Czasem człowiek ma nastrój na ambitną lekturę, a innym razem nachodzi go ochota na lekkostrawny odmóżdżacz. Bywają jednak takie chwile, gdy chcemy sięgnąć po niezbyt ciężką, ale niebanalną pozycję, która pozostanie w naszej pamięci po przeczytaniu. Czarny Młot należy właśnie do takich „komiksów ze średniej półki”.
W serii Lemire’a, Ormstona i Stewarta poznajemy grupę intrygujących indywiduów, które do niedawna pędziły żywot superherosów. Każdy z bohaterów ma inne zdolności, odmienną genezę, a także rozmaite problemy. Wszystkich łączy zaś fakt, że w wyniku niewyjaśnionych wydarzeń znaleźli się na tajemniczej farmie, z której nie mogą się wydostać. Próbują więc jakoś poukładać sobie życie w nowej rzeczywistości, jednocześnie starając się znaleźć wyjście z niefortunnej sytuacji lub przeciwnie – dostosować się do niej.
Pomiędzy skrajnościami
Przez dłuższy czas polscy fani opowieści o superbohaterach musieli wybierać pomiędzy masówką w postaci tasiemcowych serii od Marvela i DC a megaambitnymi kamieniami milowymi gatunku pokroju Azylu Arkham, Strażników, Powrotu Mrocznego Rycerza czy Miraclemana. Ewentualnie mogli sięgnąć po trawestujące konwencję superhero, niezbyt poważne eksperymenty, jak Kick-Ass. Na szczęście sklepowe półki powoli zaczynają zapełniać się także rodzimymi wydaniami „komiksów środka” o bohaterach w trykotach.
Czarny Młot nie jest tytułem tak ambitnym jak kultowe powieści graficzne Alana Moore’a, chociaż bez wątpienia wiele im zawdzięcza. W historii o uwięzionych na farmie byłych superherosach po przejściach pobrzmiewają dalekie echa Strażników, a pomysł przeplatania głównej akcji retrospekcjami stylizowanymi na „kolorowe zeszyty” z epoki kojarzy się z rozwiązaniem zastosowanym w Miraclemanie. Scenariusz Jeffa Lemire’a nie ma w sobie jednak tak ogromnego ciężaru jak te kultowe tytuły. Tajna geneza jest dziełem znacznie mniejszego kalibru, któremu bliżej do Hellboya, TOP 10 albo Starlighta czy Jupiter’s Legacy. Lemire, idąc śladami Moore’a, Gaimana i Mignoli, remiksuje rozmaite archetypy i tropy fabularne. Miłośnicy komiksu superbohaterskiego bez trudu odnajdą w tym albumie między innymi przeróbki takich postaci, jak Kapitan Ameryka, Shazam czy Marsjański Łowca Ludzi oraz serii grozy pokroju House of Secrets i House of Mystery. Z kolei wspomniane pozycje z Millarworld łączą z Czarnym Młotem rozmyślania nad przemijaniem i starzeniem się oraz poruszanie kwestii roli superbohatera i jego zobowiązań wobec otaczającego go świata.

„Czarny Młot“ – fragment planszy z komiksu
Dobrze skrojony kostium
Ilustracje Deana Ormstona są idealnie dopasowane do takiego rodzaju opowieści. Z jednej strony cechuje je typowy dla amerykańskiego komiksu uproszczony realizm bez artystycznych eksperymentów, z drugiej jednak – styl rysownika jest na tyle charakterystyczny, żeby wyróżniać się na tle głównego nurtu obrazkowych serii o trykociarzach. Niemała w tym zasługa kolorysty Dave’a Stewarta, który podkreślił oryginalność warstwy graficznej, uciekając od nadużywanych przez amerykańskich grafików efektów rodem z Photoshopa w stronę prostszej stylistyki. Ponadto zarówno rysunki, jak i paleta barw zmieniają się we fragmentach retrospektywnych, odpowiednio podkreślając nastrój każdego z nich.
Egmont wydał pierwszy tom Czarnego Młota dokładnie w takiej formie, na jaką ten komiks zasłużył. Standardowy format i papier, miękka oprawa, ale także kilkanaście stron dodatków: komentarza odautorskiego, szkiców, alternatywnych okładek i biogramów postaci – porządnie, ale bez ekstrawagancji, a dodatkowo za przyzwoitą kwotę.

„Czarny Młot“ – fragment planszy z komiksu
Ciąg dalszy nastąpi…
W Tajnej genezie dopiero poznajemy protagonistów oraz dowiadujemy się z grubsza, w jakich okolicznościach trafili na farmę. Tajemnica dotycząca losów bohaterów jest odkrywana powoli, dając czytelnikowi czas na zgłębienie ich psychiki i motywacji. Rozwijająca się niespiesznie historia oraz nieszablonowe postacie intrygują do tego stopnia, że po zakończeniu lektury albumu ma się ochotę od razu sięgnąć po kolejny.
Czarny Młot. Tajna geneza stanowi bardzo przyjemną pozycję ze średniej półki: fabularnej, graficznej i cenowej. Inteligentny scenariusz i oryginalne postacie, a także przyjemna oprawa rysunkowa sprawiają, że jest to ciekawa, wciągająca, ale jednocześnie w miarę lekkostrawna, nieprzytłaczająca lektura. Z pewnością zapoznam się z dalszym ciągiem.