Jeśli miarą tego, czy film można uznać za udany, miałoby być zachowanie widowni w trakcie seansu, to Ciche miejsce z pewnością zrobiło na odbiorcach duże wrażenie – pierwszy raz zdarzyło mi się oglądać horror w idealnej ciszy przy niemal pełnej sali. I nic dziwnego, bo dzieło Johna Krasinskiego jest naprawdę wybitne.
Główni bohaterowie, Abbottowie, to pięcioosobowa amerykańska rodzina żyjąca gdzieś na prowincji. Akcję filmu umiejscowiono w niedalekiej przyszłości, tuż po tajemniczej katastrofie, w której zniszczona została dotychczas istniejąca cywilizacja. Twórcy nie starają się wyjaśnić, co dokładnie się wydarzyło, możemy się tego domyślać na podstawie strzępków informacji – nagłówków starych gazet, notatek ojca rodziny. Świat został zaatakowany i opanowany przez przerażające stwory – ślepe, opancerzone i bardzo szybkie, reagujące na każdy głośniejszy dźwięk. Jedyną metodą, aby przetrwać tę apokalipsę jest życie w ciszy.

Kadr z filmu „Ciche miejsce”
Abbottowie dostosowują swój dom i jego otoczenie do istniejących warunków tak, żeby uniknąć wszelkich hałasów – wysypują wszystkie ścieżki piaskiem, oznaczają nieskrzypiące deski w podłodze, rezygnują z talerzy na rzecz liści. Zamiast mówić używają języka migowego, którego musieli nauczyć się jeszcze przed katastrofą, aby porozumieć się z głuchą Regan. Mimo wszystko bohaterowie żyją w nieustannym stresie, bo każdy odgłos, nawet wygenerowany przez przypadkowo zrzucony przedmiot, może ściągnąć na nich śmierć.
Kiedy dźwięki niosą śmierć…
Napięcie w Cichym miejscu budowane jest stopniowo, chociaż już od pierwszych kadrów filmu zauważamy, że z przedstawionym w nim światem dzieje się coś bardzo złego. W miarę rozwoju akcji groza narasta i funduje widzowi prawdziwą huśtawkę emocji – strach, nadzieję, przerażenie i rozpacz. Scen, w których coś znienacka wyskakuje zza ekranu jest niewiele, ale zdarzyło mi się parę razy drgnąć w fotelu ze strachu.
Ciche miejsce nie byłoby tak dobrym filmem bez doskonałych aktorów. Evelyn Abbott (Emily Blunt) to prawdziwa siłaczka, gotowa na wszystko, aby tylko ocalić życie swoich dzieci. Ona i jej mąż Lee (John Krasinski) to twardzi, szybko adaptujący się do okoliczności ludzie, zdecydowani przetrwać za wszelką cenę, ale przy tym wciąż sobie bliscy i wzajemnie się kochający. Mimo pozornie beznadziejnej sytuacji ciągle mają nadzieję na to, że uda im się wychować dzieci i dożyć starości.

Kadr z filmu „Ciche miejsce”
Duże wrażenie zrobiła na mnie rola Millicent Simmonds grającej głuchą córkę Abbottów – Regan. Dziewczynka oprócz tego, że musi walczyć ze swoją niepełnosprawnością, zmaga się jeszcze z wyrzutami sumienia, ponieważ niechcący przyczyniła się do śmierci bliskiej jej osoby. Żałoba kładzie się cieniem na całej rodzinie, utrudnia relacje pomiędzy rodzicami i dziećmi. Regan próbuje w jakiś sposób odkupić swoje winy, często ryzykując życiem, to dzielna i bardzo odważna postać. Co ciekawe, Millicent Simmonds rzeczywiście nie słyszy. John Krasinski, który jest także scenarzystą, producentem i reżyserem filmu, chciał, aby aktorka wcielająca się w tę rolę była jak najbardziej wiarygodna.
Wcale nie gorszy od niej jest Marcus (Noah Jupe), młody, przerażony chłopiec, który chyba najgorzej radzi sobie w okolicznościach, w których przyszło mu żyć. Nie wiadomo właściwie, czy bardziej boi się śmierci swojej, czy bliskich. Jego wrażliwość nie pozwala mu przywyknąć do sytuacji.
Cisza jest ukojeniem
Ciche miejsce to nie tylko horror, ale też bardzo dobry dramat, opowiadający o trudnych relacjach rodzinnych oraz egzystencji w czasach po apokalipsie, kiedy właściwie nie wiadomo, czy nadzieja umożliwia przetrwanie, czy pozwala się łudzić i niepotrzebne odwlekać w czasie nieuniknioną zagładę. Determinacja Evelyn i Lee to niezwykła siła, a ich miłość do dzieci porusza.

Kadr z filmu „Ciche miejsce”
Film właściwie nie ma słabych stron, jest oparty na oryginalnym pomyśle, dobrze zagrany i wyreżyserowany (tu wielkie ukłony dla Johna Krasinskiego, prawdziwego człowieka-orkiestry). Pojawiają się w nim oczywiście pewne aluzje do klasyków – chociażby to jak wyglądają stwory czy sceny niebezpieczeństwa czającego się w polach kukurydzy – ale tylko dodają one produkcji smaczku. Otwarte zakończenie daje nadzieję na ewentualna kontynuację. Przygody bohaterów wciągnęły mnie tak bardzo, że kiedy seans dobiegł końca, poczułam prawdziwą ulgę i wreszcie z życzliwością pomyślałam o hałasujących za ścianą sąsiadach.
Jim Halpert!
Jak od dawna nic ciekawego w kinie nie było tak na ten film mam ochotę się wybrać, zaintrygowała mnie ta recenzja…