Wstępne zawiązanie akcji w The Twin jest szybkie, proste i klarowne. Roztrzęsiona Rachel powoduje wypadek samochodowy, w którym ginie jej kilkuletni synek, Nathan, a ona sama trafia do szpitala. Choć rany na ciele się goją, gorzej jest z jej psychiką, mającą trudności z udźwignięciem poczucia winy i żalu po stracie dziecka. Sytuacja przytłacza ją do tego stopnia, że za namową męża zgadza się na przeprowadzkę w jego rodzinne strony, by uciec od wspomnień związanych z Nathanem. Mała fińska miejscowość, skąd pochodzi Anthony, ma w zamyśle być bezpiecznym i zacisznym zakątkiem, gdzie małżeństwo pozbiera się po niedawnej tragedii i w spokoju wychowa Elliota, bliźniaczego brata zmarłego chłopca. Niestety, jak możecie się domyślić wziąwszy pod uwagę gatunkową przynależność tego filmu, sprawy prędko się komplikują, a losom bohaterów daleko jest do sielanki.
Jeśli dwa minusy dają plus, to ile klisz gatunkowych daje oryginalność?
Wydaje się, że chcąc utrzymać widza w napięciu większość scenarzystów decyduje się na konstruowanie fabuły tak, by kolejne sceny nie sugerowały zbyt wiele, a odbiorca miał w głowie jakiś zarys ścieżki przed sobą, ale nie był zdolny do przedwczesnego wypełnienia tej wizji szczegółami i zepsucia sobie niespodzianki towarzyszącej odkryciu zakończenia. Czy tak właśnie prowadzą opowieść Mustonen i Hyvärinen w The Twin? Absolutnie nie!
Osobę oglądającą ten film czeka swoista klęska urodzaju. Nieprzewidywalność fabuły opiera się nie na aurze tajemnicy i stopniowym „odwijaniu” istoty rzeczy, ale raczej na podrzuceniu takiej ilości fałszywych tropów i tak płynnym skakaniu między kliszami i stylistykami, żebyśmy przestali wierzyć w prawdziwość którejkolwiek interpretacji wydarzeń. Gdyby zwroty akcji mogły oddziaływać na nas fizycznie, z pewnością niejeden widz doznałby choroby lokomocyjnej w trakcie seansu…
Jeśli po pierwszych scenach prezentujących nadopiekuńczą, wrzaskliwą i irytującą matkę, niedostępnego, obojętnego i niezbyt odpowiedzialnego ojca oraz tajemnicze i lekko niepokojące dziecko zaczynacie – jak ja – ziewać i mieć nieprzyjemne skojarzenia z antykreatywnymi produkcjami pokroju niedawnego Brahms: The Boy II, mogę was poniekąd uspokoić. Za chwilę wasz punkt widzenia fiknie koziołka i zaczniecie myśleć o Omenie. Potem o Midsommar. A później o Dziecku Rosemary. Ostatecznie zaś wszystko zacznie się dość przypadkowo przeplatać, aż do punktu w którym stracicie orientację – a wraz z nią większość zainteresowania tym, do czego film właściwie zmierza.
Końcowa wywrotka perspektywy w finale teoretycznie ma sens, ale z jakiegoś powodu nie była dla mnie satysfakcjonująca i nie dała mi specjalnej radości z faktu, że dotrwałem i poznałem zakończenie opowieści. A wywołanie u mnie tak mało entuzjastycznej reakcji to raczej nie powód do dumy, biorąc pod uwagę, iż zgodnie z założeniem rozwiązanie fabuły zdołało mnie zaskoczyć – odbiór filmu wśród moich bardziej „przewidujących” znajomych był wyraźnie gorszy.

Kadr promujący film „The Twin”
Straszny… czy strasznie smutny?
