Wydaje się, że odkąd amerykańską opinią publiczną wstrząsnęła afera Watergate, pogrążająca prezydenturę Richarda Nixona, obowiązkowym punktem do odhaczenia na liście „sukcesów” każdej kolejnej administracji publicznej jest mniejszy bądź większy przeciek lub skandal. Dziś, w czasach rekordowo niskiego poziomu zaufania społecznego, wydźwięk Globalnego pasma pozostaje nie mniej aktualny niż podczas jego pierwotnej premiery.
Tytułowa organizacja jest agencją ratunkową o światowym zasięgu, kryptoświętym do spraw beznadziejnych – jej członkowie sprzątają po pozostałościach zimnowojennych eksperymentów dokonywanych na szarych granicach moralności, interweniują też tam, gdzie ze względu na nietypowość bądź zbyt wysoki poziom ryzyka z problemem nie radzą sobie konwencjonalne służby. W jej skład wchodzi tysiąc jeden rozsianych po całym globie agentów, specjalistów w różnych dziedzinach – od broni biologicznej po parkour. Wszyscy oni podlegają założycielce Globalnego Pasma Mirandzie Zero i jej prawej ręce – łączniczce Alef, która śledzi przebieg każdej akcji z tajnego centrum operacyjnego.
Propozycja wydana nakładem Egmontu to zbiorczy tom zawierający wszystkie dwanaście zeszytów pierwotnie ukazujących się w latach 2002-2004. Jest to przy tym seria po części antologiczna. Misje przedstawione w kolejnych rozdziałach to krótkie, zamknięte opowiastki, różnorodne nie tylko tematycznie (od potencjalnego zamachu terrorystycznego w centrum Londynu, przez wioskę zamieszkaną przez fundamentalistów religijnych gdzieś na kole podbiegunowym, aż po Cronenbergowskie niemalże amalgamaty ludzkich tkanek, tyleż przerażające, co groteskowe), ale i wizualnie – za ilustracje każdego zeszytu odpowiada bowiem inny rysownik. Lista płac imponuje: Simon Bisley (Hellblazer), Karl Story (Batwoman), David Lloyd (V jak Vendetta) czy Lee Bermejo (Joker) – to tylko kilka nazwisk prawdziwego who’s who amerykańskiego komiksu. Szczególną uwagę przykuwają odbiegające od standardowej estetyki komiksu „Wielkie niebo” ilustrowane przez Jona J. Mutha, „Katedra płuc” wyżej już wspomnianego Lee Bermejo i zamykający tom „Harpun” Gene’a Ha.
Niestety za wysokim poziomem artystycznym nie idzie sama narracja. Za scenariusze wszystkich zeszytów odpowiada pomysłodawca serii, Warren Ellis. I, jak to często w przypadku antologii bywa, historia historii nie jest równa. Mogłoby się wydawać, że brak konieczności konsekwentnego rozwijania linearnej narracji da przestrzeń do stworzenia małych perełek. Zbyt wiele historii sprawia jednak wrażenie intensywnych zapychaczy, co przy galopującym tempie akcji nie jest znowu aż tak dużym problemem, sprawia jednak, że jako całokształt Globalne pasmo będzie raczej doświadczeniem jednorazowym.