, robi tylko zdziwioną minę i wzdycha.
Okropna jest też animacja i dubbing. Postaci mają zbyt duże oczy i nieproporcjonalne ciała. Robią dziwne miny i poruszają się nienaturalnie. Wiele scen jest powtarzanych, aby jakoś zapchać fabułę. Brakuje momentami synchronizacji, a słowa wypowiadane przez dzieci są w wielu przypadkach niezrozumiałe.
Beznadziejne jest też zakończenie. Oczywiście choinka zostaje uratowana, dzieci mają nową opiekunkę, burmistrz daje więcej kasy i wszyscy się cieszą. A nasza Mavilda? Nie ponosi żadnej kary za swoje potworne zachowanie! Jasne, są święta, czas wybaczania, no ale bez przesady. Zrobiła tyle przekrętów, skrzywdziła sieroty, córka Judy prawie przez nią zginęła i, uwaga, uwaga, nawet nie przeprosiła. Wybaczono jej, bo tak. Bez słowa wyjaśnienia. Nagle stała się fajna. Na koniec powiedzmy o jedynej dobrej rzeczy w całej tej produkcji – jest krótka. Trwa zaledwie czterdzieści dwie minuty wraz z napisami końcowymi, więc nie trzeba się przy niej męczyć godzinami.

Źródło: ismailtuluce.com
Zasłużone oceny
Gdy patrzę na Choinkę, na myśl przychodzi mi parafraza tekstu znanej piosenki i nuci się „twórca forsę wziął, potem zaczął pić”. Bo wyszło tu dno, zero i nic. Choinka słusznie nazywana jest najgorszym gwiazdkowym filmem w dziejach, jej oceny nie przekraczają dwójki – ja podtrzymuje zdanie, że to film świąt niegodzien. Nie ma w nim niczego, czym można go ratować. Beznadziejna animacja, dialogi, dubbing i scenariusz. Fabuła jest naciągana, brak jakiegokolwiek morału. Nie czuć tu klimatu Bożego Narodzenia i ducha świąt w nim nie odnajdziecie. Tylko jeden raz wyświetlono go w amerykańskiej telewizji, a w wersji polskiej mogliśmy go zobaczyć wyłącznie na kasetach VHS. A tak naprawdę nie powinien on nigdy powstać. Jeśli chcecie załamywać się, strzelać „facepalm”, przeklinać i wzdychać przez czterdzieści dwie minuty, to obejrzyjcie koniecznie. Ale wierzcie mi, nie warto. Niech wam wystarczy, że ja to zrobiłem.

Źródło: tumblr.com