W moim odczuciu The Twin to horror, który nie do końca zasługuje na to miano, ponieważ przez większość czasu w zasadzie nie jest straszny. Jasne, czasami zdarzy się jakiś jump scare, wykorzystywane motywy (niepokojące senne wizje, okultyzm itp.) też są na swoim miejscu… ale jakoś brakuje napięcia. Chyba jedyna scena, jakiej udało się zbudować je prawidłowo i sprawić, żebym usiadł w fotelu nieco sztywniej w oczekiwaniu na zagrożenie, rozegrała się w domu staruszki Helen, z dala od protagonistów i głównej osi fabuły. I może właśnie w tym należy szukać powodów takiego stanu rzeczy: mimo całej niepokojącej otoczki, ponurych i ciemnych ujęć oraz innych sztuczek ani przez moment nie czułem, że gra toczy się o jakąś stawkę, a Rachel, Elliotowi czy nawet Anthony’emu może stać się jakaś krzywda tu i teraz, w tej właśnie sekwencji. Film wybudza się z tego dziwacznego letargu dopiero w finale, ale jest to niestety zbyt mało, zbyt późno. W końcu horror to ostatni gatunek, w którym powinniśmy mieć poczucie, że bohaterów chroni tzw. plot armor, czyż nie?
W związku z tym dzieło Mustonena wrzuciłbym raczej do worka z obrazami w stylu Sierocińca. Nie jest to, jak się domyślacie, porównanie jakościowe, chodzi raczej o sposób prowadzenia narracji oraz to, jak The Twin oddziałuje na widza. Strach, ciarki, gwałtowne podskoki po nagłym pojawieniu się na ekranie „strasznej rzeczy”, tego znajdziecie tu jak na lekarstwo. Na fińskie odludzie wybieramy się raczej po to, żeby doświadczyć pewnej historii, wraz z umieszczonym na pierwszym planie małżeństwem przeżyć ich traumę i powoli, po kawałku, poskładać w całość elementy fabularnej układanki, która ostatecznie okaże się nie tyleż przerażająca, co dojmująco i głęboko smutna. Jeśli więc macie się tu czegoś bać, to raczej tego, że ostatnie minuty mogą z Was wycisnąć kilka łez.
Uroków Północy odmówić mu nie można
Jedną z niewątpliwych zalet The Twin jest jego wyraźnie fiński charakter. Da się go dostrzec w samym stylu snucia opowieści, a więc zarówno w przytłaczających, depresyjnych nutach, w które scenariusze nie waha się uderzać, jak i w chaotyczno-onirycznej narracji prowadzącej widza od sceny do sceny, w jakiej ostatnimi czasy wydają się lubować twórcy horrorów w krajach Północnej Europy. Typowy klimat Finlandii zdołamy zresztą poczuć nawet bez zagłębiania się w niuanse fabuły, a wszystko to za sprawą długich, dopracowanych ujęć pokazujących nam piękno, ale i tajemniczą dzikość lokalnej przyrody, urokliwe zakątki małego fińskiego miasteczka czy nawet przepastne, ale na swój sposób ciepłe wnętrza posiadłości głównych bohaterów.

Kadr ze zwiastuna filmu „The Twin”
Komu polecać, czego się spodziewać?
Podsumowując, moje odczucia co do The Twin są dosyć mieszane. Nie jest to z pewnością film zły, niedopracowany czy pozbawiony przekazu. Należy raczej do obrazów specyficznych, które spodobają się węższej grupie odbiorców o bardziej niestandardowych oczekiwaniach. Ja sam nie mogę powiedzieć, żebym bawił się źle albo przesiedział cały seans całkowicie obojętny na to, co dzieje się na ekranie. Twórcy niewątpliwie potrafią zagrać na emocjach, zbudować ponurą, tragiczną historię albo zbić widza z tropu nawałnicą zwrotów akcji. Zakończenie zdoła też skłonić co bardziej refleksyjne osoby do różnych przemyśleń. Niemniej jednak jest to bardziej dramat z elementami gatunkowej sztampy niż prawdziwy film grozy z krwi i kości. Jeśli szukacie czegoś dynamicznego i nieskomplikowanego do obejrzenia ze znajomymi albo intensywnego doświadczenia regularnie wyrzucającego Was z fotela z pomocą uderzeń głośnego dźwięku i wizualnych straszaków, wybierzcie się raczej na coś innego. A jeżeli nie macie nic przeciwko odrobinie melancholii, główkowania nad fabułą i zanurzenia się w cudzej traumie – The Twin będzie jak znalazł!
Za możliwość obejrzenia filmu The Twin dziękujemy sieci kin Cinema City!