Portal Ostatnia Tawerna to miejsce, zrzeszające fanów fantastyki. Naszym głównym celem jest zarażanie miłością do tego gatunku oraz promowanie wartościowych treści. W związku z tym dajemy szansę młodym i zdolnym autorom, którzy do tej pory nie publikowali swoich tekstów. Wyciągnijmy razem talenty z dolnych szuflad biurek!
Na świecie jest wielu artystów ale tylko jeden Ty. Jesteś jedyną osobą, która ma twój punkt widzenia. Jeśli zdecydujesz, że nie będziesz tworzył, pozbawisz świat rzeczy, które tylko Ty możesz wykreować.
Neil Gaiman
Fragment Cor – Pierwsza wizyta w świecie demonów
Szli kilka minut, aż dotarli do tak niewielkiego pokoju, że jeden ze strażników musiał zostać na schodach, bo się nie mieścił. Kiedy Lis spojrzała w górę, ujrzała wnętrze czubka wieży. Pomieszczenie byłoby w stanie pomieścić znacznie więcej osób, jednak teraz na jego środku stały duże, ciemne wrota, które dziewczynie od razu skojarzyły się z widzianym wcześniej budynkiem. Były to ciężkie, solidne drewniane drzwi w jasnej kamiennej framudze pochodzące z Biblioteki Wiliańskiej. Nastolatka nie była w stanie określić co jest za nimi ani po bokach. Skrzydła wrót były otwarte, a z wnętrza przejścia buchał niesamowity chłód. Pomiędzy framugą rozciągała się ciemna, falująca nicość wyglądająca jak cień, który wcześniej doktor Arthur wstrzyknął Lis i Nocturnie.
– Tracimy czas – usłyszała głos Inkwizytora i zauważyła, że już stoi on z metr przed taflą cienia. Demonica, tak samo jak jej Podopieczna, wpatrywała się we wrota i dopiero na te słowa razem z nią podeszła trochę niepewnie do mężczyzny. Wahały się chwilę, jednak zanim zdążyły cokolwiek zrobić, Leonard złapał je za nadgarstki i pociągnął za sobą w otchłań. Lisbeth poczuła nagłe szarpnięcie targające całym jej ciałem. Po chwili zorientowała się, że leży na podłodze. Rozejrzała się i obok zobaczyła Noctę, która przyjmując pomoc Inkwizytora, zaczęła zbierać się z posadzki. Czarnowłosa poradziła sobie sama, zastanawiając się, czy coś poszło nie tak, bo dalej byli w tym samym pomieszczeniu. Wtedy zobaczyła kobietę o króliczym pyszczku w takim samym ubiorze jak poprzedni strażnicy, jednak bez zegarowej maski. Demonica zasalutowała, po czym zaczęła prowadzić przybyszy po schodach. Dopiero wtedy Lis zorientowała się, że nie jest to to samo miejsce. Obraz, jaki pojawiał się w malutkich okienkach wieży znacznie się różnił od poprzedniego.
Wieża okazała się dużo niższa, miała zaledwie trzy piętra i kiedy idący wyszli z niej , nastolatka spodziewając się miasta, przeżyła zaskoczenie. Wyszła na płaski teren. Ziemia miała tam czarny, metaliczny odcień, a puste czerwono-purpurowe niebo, choć bez słońca, jakby samo z siebie emitowało światło.
Nowa strażniczka wyjęła ze swojego munduru mały kluczyk, włożyła go w ziemię i przekręciła kilka razy. Wtedy Lis spostrzegła, że nie stoi na ziemi, a na milionach małych śrubek, kół zębatych i innych zegarowych mechanizmów. Szybko rozejrzała się wokół. Długo się rozglądała, aż ze wszystkich stron spostrzegła granice platformy, na której stali. Z jej krawędzi wystrzeliwało mnóstwo szyn, które biegły tak daleko, że aż w końcu znikały z pola widzenia. Nigdzie nie można było dostrzec lądu.
Po chwili z oddali, po wysuwających się z mechanizmu zaokrąglonych szynach, nadjechał pojazd przypominający prostokątną, metalową puszkę wielkości samochodu. Strażniczka otworzyła jej drzwi i wpuściła przybyszy do środka. Kiedy sama do niej wsiadła poczekała, aż pozostali zajmą miejsca i przesunęła dużą dźwignię zamontowaną w ścianie przy drzwiach. Pojazd ruszył momentalnie, a Lis stwierdziła, że i on jest jednym wielkim mechanizmem złożonym z malutkich części. Jechali przez moment po powierzchni platformy, potem mechanizmy pojazdu przesunęły szyny wzdłuż boków i nagle znaleźli się pod nią. Strażniczka oraz Leonard siedzący naprzeciw Lis i Nocty wyglądali na nieporuszonych, jednak Opiekunka i jej Podopieczna, nie zwracając na innych uwagi, przysuwały się do okien i patrzyły na wszystko szeroko otwartymi oczami.
