Od czasów Napoleona aż po niedaleką przyszłość
Twórca Jakuba Wędrowycza postawił na nietypowy pomysł, a mianowicie cała fabuła Upiora w ruderze opiera się na kilku przeskokach czasowych. Miejscem akcji jest Liszków, a przede wszystkim pałac. I na przykładzie tego regionu możemy obserwować, jak wyglądała niemiecka okupacja, a potem wkroczenie Armii Czerwonej. Ponadto jesteśmy świadkami narodzin PGR-u, a także zdarzeń, do których dochodzi już po transformacji ustrojowej. Co jednak najciekawsze, autor wybiega w niedaleką przyszłość i serwuje zwariowaną wariację na temat roku 2047.
Trzy zjawy
W teorii protagonistkami są szlachcianki Lukrecja, Kornelia i ich służąca Marcelina. Niemniej szybko okazuje się, że praktycznie w każdym rozdziale do Liszkowa przybywa nowa postać i to z jej perspektywy będziemy przyglądać się wydarzeniom. I tak na kartach powieści pojawią się tacy bohaterowie, jak: akowiec Hrabia Paweł Liszkowski, major Kabanow, założyciel PGR-u Józefa Kociuba, magister historii Włodzimierz Rosół, pewien artysta czy wójt gminy. Każda postać jest na swój sposób interesująca i świetnie oddaje unikatowość wybranej epoki. Kociuba jest oczywiście idealistą, major Kabanow to drań, jakich mało, a Paweł Liszkowski będzie starał się za wszelką cenę przetrwać w tych trudnych czasach. Duchy, które pojawiają się w prawie wszystkich rozdziałach, w prologu jawią się jako irytujące szlachcianki. W kolejnych rozdziałach można się przekonać, iż są niezwykle pomysłowe. Muszę przyznać, że naprawdę z przyjemnością obserwowałem poczynania osób o tak odmiennych charakterach.
Jak rodzą się mity?
To, co jednak najbardziej mi się podoba, to narodziny legendy, albowiem na przestrzeni całej powieści możemy zaobserwować, jak powstaje pewien mit. Naprawdę świetnie to zostało pomyślane i do tego cały ten wątek jest w stanie rozbawić, jak i nieco przerazić. W końcu nie łatwo jest odkryć prawdę, ale trzeba mieć nadzieję, że prędzej czy później wyjdzie ona na jaw.
Z czego zbudować PGR?
Okładka wygląda intrygująco i przyciąga wzrok, więc gdy tylko Fabryka Słów zapowiedziała tę pozycję, byłem szczerze zaintrygowany, co Andrzej Pilipiuk mógł wymyślić. Pochwalić muszę także informacje zamieszczone na skrzydełku, które doskonale wprowadzają w klimat Upiora w ruderze i tym bardziej zachęcają do odwiedzenia Liszkowa.
Czy warto odwiedzić Liszków?
Upiór w ruderze od początku mnie intrygował i nie zawiodłem się na tej powieści. Otrzymałem fascynującą historię rozgrywającą się w ciągu wielu lat, do tego z ciekawymi bohaterami oraz ze sporą dawką humoru. To, co jednak najbardziej mi się spodobało, to właśnie motyw kształtującej się legendy. Upiór w ruderze jest kolejnym świetnym dziełem w dorobku Pilipiuka, od którego nie sposób się oderwać. Zawsze ceniłem tego autora za jego niebywałą pomysłowość, a najnowsza powieść tylko potwierdza, że ma on masę niesamowitych propozycji w zanadrzu. Uważam, że każdy powinien odwiedzić Liszków, bo to magiczne i pełne tajemnic miejsce.
Co jednak najważniejsze, okazuje się, że duchy wcale nie muszą być takie straszne, więc nie masz się co bać i śmiało możesz zwiedzać… chyba że jesteś okupantem, to w najlepszym razie skończysz w gnojówce!