Egzorcyści kontra demon
Z polecenia arcybiskupa (Stephen Lang) początkujący ksiądz Daniel (Vadhir Derbez) trafia pod opiekę ojca Petera (Guy Pearce) – doświadczonego egzorcysty. Starszy kapłan ma za zadanie przeszkolić młodego duchownego, a także w praktyce ukazać mu sztukę egzorcyzmów. Księża mają zająć się małym Charliem (Brady Jenness), który najprawdopodobniej jest opętany przez demona. Sprawa chłopca okazuje się być jednak początkiem znacznie poważniejszej i mroczniejszej historii, a wiara Daniela zostaje wystawiona na ciężką próbę…

Źródło: vk.com
Niewykorzystany potencjał
Za reżyserię filmu odpowiada Justin P. Lange, który wcześniej nakręcił horror Mrok z 2018 roku. W przypadku poprzedniego dzieła, które było również jego debiutem reżyserskim, krytycy zarzucali mu niewykorzystanie potencjału tkwiącego w pomyśle. Podobne odczucia mam po obejrzeniu Egzorcyzmów dnia siódmego. W trakcie seansu wydawało mi się, że historia pójdzie w całkowicie innym kierunku. Scenariusz miał bardzo dobrą podstawę do zrobienia horroru psychologicznego sugerującego, że największym demonem jest właśnie człowiek. Wskazówki, które serwują twórcy, są na tyle proste i dosłowne, że aż prosiło się o zaskoczenie widza nietypowym i dającym do myślenia zakończeniem. Tak jednak nie jest, a film serwuje nam kolejną prostą opowieść o opętaniu. Po wyjściu z kina byłem zszokowany, jak banalna i przewidywalna jest końcowa sekwencja, i nie ma w tym ani odrobiny przesady. Twórcy tak nieporadnie zaserwowali historię, że finałowego twistu można domyślić się po trzydziestu minutach seansu.

Źródło: latimes.com
Teatr dwójki aktorów
Przez większość czasu ekranowego towarzyszymy księżom, więc twórcom wypadałoby stworzyć ciekawe i wielowymiarowe postacie. Ten element również zawodzi; ojcowie Daniel i Peter są aż absurdalnie stereotypowi (młody, ambitny i wierzący w ideały w przeciwieństwie do starszego, pesymistycznie nastawionego). Gra aktorska również nie jest wybitna, zarówno Vadhir Derbez, jak i wcielający się w młodego Charliego Brady Jenness nie do końca poradzili sobie ze swoimi kreacjami. Można by się zastanawiać, na ile jest to kwestia średniego scenariusza, gdyby nie fakt, że Guy Pearce jest najjaśniejszym punktem całego filmu. Jego rola zdecydowanie nie zapisze się złotymi literami w historii kinematografii, ale dobitnie pokazuje, że aktor zna się na swoim fachu i potrafi wykierować nawet średnio napisaną postać. Relacje między bohaterami są płytkie i nijakie, wydają się być stworzone tylko jako pretekst dla fabuły. Zabrakło mi tutaj „ludzkiego” podejścia; film nie ukazuje żadnych rozterek czy wątpliwości początkującego księdza, czego wynikiem jest to, że widz nie jest w stanie się z nim zidentyfikować. Szkoda, gdyż tak jak wspomniałem wcześniej, Egzorcyzmy… rzeczywiście mogły mieć do przekazania coś więcej niż tylko marne straszenie, a nawet to nie do końca twórcom wyszło.

Źródło: comingsoon.net
Nie taki diabeł straszny, jak go malują
Warto skupić się na kwintesencji filmów grozy, czyli na tym, jak mocno i jakimi metodami straszy dzieło Justina Lange’a. Niestety również w tym aspekcie autorzy nie potrafili zaskoczyć niczym nowym. Horror, nawet jeśli nie posiada innych walorów, powinien przynajmniej trzymać widza w napięciu. Egzorcyzmy… niestety nie robią nawet tego. Produkcja jest mało straszna, co może być rozczarowujące po tym, jak zaserwowano nam dość mocny początek w postaci wypędzania demona z ciała młodego chłopca (scena zawiera polski akcent, gdyż na ekranie telewizora można zobaczyć wystąpienie Jana Pawła II z 1995 roku). Pozostawia to duży niedosyt, gdyż przez cały film widzowi nie towarzyszy nawet nuta niepokoju. Wszelkie sceny dzieją się szybko, twórcy nie zapewnili odpowiednio dużo czasu na eskalację grozy. Dopiero podczas finałowej sekwencji pojawiają się faktyczne straszaki w postaci tandetnych jumpscare’ów, jednak można je policzyć na palcach jednej ręki.

Źródło: film-authority.com
Nieudany egzorcyzm
Egzorcyzmy dnia siódmego to film wyjątkowo słaby. Poza wspomnianym wcześniej Guyem Pearce’em nie potrafię znaleźć zalet tej produkcji, a muszę przyznać, że trochę nad tym myślałem. Nic tutaj nie współgra, scenariusz jest niedopracowany, a szczególnie boli ten absurdalnie przewidywalny „twist” sygnalizowany jeszcze w pierwszej połowie filmu. Półtorej godziny, które trzeba poświęcić na obejrzenie tego obrazu, zdecydowanie warto przeznaczyć na coś innego, chociażby na odświeżenie kultowego Egzorcysty z 1973 roku. Film ten, pomimo 50 lat na karku, dalej posiada lepszy klimat i straszy zdecydowanie bardziej niż produkcja Justina Lange’a, a to ostatecznie świadczy o poziomie Egzorcyzmów dnia siódmego.
Na film Egzorcyzmy dnia siódmego zapraszamy do sieci kin Cinema City!
Recenzja w punkt. Poszłam na ten film jedynie dla mojego chłopaka (fana horrorów) niezbyt pewna czy dam radę go obejrzeć, bo horrorów się boję. Okazało się, że film nie był wcale straszny, jedynie była jedna obrzydliwa scena. Sama fabuła przewidywalna, już na samym początku domyśliłam się przebiegu całej historii. A jak już wspominałam fanką horrorów nie jestem i zwykle ich nie oglądam. To pokazuje jaki ten film jest skoro taki laik jak ja domyślił się przebiegu akcji i nawet się nie bal. Nie polecam