Z okazji dzisiejszej premiery wydań DVD i Blu-ray filmu Liga sprawiedliwości, mamy dla was ekskluzywny wywiad z Ezrą Millerem, odtwórcą roli Flasha! Przekonajcie się czym jest sadzenie twarzy, co wspólnego ma grupa hipisów z planem zdjęciowym oraz jak aktor wykorzystał w swojej kreacji elementy baletu.
Ostatnia Tawerna: Jak dużo wiedziałeś o Lidze Sprawiedliwości lub Flashu?
EZRA MILLER: Od najmłodszych lat byłem fanem komiksów. Tak się złożyło, że będąc brzdącem czytałem dużo DC, odkąd pamiętam kochałem trwogę i nikczemność panujące w uniwersum DC. Naprawdę uwielbiałem Batmana, a przez kilka dobrych miesięcy wokół domu chodziłem w piankowym stroju Supermana. Jako dziecko poświęcałem także dużo czasu oraz energii w pisanie i rysowanie własnych komiksów. Miałem całą serię o trzech starszych kobietach, które były skrytobójczyniami, a nazwałem ją Staję się na to za stara. Wymyśliłem także superbohatera o imieniu Super Pig (Super Świnia), który był typem świni-kamelona. Moja niania miała ogromną kolekcję z uniwersum Super Pig, pełną ręcznie robionych przeze mnie produktów – między innymi koszulek, figurek i komiksów. Rysowałem je jedną kredką [śmiech]. Byłem wtedy jednoosobowym studiem. Komiksy stanowiły łatwy, przystępny sposób opowiadania historii, które mogłem wykorzystywać, jak chciałem. Tak naprawdę były dla mnie ważne już od przedszkola.
W tym wieku nie byłem zawziętym czytelnikiem Flasha, ale pamiętam, że jako młody chłopak, kiedy biegałem na zewnątrz, trochę wyprzedzałem sam siebie i swoje stopy, co szybko stało się znanym ruchem, który moja mama nazwala sadzeniem twarzy. Polegało to na dawaniu nura nosem w asfalt, w dziury w jezdni albo inne dzieci… w co tylko sobie wyobrazisz. Ta skłonność była bardzo niebezpieczna. Kilka razy trafiłem do szpitala ze względu na kontuzje nuropochodne. W związku z tym wydaje mi się, że rola Flasha tkwiła we mnie i dojrzewała już nawet wtedy.
Kiedy za dzieciaka rodzice zabierali mnie do miasta, zawsze prosiłem, żebyśmy poszli do znanego sklepu komiksowego Forbidden Planet. Naprawdę chciałem tam zamieszkać – w księgarni, ale też w historiach znajdujących się na półkach. I w pewnym sensie udało mi się częściowo żyć w tym wymiarze – w królestwie komiksów. Wszyscy mamy taką możliwość. Jednak nadal nie mogę naprawdę zamieszkać w tym sklepie… przede wszystkim byłby problem z wydzieleniem strefy mieszkalnej [śmiech].

Komiksowa kreacja Flasha
Ostatnia Tawerna: Z którymi aspektami postaci i historii Flasha czujesz więź?
EZRA MILLER: Bardzo się cieszę, że miałem okazję czerpać z niesamowicie bogatego dziedzictwa Flasha. Dowiedziałem się, że istnieje wspaniała zależność pomiędzy nieuchronnością a przywiązaniem oraz między śmiercią a miłością, która jest obecna we wszystkich historiach o Flashu. Większość mitologii tego bohatera jest nasycona uczuciami Barry’ego Allena, wynikającymi z jego cierpień i triumfów. To serce kieruje jego postępowaniem i sprawia, że łączy się on ze światem i działa na jego rzecz, chociaż ta sama siła, która daje mu moce, próbuje go pochłonąć, a zarazem sprawić, że na zawsze staje się z nią jednością.
Barry nie jest niepokonany ani nieśmiertelny. To bardzo krucha, wrażliwa istota ludzka. Nie jest też nieustraszony. Moja wersja Barry’ego doświadcza obezwładniającego strachu i grozy. Wykorzystuje swoją bystrość i poczucie humoru do poradzenia sobie z lękiem. Został obdarowany mocami, nad którymi nie do końca panuje, bo jest człowiekiem. Jednocześnie stanie się swego rodzaju kwantową anomalią – zdolności percepcyjne Barry’ego zmieniają i zwiększają się sprawiając, że bardziej docenia wszystko, co dzieje się wokół niego. Odkrywanie tego było wyjątkowo inspirujące.
