Twórcy TWD mieli od początku swój sprawdzony sposób na prowadzenie akcji i trzymali się go, nieważne, czy fabuła na tym cierpiała, czy nie. Z tego, co zobaczyłam w dwuodcinkowej premierze, wnioskuję, że nie zamierzają odejść od swojego ukochanego schematu nawet na ostatnie okrążenie. Zawsze też potrafili świetnym otwarciem wzbudzić entuzjazm nawet u najbardziej znudzonego widza, by potem sprezentować mu sezon nierówny, miejscami wręcz nużący. Kto pamięta Carol, niosącą śmierć i pożogę w Terminusie? Pojawienie się Negana i to, jak — dosłownie i w przenośni — przeczołgał Ricka. Ja pamiętam i myślę czasami o tamtych premierach, wspominając, jak świetnie potrafiłam bawić się przy TWD.
Niby wciąż to samo, ale coś… się dzieje
Przez te jedenaście lat nowi bohaterowie przychodzili i odchodzili, zmieniały się scenerie i wrogowie. Był Gubernator, byli Negan i jego drużyna, a potem Szeptacze. Wszyscy przeminęli i w szerszej perspektywie nie dawali serialowi tak dużo paliwa, jak wewnętrzne konflikty i desperacka potrzeba przetrwania w świecie pełnym zagrożeń. Wielkie zagrożenie, jak nam pokazuje serial na każdym niemal kroku, już nie jest takie wielkie — zombie to łatwo usuwalne “worki kości”. Pozostaje tylko rozgrzebać jakieś zadawnione konflikty.
Nowy sezon otwiera kolejna misja specjalna, zorganizowana w celu zdobycia drastycznie kończących się zapasów, czyli klasyczny, do bólu ograny motyw. W drużynie wyruszającej w pierwszych odcinkach na ważną misję znajdują się zarówno Negan, z którym widzowie oswoili się dawno temu, jak i Maggie, która wróciła pod koniec poprzedniego sezonu. I ten wątek, ich współpracy przy zadawnionej wrogości, i traumie, jaką niezaprzeczalnie Maggie wiąże z osobą mordercy jej męża, to materiał, mogący budować co najmniej trzecią część sezonu. Mam przynajmniej nadzieję, że tak będzie, bo atmosfera w tych kilku scenach dialogowych między nimi była gorąca. Do tego Negan starał się bardzo mieszać, podburzać szeregi i cóż… być Neganem.
On i Maggie razem wypadają na pewno lepiej niż inni członkowie grupy. O ich emocje i stan w czasie tej wyprawy twórcy się jakoś specjalnie nie martwili. Mało zresztą zostało bohaterów, z którymi widz byłby zżyty na tyle, by w tej ostatniej podróży im szczerze kibicować. Dodatkowo odniosłam wrażenie, że części obsady jakoś mniej chciało się grać. Zupełnie jakby czuli, że jeszcze tylko dwadzieścia parę odcinków i fajrant.
Przebłyski dawnej chwały
Zdarzały się jeszcze inne — poza interludium do historii Maggie kontra Negan — dobre momenty w tych dwóch odcinkach. Takie przywodzące na myśl piękne czasy, gdy The Walking Dead było jeszcze świeżym pomysłem, wciągającą historią o przetrwaniu i jednoczeniu się grupy obcych sobie ludzi przeciwko śmiertelnemu niebezpieczeństwu ze strony żywych i umarłych. Nieliczni bohaterowie dostawali interesujące wątki, które były jakby przygotowywaniem ich na finałowy sezon — podkreślam jednak, że dotyczyło to tylko wybranych. Zdarzały się też takie sceny, których obrazowość sprawiała, że coś przewracało się w żołądku, znowu, jak za starych czasów. Udało się również twórcom zakończyć jeden z odcinków porządnym cliffhangerem.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że tych dobrych momentów było za mało na to, aby utrzymać satysfakcjonujący poziom całości. Nawet pójście tropem tych dodatkowych odcinków 10 sezonu, w których bliżej poznawaliśmy poszczególnych bohaterów, niewiele da, jeżeli przestrzeń między takimi scenami będzie powolna, nudna i przerabiana już tuzin razy, a do budowania napięcia i tworzenia zagrożenia będą dalej stosowane, idiotyczne na tym etapie zombie-epidemii zabiegi fabularne, gdzie jedna kropla krwi budzi całą hordę zombie, by bohaterowie przez chwilę znaleźli się w niebezpieczeństwie.
Pobożne życzenia
Są jeszcze rzeczy w tym serialu, które mają jeszcze jakiś potencjał — wątki, postacie i pomysły. Tego ostatniego się nie spodziewałam, bo od kilku dobrych sezonów twórcy wydawali się zarzynać nawet swoje najbardziej klasyczne motywy i wykańczać ciekawe postacie.
Rewolucji w ostatnim sezonie raczej nie da się zrobić (szczególnie gdy trzeba zostawiać sobie pomysły i siły na kolejny spin-off), bo twórcy za bardzo cenią sobie wygodną jazdę narracyjnymi koleinami. Mogliby jednak — chociaż na tę ostatnią prostą — chwycić się czegoś innego, nowego… lub tego, co wraz z postacią Maggie wróciło do serialu, i zakończyć The Walking Dead na przyzwoitym poziomie.
Premiera 11. sezonu „The Walking Dead” już 22 sierpnia na kanale FOX!