Pojazd jechał teraz z szynami zaczepionymi o dach. Były one aktualnie jedynym widocznym ponad nimi obrazem, bo od spodu platforma z niewyjaśnionych przyczyn imitowała czerwone niebo znajdujące się nad nią. Pod nimi za to widoku nie dało się ogarnąć jednym spojrzeniem.
Wszystkie zewnętrzne budynki oraz te znajdujące się na najwyższych poziomach miasta były ściśle przymocowane do niewidzialnej platformy, tworząc tym samym wielki kosz. Kolejne były podwieszone grubymi łańcuchami i zwisały na rozmaitych wysokościach. Jedne domy na różnych kondygnacjach łączyły się wiszącymi mostami, a między innymi rozciągały się bezpieczne murowane chodniki. Zjeżdżając coraz niżej, Lisbeth uświadamiała sobie, że wciąż ma nad sobą czyste niebo, a budynki na krawędziach platformy zaczynają znikać jej z oczu lub po prostu pokrywać się czerwonawą mgłą.
Pojazd wjechał do mechanicznego tunelu, tak samo jak ulica zbudowanego z tykających trybów, by po chwili wyjechać na bardziej uporządkowaną przestrzeń. W dole, wiele metrów, a nawet kilometrów niżej, znajdowało się stabilnie stojące miasto. Tutaj budowle również pozawieszane były o siebie nawzajem, jednak wyglądało to raczej jak góry i doliny, niż skrawki ziemi dryfujące w przestrzeni. Ulice co jakiś czas wznosiły się i opadały, przechodziły nad innymi odcinkami drogi lub kryły pod sobą całe dzielnice. Wszędzie widać było szyny, po których z różną prędkością jeździły takie same metalowe puszki, jak ta, w której obecnie podróżowali. Gdzieś w oddali powietrze przecinały ptaki, których Lis nie mogła wyraźnie dostrzec.
Puszka w końcu zjechała na tyle nisko, że zatrzymała się przy stacji znajdującej się na stabilnym gruncie, choć najniższy punkt miasta wciąż był kilka kilometrów pod nimi. Strażniczka szła przodem, a nieliczne demony znajdujące się w tym miejscu widząc idących za nią osobników, robiły im przejście. Kobieta poprowadziła ich krętym chodnikiem na niższą kondygnację, tam przeszli kawałek ulicą i podeszli do barierki, gdzie włożyła do stojącego przy krawędzi platformy urządzenia kolejny kluczyk. Lis podeszła do granicy i łapiąc się metalowego zabezpieczenia, spojrzała z zapartym tchem na miasto. Po chwili jednak już była zaganiana do kolejnej puszki, która wisiała tuż przy krawędzi. Tym razem pojazd jechał znacznie wolniej, za to szybciej tracił wysokość, podczas gdy poprzedni sunął niemal poziomo. Nowa puszka była wyższa i nie było w niej siedzeń, więc Nocta i czarnowłosa stanęły w jednym z otworów robiących za okna bez szyb i chłonęły widoki dookoła. Właśnie przejeżdżały nad gigantycznym, pastelowo-różowym jeziorem. Znajdowało się ono na kilkunastu kondygnacjach miasta na raz. Jego najwyższy punkt znajdował się kilkaset metrów niżej od stacji, stamtąd spływał do niższych pięter, tworząc coś podobnego do tarasów do uprawy ryżu, a wszystko kumulowało się na samym dole, rozlewając się w wielką toń, która i tak była niczym w porównaniu z ogromem miasta.
– To jest Hadem? – spytała z niedowierzaniem Nocturna. Jej Podopieczna sama miała ochotę zadać to pytanie, jednak zwyczajnie odebrało jej mowę.
– To jest jedynie Ceretis, miasto centralne – odrzekł Leonard, prawie w ogóle nie przejawiający zainteresowania widokami, choć również było widać, że cieszy się z pobytu tutaj.
Pojazd po kilku minutach w końcu zjechał na jeden z najniższych poziomów miasta i zatrzymał się na brzegu jeziora. Tuż przed przystankiem stała zegarowa karoca o wielkich kołach. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Wszystko tutaj wyglądało jak jeden wielki mechanizm zegarowy.
Podczas gdy tym razem demonica wraz z Lis weszły pierwsze do pojazdu, Inkwizytor zatrzymał się przed nim z grymasem na twarzy.
– Czy to ma być jakiś żart? Nie można nas było zakwaterować po prostu w hotelu dla gości honorowych? – zwrócił się do strażniczki. Ta wyprostowała się od razu na baczność.
– To była osobista wola lorda Mist’rysa – oświadczyła, a mężczyzna zacisnął dłonie w pięści. Po chwili wsiadł jednak do powozu, choć jego mina zdradzała, że nie jest już w tak dobrym humorze co kilka sekund temu.
