Wakacje w raju
A zaczyna się niepozornie. Rodzina Guya (Gael García Bernal) wybiera się na upragnione wakacje. Małżeństwo przeżywa kryzys, więc z kilkudniowym odpoczynkiem w tropikalnym kurorcie, który Prisca (Vickie Krieps) znalazła w internetowej wyszukiwarce, wiążą się duże oczekiwania. Czas goni, gdyż kobieta choruje na potencjalnie nieuleczalny nowotwór. Rajski kompleks nie wzbudza niczyich podejrzeń, toteż gdy konsjerż hotelu proponuje małżeństwu specjalną ofertę – wyjazd na kameralną, prywatną plażę – para przyjmuje ją bez zastanowienia. Na miejscu okazuje się jednak, że urokliwy zakątek nie jest do końca zwyczajny – czas płynie w nim inaczej, a przebywający tam wczasowicze zaczynają starzeć się w nienaturalnie szybkim tempie. Wyliczenia wskazują, że przebywającym na plaży zostało nie więcej niż kilkadziesiąt godzin życia.

Źródło: phillyvoice.com
Raj utracony
Najnowsza produkcja M. Nighta Shyamalana zawiera w sobie wszystkie elementy składowe charakterystyczne dla twórczości oryginalnego reżysera, stąd też jej miłośnicy mają szansę poczuć pewien rodzaj psychicznego komfortu związany z obcowaniem ze znajomym schematem. Pojawia się zatem grupa zdezorientowanych osób, która postawiona zostaje w obliczu niecodziennych okoliczności i wspólnie podejmuje próbę rozwikłania tajemnicy. Punkt wyjściowy Old wydaje się wystarczająco intrygujący, nawet jeśli nawiązuje do popularnego toposu raju, który ostatecznie okazuje się być piekłem – motywu obecnego w kulturze od dawna i chętnie przez autorów wykorzystywanego. Kolejna warstwa tajemnicy odwołuje się z kolei do ponadczasowego, głęboko zakorzenionego lęku przed nieuniknionym – upływem czasu i naturalną degradacją organizmu, obawy uniwersalnej, wzmacnianej zarówno przez tradycyjne przekazy medialne, jak i media społecznościowe. Bezsilność i zupełny brak sprawczości wobec siły wyższej widoczne są doskonale: bohaterowie, choć wykwalifikowani i dobrani według klucza fabularnej użyteczności (Guy jest analitykiem ubezpieczeniowym kalkulującym ryzyko, a Prisca muzealniczką; mamy również lekarza, pielęgniarza, psycholożkę…), nie są w stanie zatrzymać galopującego upływu czasu. Sama plaża odkrywa swoje karty bez pośpiechu, a kolejne jej zakamarki i makabryczne pułapki widzowie poznają razem z nieszczęsnymi wczasowiczami.
I do pewnego momentu formuła działa – oszczędnie dawkowane informacje i niepokojące okoliczności ciekawią, a zagadka angażuje, nawet jeśli wypowiadane przez bohaterów dziwaczne dialogi nie brzmią szczególnie naturalnie (co w skryptach Shyamalana zdarza się akurat często), a napięcie co jakiś czas rozładowują zapewne nie do końca zamierzone śmiesznostki. Tym, co w filmie działa i udziela się także widowni, jest konsekwentnie pogłębiane uczucie dezorientacji. Fantastyczny jest również sam koncept zaczerpnięty z powieści graficznej Sandcastle autorstwa Pierre’a Oscara Lévy’ego i Frederika Peetersa, jednak im dłużej obcujemy z Old, tym trudniej oprzeć się wrażeniu, że reżyserowi najzwyczajniej szybko zabrakło pomysłów na jego kreatywne wykorzystanie. Shyamalan gubi rytm, tempo i ton opowieści: bywa straszno, bywa śmieszno, ckliwie i krwawo, trudno jednak dopatrzeć się w tych skokach logiki. Nie wykorzystuje też potencjału utalentowanej, międzynarodowej obsady – chwilami można odnieść wrażenie, jakoby ci pojawiali się na ekranie wyłącznie w celu deklamowania ekspozycji, a przy okazji coś im się czasem przydarza. Ostatecznie, czy to przez niedoskonałości scenariusza, czy też zimną, mechaniczną grę aktorów, perypetie grupy wczasowiczów przywodzą na myśl raczej wirtualną symulację – nie tyle nawet niewiarygodną, co po prostu pozbawioną spójnej wizji i sensu. W tym szaleństwie nie ma metody.

Źródło: gamesradar.com
Byle do brzegu, panie reżyserze
W filmie M. Nighta Shyamalana nie może zabraknąć bodaj najbardziej charakterystycznego dlań elementu, czyli zaskakującego zwrotu fabularnego, redefiniującego to, co dotąd było nam dane zobaczyć. Ten (z oczywistych względów nie zdradzę, czym on jest) w przypadku najnowszej produkcji reżysera odziera historię z resztek tajemnicy i nie zostawia już niczego wyobraźni. Niby kiełkują zasiane uprzednio nasiona, niby pewne znaki można było odczytać wcześniej, warto jednak zadać sobie pytanie, czy na pewno było to konieczne. Skromnym zdaniem piszącej te słowa: nie.
Proces produkcji Old naznaczony był szeregiem logistycznych utrudnień i niedogodności. Dość zaznaczyć, że okres zdjęciowy przypadł oczywiście na sam środek ogólnoświatowej pandemii. Rajska plaża, choć niewątpliwie piękna, z perspektywy ekipy jawić się musiała raczej jako plan z piekła rodem – podmywana przez fale, w trakcie przypływów po prostu… znikała. Łatwo zatem wyobrazić sobie pośpiech i popłoch, w jakich powstawały kolejne sceny. Aktorzy z kolei zdradzali w wywiadach, że na przygotowanie się i zapoznanie ze scenariuszem mieli zaledwie… trzy godziny. I to wszystko widać w ostatecznej wersji filmu – gdyby chcieć określić Old jednym słowem, zapewne byłoby to po prostu „niedopracowany”. A przecież Shyamalan, w przeciwieństwie do swoich bohaterów, czas miał…
Na film Old zapraszamy do sieci kin Cinema City!