Ram V jest autorem Dzikiego Lądu czy Wielu Śmierci Laili Starr. Natomiast przy Jednorękim i sześciu palcach współpracował z Danem Wattersem (Sandman Uniwersum), stąd rodzi się pytanie, czy owemu kreatywnemu duetowi udało stworzyć się coś oryginalnego?
Cyberpunkowa opowieść
Już dobrych kilka lat piszę recenzje i co jakiś czas trafia mi się pozycja, którą doprawdy jest mi ciężko ocenić. I już taki twardy orzech do zgryzienia trafił mi się na początku tego roku. Mowa o Jednorękim i sześciu palcach, autorstwa Rama V i Dana Wattersa. Już na starcie byłem lekko uprzedzony ze względu na pierwszego wymienionego scenarzystę. Widziałem raczej więcej pozytywnych niż negatywnych opinii o jego twórczości, jednak mnie jego opowieść o Batmanie w Detective Comics odrzuciła już po kilku stronach. Ale skoro Lost in Time wydaje jego kolejne dzieło, postanowiłem zaufać mojemu ulubionemu wydawnictwu. Zacznijmy najpierw od pomysłu na ten komiks. To są tak naprawdę dwie historie pisane przez dwóch różnych scenarzystów, a z każdym współpracuje inny rysownik. Jednocześnie obie opowieści wzajemnie się przeplatają, bo ukazują dwie perspektywy. W Jednorękim podążamy za detektywem ścigającym mordercę, a w Sześciu palcach śledzimy losy ściganego psychopaty. Założenie świetne, sama ta idea przekonała mnie, aby dać szanse temu utworowi. Sprawdza się ona dobrze, aczkolwiek wyłapałem jeden spory minus, który przez ponad połowę lektury ciążył mi i ostatecznie też przełożył się na niższą ocenę. Albowiem mamy do czynienia z zaburzoną chronologią. Przy pierwszym morderstwie został pozostawiony ślad dłoni na ścianie i pod koniec pierwszego zeszytu Jednorękiego, detektyw dochodzi do wniosku, że osoba, która pozostawiła ów odcisk, ma sześć palców. I oto w pierwszym zeszycie Sześciu palców dowiadujemy się, jak doszło do mutacji. Problem w tym, że wydarzyła się ona w dniu po pierwszym morderstwie.
Detektyw kontra morderca
Ten drobny szczegół cały czas mnie irytował, bo czytając dalej, zastanawiałem się, czy czegoś nie przeoczyłem. Ale im dalej się wgłębiałem w lekturę, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że morderstwo wydarzyło się jeszcze przed wypadkiem. Gdy już trochę odpuściłem i wkręciłem się w ten wątek kryminalny, to wyszło na jaw, że niestety nie jest on tak istotny. Akcja dzieje się w przyszłości i ostatecznie priorytet mają elementy science fiction. Mamy choćby roboty będące doskonałą imitacją ludzi. I muszę przyznać, że finał opowieści był zaskakujący. Jednakże czułem się zawiedziony tym, że całe to śledztwo nie miało sensu, bo od początku chodziło tu o coś zupełnie innego. Niby nie czytam wielu kryminałów, ale jakoś nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że gdyby poszli w tę stronę zamiast w motywy science fiction, to wyszłaby o wiele ciekawsza historia. Bo w obecnym kształcie według mnie komiks jest za długi – niepotrzebnie rzucano tyle tropów. Zastanawiam się, czy aby nie za wiele mi umknęło, choć wydaje mi się, że główne założenia pojąłem. Powiem więcej, wnioski wysunięte przez Rama V i Dana Wattersa są świetne i do mnie trafiły. Ujęło mnie, że finał tak dużo daje do myślenia! Niemniej, gdy zacząłem się zastanawiać, czy nie warto byłoby wrócić do tego komiksu, aby jeszcze lepiej spiąć wszystkie wątki, to uświadomiłem sobie, że nie mam na to najmniejszej ochoty.
Brudna wizja przyszłości
Przejdźmy jeszcze do oprawy graficznej, która tworzy klimat noir dobrze pasujący do wątku śledztwa. Co ciekawe Laurcence Campbell i Sumit Kumar mają podobny styl rysowania. Przez co, nie czułem jakiejś szczególnej różnicy w ilustracjach. Dopiero gdy się przyjrzy poszczególnym kadrom, rzuci się w oczy główna różnica, czyli wygląd postaci, a zwłaszcza ich twarzy. Tutaj według mnie lepiej radzi sobie Campbell, bo kreska Sumita Kumara jest trochę prostsza. Niemniej, historia potrafi wciągnąć i wtedy te przejścia pomiędzy dwoma stylami są wyjątkowo płynne. Do wydania nie mam żadnych zarzutów. Najważniejsze, że mamy do czynienia ze zbiorczym tomem i obie perspektywy się przeplatają, przez co doskonale się uzupełniają. Dodatków tu prawie żadnych nie uświadczymy, raptem cztery alternatywne okładki. Z wad wspomniałbym jedynie o frontowej grafice, która do mnie nie przemówiła.
Czy warto rozwiązać zagadkę Jednorękiego?
Niestety mam problem z Jednorękim i sześcioma palcami. Znajduje tu kilka świetnych motywów, jak choćby finał z filozoficznym zacięciem. Pomysł na przeplatającą narrację jest genialny – chętnie przeczytałbym więcej takich historii. Jednakowoż mamy tutaj też błąd z chronologią czy rozwiązanie zagadki, które przekreśla w pewnym stopniu cały wątek kryminalny. Bohaterowie wypadają przeciętnie, detektyw jest raczej stereotypowym twardzielem ścigającym mordercę, którego wyróżnia jedynie romans z maszyną. Natomiast nasz morderca jest jednym wielkim paradoksem, bo okazuje się, że całe życie miał zawsze uporządkowane i nad wszystkim miał kontrolę, aż nagle utracił pełnię władzy nad sobą, gdy zamordował po raz pierwszy. Nie wątpię, że znajdą się osoby, dla których będzie to jeden z najciekawszych komiksów, które przeczytają w 2025 roku. Bo ja też dostrzegam tutaj naprawdę spory potencjał i bardzo chciałbym polubić tę pozycję, ale tych kilka skaz powoduje, że czuje zawód i jednocześnie nie bardzo chcę wrócić do tego świata. Zawiodłem się przy okazji Gothamskiego Nokturna, na Ramie V, ale Jednoręki pokazał, że jednak drzemie w nim potencjał, ale przynajmniej według mnie, nie umie on go jeszcze w pełni wykorzystać.
PS: No i filmy, takie jak Matrix czy Bladerunner, które mogły zainspirować twórców, są jednak o wiele lepsze.