Pojazd jechał po brukowanej ulicy, a Lis przyglądała się, jak trybiki na jego ścianach obracają się szybko, wpędzając w ruch kolejne, i kolejne… i tak w kółko. Oczywiście nie mogła odpuścić sobie pożerania wzrokiem tłumu Hademczyków spacerujących po ulicach oraz domów i wystaw sklepowych. Wszystko wyglądało bardzo podobnie do widoków na Ziemi, choć mocno zmodyfikowane, praktycznie do granic możliwości. W promieniu kilometra czarnowłosa nie dostrzegła ani jednego człowieka, same Liwie, Carvalie i Ego, choć tych ostatnich było w mieście znacznie mniej. Wystawy sklepowe nie miały tutaj takich żywych, zachęcających do wejścia kolorów, zresztą nic nie miało. Nie było tu świeżej zieleni, błękitu czy żółci. Żadnych ostrych ani soczystych barw, jedynie przytłumione, przymglone, mocne i stonowane. W większości dominowały tu barwy tutejszego nieba i jeziora, jak czerń, purpura, srebro i brąz, a gdzieniegdzie można było dostrzec przyćmiony granatowy czy ciemną zieleń. Zewsząd słychać było głosy Hademczyków, choć Ziemianka nie rozumiała ich mowy. Mówili tak dziwnym językiem, który na ulicy zlewał się z innymi głosami, że nie sposób było go zrozumieć.
Pojazd oddalił się trochę od brzegu jeziora i wjechał na posesję otoczoną zdobionym złotem płotem o wysokości kilku metrów. Lis wychyliła się, by spojrzeć, gdzie dojeżdżali.
Karoca pędziła brązową dróżką pośród bardzo ciemnej trawy, po lewej znajdował się mały lasek, po prawej ogrody fikuśnych pastelowych kwiatów. Pomiędzy nimi stała ogromna posiadłość z kawowego matowego kamienia. Wyglądała prawie jak zamek z tymi wieżyczkami, które wyrastały na jego zakrętach. Była co najmniej wysokości pięciopiętrowego budynku. Nastolatka zauważyła pewne podobieństwo. Posiadłość swoimi kształtami przypominała krzywo zbudowany Ośrodek Inkwizytorski. Nawet okna wyglądały na przypadkowo wydrążone w ścianach, jednak miały przynajmniej ten sam, owalny kształt.
Mechaniczny pojazd zatrzymał się tak blisko wejścia, jak tylko mógł. Od wrót dzieliły ich teraz tylko schody o łagodnych, niskich stopniach. Nastolatka czym prędzej wysiadła z karocy i stanęła na najniższym z nich, patrząc na witającego ich mężczyznę na ich szczycie. Miał on na sobie czarny garnitur w ciemne prążki, czerwoną koszulę i biały krawat, a do tego siwiejące pióra zamiast włosów, niekiedy z przebłyskami czerwonego, związał w sięgający prawie do pasa ogon. Ręce rozkładał szeroko na boki w geście powitalnym Gdzieś już to widziała…
Lisbeth miała przed sobą żywy witraż patrona Ośrodka Inkwizycyjnego w Pentrush.
O Cor
Cor jest pierwszą częścią trylogii Kroniki Magów, wchodzącej w większy cykl o Hadem. Opowiada o losach Lisbeth – młodej dziewczyny, która wbrew swojej woli już jako niemowlę zostaje wplątana w wojnę. Będąc mieszkanką tzw. Czystego Miasta nie może uczyć się za wiele o magach czy demonach, dlatego gdy zostaje wciągnięta w nieznany jej świat i odkrywa tajemnice swojej przeszłości, jest zmuszona do rozpoczęcia całkiem innego życia – z pół-demonicą ściganą przez prawo, demonim Inkwizytorem interesującym się tylko szalonymi badaniami oraz Sercem, które od zawsze po cichu żyło sobie w jej duszy.
Joanna Kordowiak
Gdyby połączyć rozum mopsika, dumę lwa oraz energię leniwca, można by stworzyć drugą mnie! Mam na imię Asia i zawsze wiedziałam, że będę chciała robić w życiu coś kreatywnego. Najpierw padło na teatr, potem na tworzenie plastelinowych protez zębowych, by ostatecznie zatrzymać się na czymś w miarę normalnym – pisaniu. Oczywiście czasem do tego procesu twórczego potrzebna jest butelka wina lub chwila przerwy na czytanie, która zazwyczaj się kończy dopiero, gdy przeczytam każdą nieprzeczytaną książkę fantasy w zasięgu ręki.
Skończyłam Publikowanie Cyfrowe i Sieciowe na Uniwersytecie Wrocławskim, a dalszą naukę kontynuuję na Dziennikarstwie i Komunikacji Społecznej. Moim marzeniem jest zostanie testerem łóżek w IKEI oraz otworzenie własnej winiarni we Włoszech, gdzie mogłabym na zmianę jeść pizzę i spisywać kolejne pomysły krążące po moim umyśle.
Tekst został opublikowany w wersji oryginalnej, nadesłanej przez autorkę.
W ogóle to ciekawie prezentuje się to miejsce. Masz wyobraźnię! Tylko to słowo „pojazd” za często wyskakuje. 😀 Życzę powodzenia! Poczytałbym więcej!