Loisel i Djian stworzyli Mały Świat zamieszkały przez niebieskie istoty w komiksie pod tytułem Wielki Martwy. Lektura dwóch pierwszych tomów była przyjemna i intrygująca, teraz przyszedł czas na wielki finał i odkrycie wszystkich kart. Czy dowiemy się w końcu, o co w tym wszystkim chodzi?
Wkurzający pomysł scenarzysty
Po przyjemnej lekturze pierwszego i drugiego tomu nie byłem kompletnie przygotowany, na to co mnie czeka w kolejnych częściach, a przede wszystkim w finale. Doprawdy, jeszcze nigdy nie byłem tak wkurzony, po przeczytaniu jakiegokolwiek komiksu. Wielki Martwy w żadnym razie nie jest złą pozycją, ale na myśl o tym, co scenarzysta zaserwował w czwartym tomie, po prostu szlag mnie trafia. Dwa elementy w moich oczach pogrążyły ten komiks. Po pierwsze Blanche, córka Pauline i istoty z Małego Świata, która jest po prostu wkurzająca. Naprawdę miałem jej dość, jak tylko się pojawiała na jakimś kadrze, od razu mój dobry humor pryskał. Chciałem, aby stała się jej krzywda. Rozumiem, że to dziecko, inaczej patrzy na świat, bo w końcu tylko w połowie jest człowiekiem, ale to, co ona wyrabia, przechodzi wszelkie granice. A najgorsze w tym jest to, że nie spotykają jej za to żadne konsekwencje. Dlaczego?! I ten sam problem mam z finałem. Doprowadzić do śmierci milionów ludzi, do zagłady świat i… no pewnie, że nic się nie stało. Najlepiej, jeszcze to skomentować tekstem: „Miejmy nadzieje, że ci, którzy przeżyli, dostali nauczkę!”. W tym wszystkim jest też najgorsze, że tak naprawdę przez te cztery tomy nie do końca zostało wyjaśnione, jakie zagrożenie wisiało nad Małym Światem. I dodajmy do tego, że wbrew pozorom, to magiczne uniwersum, wraz z jej mieszkańcami, wcale nie wzbudza naszej sympatii. Wszystkie te elementy składowe skutkują tym, że zakończenie nie rozczarowało mnie, ale wkurzyło, jak diabli. Potrzebowałem czasu, aby ochłonąć i zasiąść do recenzji, ale nadal po prostu czuję złość, na myśl o tej fabule. I na chwilę obecną ze względu na takie podejście scenarzysty i osobę Blanche nie chcę więcej wracać do świata Wielkiego Martwego.
A gdzie ciekawostki z Małego Świata?
No dobra, ale czy to oznacza, że Wielki Martwy dostanie niską ocenę? Też nie do końca, bo pomimo to, autorzy zbudowali ciekawy świat. Motyw z przesunięciem czasowym między oboma uniwersami jest bardzo intrygujący. Ponadto przez liczne kataklizmy mamy tutaj solidną nutkę opowieści postapokaliptycznej, a to zawsze łapie mnie za serducho. I ta wizja upadku ludzkości została bardzo przekonująco przedstawiona. Dodajmy do tego przyjemną dla oka kreskę, kilka ciekawych motywów, jak wygląd stworzeń z Małego Świata i mamy dobry, choć przeciętny komiks. Do wydania też nie mam żadnych zastrzeżeń. Aż szkoda, że nie umieszczono żadnych dodatków, bo w samej opowieści też nie dano odpowiedzi na pytania dotyczące Małego Świata (Dlaczego wiedza przekazywana w rytuale jest tak istotna? Co wyróżnia poszczególne klany? Dlaczego o tytułowym Wielkim Martwym tak mało się dowiadujemy?!). O ile pierwsze dwa tomy mnie zaintrygowały i wciągnęły, tak finał mnie zirytował. Szczerze powiedziawszy, oczekiwałem też czegoś o wiele bardziej spektakularnego.
Czy warto odkryć Wielkiego Martwego?
Przyznaje, że lektura czwartego tomu, to był dla mnie cios. Nie spodziewałem się, że moje odczucia względem tej serii zmienią się w taki sposób. Oczekiwałem spadku formy, ale przez głowę mi nie przyszła myśl, że idea scenarzysty po prostu wytrąci mnie z równowagi. Tak samo, jak po lekturze drugiego tomu nie przypuszczałem, że Blanche będzie tak wkurzającą bohaterką. Najgorsze, że nie jest ona źle napisana, ale przez jej charakter i czyny krew we mnie wrze. I najbardziej boli, brak jakiejkolwiek konsekwencji, kary. Koniec końców mam mieszane uczucia względem tej serii, jako miłośnik klimatów postapokaliptycznych jestem w pewnym stopniu zadowolony z lektury, ale jednocześnie odczuwam pewien niesmak. Całościowo Wielkiego Martwego oceniłbym zatem na solidną szóstkę.