Znalazłem więź pomiędzy sobą a Barrym w naszym podziwie dla otaczających nas osób. Obaj jesteśmy nerdami i fanami superbohaterów. Nawet w obliczu zagrożenia życia cechuje go uznanie dla chwały, wobec której stoi. To podobieństwo było dla mnie punktem dostępu. Ja również czułem wielki szacunek do ludzi w moim otoczeniu, którzy całkowicie poświęcali się swojej pracy.

Kadr z filmu „Liga sprawiedliwości”
Ostatnia Tawerna: Jaką rolę odgrywa Barry w Lidze Sprawiedliwości i jak odnajduje się w grupie?
EZRA MILLER: Co najwspanialsze w idei drużyny superbohaterów – to fakt, że przeciwstawia się ona motywowi indywidualnego heroizmu tak charakterystycznemu dla mitologii superherosów, który zakłada, że jedna osoba posiada moc stanowiąc jedyną nadzieję na wybawienie. Liga Sprawiedliwości jest przypomnieniem, że jako połączone ze sobą istoty potrzebujemy siebie nawzajem niezależnie od tego, jak silni jesteśmy.
The Justice Society of America, prekursorka Ligi Sprawiedliwości, była pierwszą superdrużyną w historii komiksów. Najwspanialsza w Lidze jest idea, że każdy jej członek ma coś niepowtarzalnego do zaoferowania, a dzięki połączeniu sił ponad podziałami i pomimo osobistej niezależności, wytwarzają jeszcze większą moc. W filmie fajne jest to, że każdy członek działa na własny sposób, niehierarchicznie zajmując się zadaniami, do których najlepiej się nadaje. Wiesz, że to samo robimy na planie filmowym? Dzięki specjalizacji Arthur, dźwiękowiec, przez cały dzień trzyma mikrofon nad głową. Ja udaję, że biegam. Emmy robi charakteryzację. Jason Momoa niszczy rzeczy, rzuca przedmiotami i krzyczy. Steve pcha wózek kamery. Ray Fischer kręci się i dąsa, i pika, i przelicza, i świeci. Zack Snyder reżyseruje, Ben Affleck jest sobą. Gal Gadot zarzyna głupców i utrzymuje hiper-czaderskość. To jak wiersz Walta Whitmana. Wszyscy mają swoje zadania i każdy po prostu wierzy w swoje zdolności, jak i w umiejętności innych, dzięki czemu możemy naprawdę coś zdziałać.
Nawet jeśli Barry dopiero zaczyna rozumieć własne moce, w razie potrzeby ma wiele do zaoferowania, więc jest superbohaterem, którego warto mieć przy sobie. Barry wprowadza również pewne niedoskonałości ze względu na brak doświadczenia i wczesne stadium opanowywania swoich zdolności. Jest też trochę nieogarnięty społecznie. W związku z tym dodaje Lidze zarówno siły, jak i słabości. Barry docenia pozostałych członków Ligi i to, że są niezwykłymi mistrzami.

Kadr z filmu „Liga sprawiedliwości”
Ostatnia Tawerna: A jak pracowało się z twoim zespołem – aktorami grającymi pozostałych członków Ligi?
EZRA MILLER: Jest coś nieobliczalnego i nieprzewidywalnego w tym, co dzieje się pomiędzy ludźmi, których umieścisz wspólnie na tej samej przestrzeni i postawisz przed nimi zadanie. Oczywiście eksplorowaliśmy to w kontekście drużyny superbohaterów, ale również na planie jako zespół aktorski. Naprawdę wielkie brawa należą się wszystkim, którzy zebrali tę grupę. Nie mieliśmy tygodni na próby przed rozpoczęciem produkcji, więc w dużej mierze musieliśmy poznać się na planie – tak jak większość naszych postaci spotyka się w trakcie naszej opowieści – i nauczyć się współpracować jako superbohaterska drużyna w bardzo krótkim czasie. Jestem wdzięczny, że naturalna chemia była obecna w naszej grupie od początku.
Wszyscy działali razem, by uczynić film najlepszym z możliwych. Nikt nie zachowywał się zarozumiale ani sobie nie pobłażał. Naprawdę miałem szczęście pracować z tak przyjaznymi, dobrymi, utalentowanymi i błyskotliwymi ludźmi. Sprawiało mi to przyjemność na różne sposoby. Teraz, gdy zdjęcia się zakończyły i każdy zajął się ratowaniem swojego własnego świata, szczerze za nimi tęsknię.
