Egzekucja w świetle prawa
Blade Runner 2019 to oficjalna seria komiksów osadzona w przesiąkniętym deszczem świecie neo-noir Blade Runnera. Napisany przez nominowanego do Oscara scenarzystę Michaela Greena (Blade Runner 2049, Logan) we współpracy z Mikiem Johnsonem (Batman/Superman, Star Trek) i zilustrowany przez Andresa Guinaldo (Kapitan Ameryka: Steve Rogers), Blade Runner 2019 nie tylko próbuje naśladować filmy, które go zainspirowały, ale od pierwszego panelu sprawia wrażenie, że jest to rozszerzenie wcześniej ustalonego filmowego wszechświata.
Sam komiks podzielony jest na trzy tomy po cztery numery każdy, wszystkie zebrane w jednym zbiorczym wydaniu. Historia pierwszego tomu, Los Angeles przybliża nam losy detektyw Aahny Ashiny z Departamentu Policji Los Angeles. Przyjaciele znają ją jako Ash, a replikanci – jaką najlepszą spośród Blade Runnerów, jednostek wyszkolonych do wykonywania na tych sztucznych istotach egzekucji czy raczej, jak to ładnie określono „dymisji”. Już od samego początku czujemy, jak okrutny i brudny jest świat przedstawiony. Na początku pierwszego numeru główna bohaterka siedzi przed zasypiającym replikantem o imieniu Benny, który zabił pięć osób. Wyceniając jego narządy – płuca, nerki, serce – daje mu wybór: może go dostarczyć „w takim stanie” albo ten może użyć noża. Detektyw chce się przekonać, czy te ultranowoczesne cyborgi „mają jaja”, i jak się okaże (w zasadzie nieraz) mają…
Ash, może nawet bardziej niż Rick Deckard w oryginalnym Łowcy androidów, nie postrzega replikantów jako prawdziwych ludzi. Jakiś czas po całym zajściu bohaterka otrzymuje zadanie spotkania się z Alexandrem Selwynem – miliarderem, pracownikiem Canaan Corporation. Jego żona i córka zaginęły i ten chce, aby Ash je wytropiła.
Blade Runner 2019 opowiada historię dziejącą się przez około dziesięć lat, a z tomu na tom mamy kolejne przeskoki czasowe. To dobry sposób na przedstawienie, z jak mroczną, szorstką serią noir mamy do czynienia. Fabuła tomu drugiego, Poza światem, pokazuje, że praca dla szalonego dyrektora korporacji, który chciał odzyskać swoją córkę Cleo, średnio się opłaciła. Ash zostaje zmuszona zabrać dziewczynkę do kolonii pozaziemskiej, aby ją chronić.
Niestety życie tam nie wygląda tak, jak opisano w broszurze. Ash nie może żyć wśród superbogaczy, ponieważ zbiry Selwyna wciąż jej szukają. Zresztą nawet gdyby chciała, i tak jej na to nie stać. W związku z tym żyje wśród replikantów ze swoim „synem” Ianem. To nieszczęśliwe i wymagające życie zahartowało Cleo, a także chroniło ją przed tymi, którzy chcieli na niej eksperymentować. W Blade Runnerze nigdy nie widzieliśmy, jak wyglądało życie w pozaziemskich koloniach, więc tom wydaje się strzałem w dziesiątkę. Poza tym możemy zobaczyć relację człowieka i replikanta przywodzącą na myśl tę z oryginalnego Blade Runnera, między Deckardem a Rachael.
Tom trzeci, Powrót do domu, podsumowuje skomplikowaną fabułę Ash i jej podopiecznej, a także dodaje więcej do historii opowiadanej w mrocznej, deszczowej przyszłości. W tomie jest wiele zaskakujących zwrotów akcji i, żeby nie spolerować, powiem, że w satysfakcjonujący sposób zamyka większość wątków fabularnych.
Widziałem rzeczy, którym wy, ludzie, nie dalibyście wiary
Oprawa graficzna jest znakomita, a wysiłek zespołu kreatywnego w celu odtworzenia oszałamiającego świata neo-noir zrealizowanego przez Ridleya Scotta w jego oryginalnym filmie nie poszedł na marne. Od umytych deszczem, zatkanych ulic Los Angeles po boskie megalityczne struktury Tyrell Corporation, kreska wygląda tak, jakby została żywcem wyciągnięta z grafiki koncepcyjnej filmu. Dbałość o szczegóły stoi na wysokim poziomie.
Między 1 a 2 tomem nie da się jednak nie zauważyć, że od strony graficznej pokazywana nam historia jest jakby mniej żywa i bardziej monochromatyczna. Gdy jednak zagłębiłem się w narrację, zrozumiałem, że ta dramatyczna zmiana estetyki nie była jedynie wyborem artystycznym, ale duży wpływ miała na nią narracja. Wyblakła, wyprana paleta kolorów odzwierciedla ponure otoczenie kolonii pozaziemskich, a także wewnętrzne rozterki nękające bohaterkę. Piękne grafiki stworzone przez Andrésa Guinaldo wraz z wtórującym mu Marco Lesko napawają czytelnika tym samym poczuciem beznadziejności, które odczuwają zarówno Ash, jak i Cleo.
Czuć też pewną chemię między artystami, bo kreska świetnie zazębia się z historią pisaną przez Michaela Greena i Mike’a Johnsona. Duet ten co i rusz wprowadza do fabuły nowych graczy, którzy odgrywają integralną rolę w ramach tej narracji. Historia opisana w komiksie obejmuje wiele lat i opisuje tylko „incydenty”, powoli rozszerzając wszechświat Blade Runnera.
Szczegóły tłumów, tawern, budek z jedzeniem i zniszczonych bombami ruin są wyraźne, a panele fabularne otwierają się i biegną na dwustronicowych rozkładówkach. Futurystyczna przyszłość rysuje się w ponurych barwach – biedni kradną, a bogaci się bogacą, ale niezwykłe wyczucie szczegółów Guinaldo i poprawiające nastrój kolory Lesko nadają jej niezwykłego piękna.
Moje miejsce
Fabuła bardzo dobrze oddaje przemianę głównej bohaterki, która przeszła drogę od bycia największym nemezis replikantów sprzedającym ich organy kolekcjonerom do kogoś, kto chce chronić ich przed prześladowaniami. Blade Runner 2019 kładzie również podwaliny pod wątki mogące pojawić się w kolejnych tomach. Ash zdaje sobie sprawę, że problemy, z jakimi borykają się replikanci, mają charakter systemowy i może zrobić dla nich więcej z poziomu systemu, niż próbując służyć ruchowi oporu jako kolejny anonimowy żołnierz.
Mimo że historia jest czasami nieco przewidywalna, opowiedziana jest z wystarczającym entuzjazmem i stylem. Dialogi są błyskotliwe i zapadają w pamięć, podczas gdy piękna grafika Andrésa Guinaldo jest brudna i ostra. Seria z powodzeniem oddaje nastrój i motywy filmów neo-noir, jednocześnie opowiadając całkowicie oryginalną historię z nowymi postaciami.
Na koniec dodam tylko, że bardzo podoba mi się to zbiorcze wydanie. Mimo że nie jestem fanem niczego wydawanego w twardej oprawie, to inna forma nie miałaby chyba racji bytu. Całość jest dosyć obszerna i na pewno zadowoli tych, którzy uwielbiają takie dodatki, jak grafiki okładek poszczególnych tomów, szkice koncepcyjne czy wstawki redakcyjne. Innymi słowy, jest co oglądać i jest co czytać – nic tylko sięgnąć po komiks.