Czerwona Królowa nie żyje… ale nie pozwoli na długo o sobie zapomnieć i dopilnuje, aby człowiek, który skazał ją na śmierć, zapłacił za swoje czyny. Jednak jak wpłynie to na losy mutantów, a w szczególności tytułowych Marauders? Dawni przyjaciele, jak i wrogowie powracają, a Kate Pryde kieruje swój statek ku gwiazdom!
Wiatr zmian
W zasadzie to główną osią fabuły w najnowszych Marauders jest coś, co do czego w komiksie nie dochodzi… Czerwona królowa, czyli Kate Pryde umiera z powodu zdrady ze strony Sebastiana Shawa, a obecny tom skupia się na następstwach tego, co dzieje się, gdy postacie odkrywają i reagują na stratę ukochanej przyjaciółki. Wydane jakiś czas wcześniej Świt X. Marauders było od początku historią Kate, więc jej „zniknięcie” może wydawać się błędem, dopóki nie uświadomimy sobie, że Gerry’emu Dugganowi nadal udaje się opowiedzieć historię mutantki, nawet bez jej obecności.
No ale oczywiście fabuła jest o wiele bardziej rozbudowana – scenarzysta, chociaż ma do dyspozycji ograniczoną liczbę postaci to zawsze znajduje miejsce na wprowadzenie kilku kolejnych. Dzięki temu mamy okazję zobaczyć np. polityczną walkę o władzę kiedy Emma Frost, Bishop i Sebastian Shaw krążą wokół siebie jak wygłodniałe wilki, szukając okazji do ataku. Nie brakuje tu również innych tematów jak próby utrzymania przepływu leków z Krakoa i zapewnieniu bezpieczeństwa mutantom za granicą.
To jednak co naprawdę zasługuje na uznanie to fakt prowadzenia historii. Jest ona bowiem podzielona na kilka rozdziałów… i zapytacie pewnie, co w tym takiego specjalnego? Przecież to standard wśród komiksowych twórców, czyż nie? A no Gerry Duggan sprawia, że każdy kolejny zeszyt, na który składa się cały tom, wydaję się kompletnym fragmentem opowiadanej historii – każdy numer ma inny cel, nawet jeśli wszystkie krążą wokół tego samego punktu centralnego. Każda część składowa ma punkt kulminacyjny i zakończenie, które świetnie podsumowuje to, co wydarzyło się w samym rozdziale, i motywuje czytelnika do chęci przeczytania kolejnego.
Na twój znak, Biała Królowo!
Za warstwę graficzną w Rządy X. Marauders odpowiada kilku artystów. Główne skrzypce grają jednak Stefano Caselli i Matteo Lolli, być może dlatego, ze ich style są podobne. Dzięki temu całość sprawia wrażenie jednej spójnej historii, a nie zbioru wydań. Grafika jest przejrzysta, czysta i bardzo przyjemna dla oka, a każda postać wygląda jak najlepsza wersja siebie. Zwłaszcza Czerwona królowa po zmartwychwstaniu. Jest coś w jej dużych kręconych włosach, co pasuje do miejsca, w którym się obecnie znajduje.
No ale nie mogę nie wspomnieć też o innych bohaterach – Emma Frost przeżywa teraz modowy moment, ale nie ma się co dziwić, w końcu szykuje Hellfire Gala, a i Bishop (moim skromnym zdaniem) wygląda lepiej niż kiedyś. Podsumowując – grafika świetnie spełnia swoją rolę, zapewniając, że cały tom jest jeszcze lepszy niż każdy rozdział z osobna.
W walce z Marauders zasady fair play nie istnieją
Nowy komiks z Marauders zaczyna się z przytupem, odnosząc się do cliffhangera poprzedniego tomu i radzi sobie z nim całkiem dobrze. Gerry Duggan opowiada wciągającą historię, w której nie brakuje przyjemnych momentów, ale… nie ma w tym wszystkim pewnego hmm ciężaru. Jesteśmy świadkami emocjonalnej reakcji drużyny, radzącej sobie ze stratą drogiego przyjaciela i sojusznika. Wszystko jednak wydaje się trochę puste, ponieważ jest dość oczywiste (biorąc pod uwagę nowy status quo dla mutantów), że śmierć niczego już nie kończy. Mimo wszystko, obserwowanie, jak grupa mści się na tych, którzy skrzywdzili bliską im osobę jest satysfakcjonujące.
Kolejna kwestia dotyczy nie tylko tego, lecz w sumie wielu komiksów superbohaterskich, a mianowicie obecnie mutanci wydają się zawsze mieć przewagę. Nawet gdy ich przeciwnicy mają świetny plan i technologię, które powinny pozwolić im wygrać, to Homo superior zawsze mają lepszą broń, której mogą użyć. I w sumie ma to sens, jeśli pamiętamy, że bohaterzy mają najlepszych telepatów i specjalistów oraz dostęp do obcej technologii, jednak narracyjnie może być to niesatysfakcjonujące, jeśli zawsze będzie istnieć jakieś mniej lub bardziej magiczno telepatyczne rozwiązanie każdego problemu. Z drugiej strony biorąc pod uwagę ponurą przyszłość, która była powodem założenia państwa Krakoa, nie martwię się, że mutanci będą mieli w najbliższej przyszłości łatwiej.