Ostatnia Tawerna: Jaka była relacja pomiędzy Batmanem i Flashem?
EZRA MILLER: Batman i Flash uosabiają ogromne różnice w podejściu do roli superherosa. Barry jest nowicjuszem, Bruce – weteranem. Bruce jest sardoniczny, cyniczny, zrzędliwy i przepełniony uzasadnionym pesymizmem w odniesieniu do świata. Barry, mimo podobnie tragicznej genezy, którą dzieli wielu bohaterów, śmieje się niebezpieczeństwu w twarz i traktuje każdą sytuację z uznaniem, radością i optymizmem – nawet gdy spogląda w otchłań. Także Batman i Flash są tak różni w swoich podejściach, jak tylko ludzie mogą być. A jednak podziwiają i doceniają się wzajemnie, a także dostrzegają coś bardziej fundamentalnego w swoich identycznych intencjach, początkach i praktykach. Są najlepszymi detektywami w uniwersum DC. No, Batman jest lepszy, ale Barry jest na drugim miejscu, więc wiesz, nieważne [śmiech]! Batman ma wymyślniejsze gadżety i jest bogaty. Barry jest biedny, a spora część jego ekwipunku…eee…powiedzmy, że została uwłaszczona. Ben Affleck i ja mieliśmy wiele zabawy podczas odkrywania dynamiki Barry’ego i Bruce’a, ponieważ te postacie w taki klasyczny sposób podkreślają nawzajem swoje zalety.

Kadr z filmu „Liga sprawiedliwości”
Ostatnia Tawerna: A jak wygląda dynamika pomiędzy Flashem i Wonder Woman?
EZRA MILLER: Barry uważa, że Diana jest niewymownie niesamowitą, heroiczną, ultra-gorącą istotą, jaką mógłby sobie kiedykolwiek wyobrazić. Przebywanie w jej towarzystwie jest zdumiewające. Jest permanentnie oczarowany jej obecnością, a podziw, który wobec niej żywi, jest całkowicie szczery. Mówiąc wprost – ona jest boginią, a on skacze wokół niej, co jest problemem, gdy poruszasz się szybciej od dźwięku.
Wonder Woman jest jednocześnie bardzo ludzka i boska w swoim nieustannym współczuciu, które potrafi pokonać nawet najmocniejsze barykady – Gal Gadot naprawdę posiada tę cechę. To radość i zaszczyt pracować z nią, a także przyjemność obserwować ją w trakcie tworzenia tej ikonicznej kreacji.
Ostatnia Tawerna: Jaka chwila na planie lub scena, w której grałeś, jest twoją ulubioną?
EZRA MILLER: Projektowanie i przymierzanie kostiumu było długie i fascynujące. Brałem udział w większej liczbie przymiarek do Ligi Sprawiedliwości niż do wszystkich moich wcześniejszych filmów razem wziętych. Wydaje mi się, że było ich dwadzieścia pięć. Byłem oddany idei, że będę w stanie swobodnie poruszać się w stroju i chciałem, żeby moje ciało pasowało do niego. Dział kostiumów czynił cuda dzięki intensywnej pracy i pieczołowitym wysiłkom, by ułatwić mi bieganie tak szybko, jak mogłem i obracanie głową we wszystkie strony w kombinezonie. Ich praca była prawdziwym dziełem miłości i byłem niezwykle wdzięczny temu działowi, że umożliwił to wszystko.

Zdjęcie z przymiarek kostiumu Flasha – dodane przez Peery’ego Goyena na jego profil na Instagramie
Każdego dnia produkcji rozpierała mnie ekscytacja. Byłem ultra-nakręcony, hiper-ucieszony i über-podjarany. Podczas wielu długich dni mogłem obserwować członków naszej ekipy, którzy byli prawdziwymi superherosami – trzymającymi ciężkie przedmioty nad naszymi głowami przez dwanaście albo czternaście godzin z rzędu – jak Superman – chociaż to ludzie o normalnym stosunku do praw fizyki. W robienie tych filmów wkłada się intensywną i imponującą pracę.
