Patrząc od strony dialogów i historii…
Jak łatwo się domyślić, Brom rozwija historię rozpoczętą w pierwszej części, jednak tym razem nieco bardziej zwraca uwagę na intymne wątki głównego bohatera. Poznajemy bliżej jego rodzinę, miłosne rozterki i trzeba przyznać, że Unka Odya rozpisuje to wszystko znakomicie. Całość podzielona jest na kilka rozdziałów, ale szczerze mówiąc, historia przedstawiona w tym komiksie wciągnęła mnie na tyle, że prawie w ogóle nie zwracałem uwagi na przerywniki (jedynie zatrzymywałem się na przepięknych ilustracjach oddzielających poszczególne rozdziały). Drugi tom jest zdecydowanie dłuższy od poprzednika, ale to jedynie korzyść, bo dzięki temu interesujące nas historie są jeszcze bardziej rozwinięte i angażujące. Dialogi brzmią naturalnie i naprawdę ciężko mi się do czegokolwiek przyczepić od tej scenopisarskiej strony.
Wizualnie również jest świetnie!
Oprawa wizualna bardzo zgrywa się z przedstawionymi historiami. Śledząc fabułę, można czasem wpaść w letarg przez dość proste kreski, które ciągną powieść do przodu, jednak gdy Odya postanawia bardziej szczegółowo opracować przedstawiane w drugim Bromie potwory, to nie mogłem nie wyszeptać „wow”. Trzeba pamiętać, że bardzo trudno jest zaciekawić czytelnika na ponad 200 stronach samymi odcieniami szarości, jednak o umiejętności Unki w tym względzie jestem niezwykle spokojny. Ba, jej zdolność do wkręcania odbiorcy w nawet najbardziej statyczne kadry jest doprawdy fascynująca.
Na zakończenie, ale oby nie serii!
Bardzo podobają mi się poruszane w drugim Bromie historie, a szczególnie do gustu przypadł mi wątek z wampirzycą, jednak ze względu na unikanie spoilerów więcej wam nie zdradzę. Mogę jedynie zachęcić do pojechania do Łodzi i do zakupienia jak najszybciej tego tytułu. To nie był żart. Nie wiem, czemu jeszcze nie macie biletów.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu 23 za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego!