Kolejny sztampowy horror… dom pełen sekretów, potworów i grupa ludzi, która zapewne zginie. Z tą różnicą, że to my zarządzamy tym budynkiem!
Czas na zmianę pracy, rozwinięcie skrzydeł oraz… wnętrzności mieszkańców
Całkiem przypadkiem zgubiłem się w sklepie Steamu i trafiłem na tę grę. Było to na kilka tygodni przed jej premierą. Sam pomysł przykuł moją uwagę, więc nacisnąłem magiczny przycisk „dodaj do listy życzeń”. I okazało się, że będzie mi dane tytuł zrecenzować.
Zaczynamy od zera jako mało znaczący, zły władca upiornego miejsca. Brzmi znajomo? Twórcy wprost piszą, że wzorowali się na Dungeon Kepperze oraz podobnych produkcjach. Początkowo mamy niezbyt rozgarniętą ekipę potworów, które zbierają surowce i budują pierwsze sale. By dane pomieszczenie stało się kompletne, musimy je otoczyć ścianami oraz wstawić drzwi. Po umieszczeniu mebla np. stołu rzeźnika, pokój automatycznie staje się kuchnią. Dlatego nie można w jednym pomieszczeniu dodać pracowni alchemika, warsztatu i laboratorium. Każdy z wymienionych musi znajdować się w oddzielnych czterech ścianach.
A co możemy przygotować dla naszych zacnych gości? Sporo niespodzianek. Uzyskujemy specjalny surowiec – evilium – za każdą ofiarę, którą zabijemy. Musimy trzymać się najbardziej znanych i utartych schematów. Możemy poczekać, aż grupa rozdzieli się i będziemy zabijać ich pojedynczo. Lub zastawić mnóstwo pułapek i cierpliwie obserwować, jak ciekawość wygrywa i postać podchodzi do obrazu, który przeniesie ją do pomieszczenia naszpikowanego kolcami. Albo zabić na sam koniec dziewicę. Możliwości jest dość sporo i dużą frajdę sprawia wymyślanie nowych sposobów. Możemy również zaspokajać ich potrzeby. Przykładowo geek będzie szukał książek, dziecko zabawek, a starsza osoba z przyjemnością skorzysta z jacuzzi. Im bardziej będą zadowoleni, tym więcej pozyskamy zasobu i mniej chętnie sięgną po telefon informując, co się wyrabia w tym miłym, opuszczonym domku na peryferiach miasta. Samo evilium służy do rozwijania krypty, dzięki czemu zyskujemy dostęp do nowych upiorów oraz możliwość ich zatrudniania. W krytycznym momencie użyjemy go do wskrzeszenia poległego w boju stwora.
A co z naszymi potworami? Ich wybór jest dość szeroki: wilkołaki, wampiry, szkielety. Jako, że nasi podopieczni wymagają swoistej opieki, musimy dobrze zadbać o zaplecze pracownicze. Zapewniamy odpowiednie pożywienie dla różnych rodzajów maszkar, przygotowujemy im legowiska oraz reprezentujemy za pomocą ozdób odpowiedni poziom podłości. Jeśli wskaźnik lojalności jest wysoki, stworki szybciej pracują. Natomiast przy niskich wartościach mogą opuścić nasz wesoły domek. A strata skutecznego magazyniera czy drwala jest naprawdę bolesna, bo umiejętności związane z pracą również rozwijają się w trakcie gry.
Każdy z nich ma unikatowe cechy charakteru (np. odporność na krwawienie czy bonus do lojalności) oraz moce, które mogą rozwijać wraz z nabywanym doświadczeniem. A uwierzcie mi warto o nie dbać, szczególnie gdy odwiedzają nas negatywnie nastawieni ludzie. Nie jest to przesadnie rozbudowane, jednak daje możliwości taktyczne. Poślemy truposza na przód, by przyciągnął przeciwnika, szalony doktorek go zatruje, a mumia spęta bandażami. Prędzej czy później przybędą bohaterowie, więc warto mieć w zanadrzu takie sztuczki.
Przeczytałem książkę o odwadze… i zostałem łowcą potworów
Jak w każdym społeczeństwie potwory swawolnie hulać nie mogą. Zawsze znajdzie się śmiałek lub ich grupa, która obieca mieszkańcom uwolnić ich od złego. Dlatego nasze włości niejednokrotnie odwiedzą bohaterowie. Od zwykłego, oderwanego od roli Wieśka, który stwierdził, że zrobi porządek, po wyćwiczonych, niezwykle groźnych łowców potworów, którzy są podobni do Van Helsinga. Pewnie to tylko czysty przypadek. Każdy bohater ma swoje właściwości i najgroźniejszy dotychczas okazał się facet uzbrojony w piłę łańcuchową. Jak już włączył ustrojstwo, to obrażenia moich słodkich potworków były gigantyczne. Tak jak potwory, odważni herosi również są przerysowani. A ich motywacje również bywają komiczne.
Jeśli za często będziemy zapraszać okolicznych mieszkańców i osiągnięty poziom zagrożenia przekracza wszelkie normy, pospólstwo zwali się do nas niemałą ekipą, by roznieść w pył to, co tak ciężko zbudowaliśmy. A powstrzymanie rozwścieczonego tłumu to ciężka sprawa.
No pokaż te zębiska, wilkołaczku
Zaletą gry jest niewątpliwie humor i styl graficzny. Wygląda bardzo przyjemnie, postacie są ukazane w krzywym zwierciadle i świetnie to tutaj pasuje. Muzyka, choć nie jest reprezentowana przez szeroki wachlarz utworów, buduje klimat i nawet przez kilka godzin grania nie odczuwałem potrzeby jej wyłączenia. Ogromnym plusem tej produkcji jest to, że jej wymagania są tak niskie, że mogłaby pewnie zostać odpalona nawet na mikrofali. Więc jeśli macie słabego laptopa, a zdarza wam się wyjeżdżać, produkcja świetnie zabije czas podróży.
A humor? Jeśli jesteście fanami kina grozy, znajdziecie tu tyle smaczków, że na pewno poczujecie satysfakcje. Gra nabija się ze wszystkiego. Sama mechanika, gdzie nasze potwory piszą listy i prawdopodobnie wysyłają je do przypadkowych ludzi, jest genialna. Opisy postaci i zarysy fabularne – wszystko to jedna wielka parodia horrorów i powielanych milion razy schematów. Choć sam nie jestem fanem tego typu produkcji filmowych, to w paru miejscach załapałem żarcik twórców i uśmiechnąłem się pod nosem. Wszystko jest ukazane w krzywym zwierciadle i nie sposób nie wciągnąć się w przerysowany świat.
To zombie trochę gnije
Jak każda gra, ta również nie jest pozbawiona wad. A troszkę ich jest. Najbardziej rzuciły mi się w oczy błędy. Może nie ma ich radykalnie dużo, ale są i to nad wyraz widoczne. Często animacje stworków się zacinają, a najgorsze jak się zablokują albo w kółko powtarzają tę samą trasę bez celu. Więc szwankuje również wykrywanie ścieżek.
Interfejs… na wszystkie wampiry i wilkołaki! Nic nie jest takim horrorem, jak interfejs. Najbardziej brakuje mi skrótów klawiszowych. Niestety, nie możemy wygodnie wcisnąć B i przejść do okienka budowania. Musimy wszystko klikać ręcznie. Podobnie jest z burzeniem. Jeśli chcecie w swojej willi zrobić generalny remont kuchni, to przygotujcie się na klikanie każdego kafelka podłogi, ściany i wyposażenia z osobna. W pewnym momencie gra zmienia się w chaotyczną sieczkę, gdy mamy grupę paru stworów i do naszego domu przybywają duże grupy ofiar. Nie sposób zorientować się, czy w ciasnej grupie naszych stworków przeżył ktoś jeszcze, czy nie. I najczęściej dana osoba po prostu nam ucieka. I jest to nad wyraz… irytujące. A uciekające ofiary generują dodatkowe punkty zagrożenia, co może skończyć się nieprzyjemnie.
Rozgrywka bywa bardzo nierówna. Na początku gry atakowali mnie wąsaci Janusze z deskami zamiast broni. Wiadomo, w końcu to początek. Kolejny atak przekroczył jednak próg logiki, bo nikt nie spodziewał się pod moimi drzwiami paladynów! Jednym uderzeniem potrafili zabić biedny szkielet, do tego byli osłonięci tarczami. Gdyby nie fakt, że akurat jeden z nich wolał biegać w kółko za zombie, a reszta drużyny mu dopingowała, zapewne niechybnie straciłbym sługusów. A w tej grze jest to równie z końcem. Wskrzeszenie stworka jest możliwe, jednak jego koszt jest tak niewiarygodnie wysoki, że wolałem po prostu zatrudnić nowy szkielet i wysłać go na trening. I to nie są jedyne bolączki.
Niektóre surowce (na przykład metalowe blachy) mogłyby się produkować jednak zdecydowanie szybciej. Są one niezbędne do wielu podstawowych rzeczy, a wyrabianie ich trwa całe wieki. Gdy dojdzie do tego sen, jedzenie i walka stworów, to już o budowaniu czegokolwiek możemy pomarzyć. Drzewko rozwoju również nie jest przesadnie rozbudowane i dość szybko wyczerpują się możliwości badawcze. Szkoda, że po tym laboratorium staje się bezużyteczne, nie licząc maszyny do leczenia stworów. Sam proces rekonwalescencji w tym ustrojstwie również trwa za długo.
Pan Kostek dobry sługa?
Cóż, ponarzekałem trochę. Czy to oznacza, że MachiaVillain nie jest godna polecenia? Jest. I to nawet bardzo, bo gra wciąga. Na pewno nie wrócę do niej i żywię ogromną nadzieję, że jednak twórcy dostarczą nam nową zawartość. Gra wymaga doszlifowania, ale aktualnie jest baaardzo grywalna. A teraz wybaczcie, właśnie odwiedzili mnie nowi goście. Trzeba ich przywitać… odpowiednio.