W czasie produkcji pewni wędrowni muzycy nocowali u mnie w domu. Zack Snyder czule określał ich mianem „hipisów”, chociaż nie zidentyfikowałbym tej utalentowanej grupy indywiduów nazywających się The Lyrical Nomads konkretnie jako hipisów. Zack dość szybko zaczął mówić, żebym „przyprowadził hipisów na plan”. I tak pod koniec produkcji faktycznie przyprowadziłem „hipisów” na plan. Przygotowali dla nas super posiłek: danie z rozdrobnionego awokado z jagodami goji, znane wśród nich jako super-śniadanie, więc Liga Sprawiedliwości musiała go spróbować [śmiech]! Podali jedzenie części obsady i ekipy, a potem zagrali trochę olśniewającej, rewelacyjnej i sprawiającej że czujesz się naprawdę dobrze, muzyki. W dniu ich wizyty kręciliśmy ogromny fragment w apokaliptycznej scenografii, a te niesamowite, szamańskie dzieciaki, których nigdy byście się nie spodziewali w tym miejscu, uszczęśliwiały wszystkich, przytulając ich i karmiąc awokado. Nucili dla ekipy zmieniającej oświetlenie. Śpiewali serenady Benowi [Affleckowi], gdy odpoczywał po scenie bicia Parademonów. To było fantastyczne. Budzący we mnie dumę moment to właśnie to zderzenie dwóch światów, które dało wspaniały efekt.
Ostatnia Tawerna: W jaki sposób fizycznie przygotowywałeś się do roli Flasha?
EZRA MILLER: Kilka lat przed Ligą Sprawiedliwości trenowałem w różnym stopniu. Przez dwa lata ćwiczyłem sztuki walki, a przez chwilę nawet szkoliłem się górach Wudang w Chinach. Żeby lepiej zrozumieć ruchy Flasha, współpracowałem z kilkoma tancerzami i choreografami, w tym z uzdolnionymi cudotwórcami jak Zack Winokur i Bobbi Jean Smith. Gdy zbliżał się czas preprodukcji, rozpocząłem pracę z Markiem Twightem [trenerem obsady] i jego niezwykłych zespołem, który przeprowadził mnie przez fascynujący trening refleksu, który wprowadził dodatkowy element orientacji do fizycznego aspektu postaci. Cała Liga ćwiczyła NAPRAWDĘ ciężko w trakcie całego okresu zdjęciowego.
Fascynowała mnie również idea uzupełnienia luk w komiksach o Flashu, które czytałem. Występuje w nich klasyczna ikonografia rzeźby ciała bohatera. Zdekonstruowałem i zrekonstruowałem te elementy, żeby zbudować płynny język przemieszczania się Flasha z jednego punktu do drugiego. Zainteresowałem się baletem i znalazłem mnóstwo użytecznych rzeczy w formie petit allegro – małego szybkiego – żwawe, żywe i niewielkie skoki. Sporo czasu spędziłem na oglądaniu nagrań RIP, które grupa utalentowanych tancerzy z Kalifornii nakręciła, by upamiętnić swoich zmarłych przyjaciół. Wykonawcy na tych filmikach robią szalone rzeczy z zakłócaniem postrzegania czasu i ruchu, ich praca bardzo mnie poruszyła i wiele nauczyła. Inspirowałem się również wronami, gepardami, mangustami i innymi szybko poruszającymi się, inteligentnymi stworzeniami, a także płynącą wodą i – oczywiście – błyskawicami.
Ostatnia Tawerna: Dlaczego Liga Sprawiedliwości jest ważnym filmem dla współczesnych odbiorców?
EZRA MILLER: Jasne, że Liga Sprawiedliwości to przyjemny film na podstawie komiksów, ale jest jak każda historia, która przypomina nam o prostej, podstawowej prawdzie, że żyjemy wszyscy razem na Ziemi i stanowimy jej część.
Doświadczamy pewnego kryzysu na naszej wspaniałej planecie i w wielu przypadkach wydaje się, że reagujemy na takie sytuacje, izolując się w grupach, z którymi najbardziej się identyfikujemy, co jeszcze pogłębia okopy naszych podziałów. Zachowując się w ten sposób, zapominamy, że dzielimy ten glob. To brnący przez zimno i mrok delikatny statek kosmiczny, którego gościna jest krucha, a problem, w którejkolwiek jego części to kłopoty dla każdego na pokładzie. Zagraża nam wszystkim niebezpieczeństwo, które nie nadciąga z odległej planety. Jest tutaj. W nas. To nasz strach. Nasza nienawiść. To wojna. To terror. To zanieczyszczenie. Przezwyciężenie dzielących nas różnic i połączenie sił, by dokonać pozornie niemożliwego zadania – uratowania naszego świata – to imperatyw. Potrzebujemy jednej wielkiej międzynarodowej ligi sprawiedliwości, do której musi dołączyć więcej ludzi.
Tłumaczenie: Damian Lesicki